ďťż

Praktykuje się kult w różnych fazach lub okresach...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Pierwsza faza: w której się adoruje Wielkiego Architekta Wszechświata, co jak już powiedziałem zostało odrzucone przez Wielki Wschód Francji. Nowo wstępujący wyobraża sobie, że chodzi o Boga, o tę Istotę Najwyższą, którą być może nauczył się kochać i adorować na łonie swojej matki lub w Kościele, albo w dobrze prowadzonej szkole. Biedaczyna nie wyobraża sobie, że chodzi tylko o imię symboliczne, przy pomocy którego skrywa się inne, prawdziwe bóstwo masońskie. Gdy symbol ten staje się zbędny zostawia się go na stronie. Należy zauważyć, że masoni unikają nazywania Boga w swoich aktach oficjalnych; przynajmniej dlatego, aby nie wzywać fałszywego bóstwa. Druga faza: w której adoruje się Przyrodę, bądź też, gdy pojęcie Wielkiego Architekta tłumaczy się jako Boga-Przyrodę, przyczynę uniwersalną powstania rzeczy, tak jak to rozumie materialista, panteista albo teozof, którzy tylko się różnią imionami, a nie wyobrażeniem przyczyny istnienia rzeczy. Amerykańscy doktorzy masońscy po długich rozważaniach i wahaniach stwierdzili, że istota boska jest źródłem rzeczy aktywnym i pasywnym lub męskim i żeńskim. Co do kultu Przyrody mówi Pike: "Jest to ateizm czysto formalny, będący negacją Boga tylko słowną, a nie rzeczywistą. Człowiek mówi: Nie ma Boga, tj. nie ma Boga, który stwarza samego siebie, albo który nigdy nie był zapoczątkowany, ale który zawsze był, który jest przyczyną istnienia, który jest myślą i opatrznością wszechświata. Dlatego też porządek, piękno i harmonia świata, materii i umysłu nie wskazują na żaden plan albo cel Bóstwa. Ale, mówi on, Przyroda (pod którym to słowem rozumie się ogólną sumę istnienia), to jest to co potężne, mądre, aktywne i dobre, Przyroda stworzyła się sama, lub innymi słowy, zawsze była i jest przyczyną swojej własnej egzystencji, myślą wszechświata i opatrznością dla samej siebie. Oczywiście jest plan i cel, w wyniku których istnieje porządek, piękno i harmonia, ale to jest plan i cel Przyrody". W takich przypadkach, kontynuuje, negacja absolutna istnienia Boga jest tylko formalna i nierealna. Przytacza się przymioty Boga i zapewnia się, że istnieją, a to jest tylko zmianą imienia, nazwaniem posiadacza tych przymiotów Przyrodą, a nie Bogiem (Preuss A. R, 157-158). Że nie chodzi tylko o sprawę imienia, na to wskazuje tłumaczenie, które kontynuuje Pike odnośnie Trójcy Świętej. Redukuje on to pojęcie do duszy, myśli tej duszy i słów którymi się wypowiada myśl. Nic nie dodam do tego co powiedziałem o kulcie ciała, kulcie który masoneria odziedziczyła po starożytnych poganach. Preuss i Benoit podają liczne informacje co do tego w swoich pracach tyle razy cytowanych. U Benoita można znaleźć, że nawet w pogrzebie masońskim istnieją elementy tego kultu pogańskiego, okrytego oczywiście symbolem. To co o tym słyszałem od naocznych świadków, przejęło mnie grozą. 65. Słońce i ciało Naturalnie, gdy się mówi o życiu, o płodności etc., przedstawia się następnie słońce jako najbardziej aktywny i potężny czynnik płodności i powstania istnień, zwłaszcza obdarzonych życiem, zajmujących stopień wyższy pośród ogółu rzeczy. Jest zatem logiczne, że sprawując kult Przyrody uznaje się słońce za jej najbardziej charakterystycznego reprezentanta i symbol najodpowiedniejszy dla Boga. Masoni adorują przyrodę podobnie jak to czynią dzicy. Do kultu słońca odnoszą się liczne symbole i ceremonie sprawowane w lożach. Według Mackeya okrążanie lub procesja wokół ołtarza w lożach, którą się zaczyna na wschodzie, idzie się na południe ł kończy się na zachodzie jest imitacją obiegu słońca i oczywisty dowód, że obrzędy pogańskie czcicieli słońca pochodzą ze wspólnego źródła co te, którym masoneria zawdzięcza swoje istnienie. Mówi: "Tylko masoneria zachowała pierwotne znaczenie, którym była symboliczna aluzja co do słońca, jako źródła światła fizycznego i najwspanialszego dzieła Wielkiego Architekta Wszechświata"
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.