ďťż

Gdybyż to jednak było tak proste w teorii i praktyce, jak twierdzą magowie filipińscy i magnetyzerzy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. Nawet z pozoru "niezbite dowody" energetycznych oddziaływań "uzdrawiaczy" mogą być różnie interpretowane. Ostatnio pojawiły się np. doniesienia o śladach w postaci zaczernionych punkcików pozostawionych przez "uzdrawiaczy" na bardzo czułych błonach fotograficznych używanych w badaniach emisji jądrowej. Ponoć promieniowanie emitowane przez tych ludzi przenika nawet przez osłony metalowe oddzielające ich dłoń od błony przyłożonej do ciała pacjenta. Ale czy źródłem promieniowania wywołującego zaczernienie nie może być również skóra człowieka, który – ulegając bardzo silnej sugestii – może nieświadomie .wywoływać w swym organizmie określone reakcje? O tym, że zjawiska takie nie są wykluczone – zdają się świadczyć doświadczenia, o których piszę w następnym rozdziale. Przedmiotem kontrowersji między entuzjastami magii filipińskiej a sceptykami są jednak najczęściej kwestie znacznie prostsze i niejako podstawowe: magowie oszukują czy nie oszukują? Zarzut szarlatanerii dotyczy, rzecz jasna, przede wszystkim owych magicznych operacji. Sceptycy twierdzą wręcz, że są to zwykłe sztuczki iluzjonistów i to dość prymitywne. W kilku przypadkach udało się zresztą przyłapać magów na oszustwie, np. wyrwać z ręki maga, wyjętą rzekomo z ciała pacjenta, "tkankę rakowatą", która po zbadaniu okazała się tkanką zwierzęcą i to nienowotworową. Zdaniem naukowców i dziennikarzy interesujących się bliżej praktykami magów filipińskich, krew, ropa, organa zwierzęce są przynoszone w plastykowych torebkach i ukrywane w fałdach ciała pacjenta. Zanurzanie dłoni w większych fałdach skóry (zwłaszcza na brzuchu) stwarza z daleka wrażenie sięgania do wnętrza ciała. Przytaczane są też przypadki, w których wbrew twierdzeniom magów, zdjęcia rentgenowskie nie wykazały "pooperacyjnych" zmian w organizmie. Znamienne jest też, że magowie nie pozwalają obserwatorom zbliżać się i filmować "operacji". Żaden też dotąd lekarz czy naukowiec specjalista nie był w stanie stwierdzić, że widział otwarte wnętrze ciała "operowanej" osoby. A relacje niespecjalistów, których łatwo oszukać i zasugerować, nie mogą służyć za dowód. Potraktowanie magów filipińskich jako szarlatanów byłoby jednak spłyceniem problemu. Jeśli "operacje magiczne" są mistyfikacją, to cel stwarzanych iluzji jest przede wszystkim leczniczy. Magowie są rzeczywiście "lekarzami duchowymi" – leczą bowiem sugestią i autosugestią. "Operacje" pełnią tu prawdopodobnie tę samą funkcję jak "baquet" Mesmera – służą "urealnianiu" sugestii. Chodzi po prostu o spotęgowanie iluzji, przełamanie oporów psychicznych, zaszczepienie wiary w uzdrawiającą moc cudotwórcy. Bez tej wiary wszelkie najwymyślniejsze zabiegi lecznicze byłyby bezskuteczne. Pisząc o magach filipińskich, nazywa się ich czasem przybyszami z przeszłości, ludźmi, którzy próbują przenieść w nasze czasy metody i środki lecznicze szamanizmu, oparte na doświadczeniach wielu tysięcy lat i przechowane w odciętych od cywilizacji wioskach górskich i ostępach leśnych. Jest w tym tylko część prawdy. Magowie z Manili są dziś bliżsi profesjonalnie naszym współczesnym europejskim znachorom i magnetyzerom niż czarownikom z puszcz afrykańskich i amerykańskich. Nawet otoczka dobudowanych teorii naukowych i pseudonaukowych bywa tu i tam podobna. Oczywiście inne są tradycje kulturalne środowisk, w których działają magowie i znachorzy, inne też na ogół są metody przekazywania sugestii. Tradycje medycyny ludowej wiążą się u nas przede wszystkim z ziołolecznictwem, zaś w mniejszym stopniu "z praktykami magicznymi. Wiara w cudowny wpływ tajemniczych leków może więc tylko wspomagać rzeczywiste lecznicze działanie ziół, z jakich się te leki składają. Niestety, umiejętności diagnostyczne większości współczesnych znachorów europejskich są bardzo ograniczone, a znajomość leczniczych właściwości ziół dość niska. Stosowane przez nich mieszanki składają się często z przypadkowo dobranych roślin i ich skuteczność zależy w większej mierze od sugestii i nieszkodliwości leku niż jego walorów terapeutycznych. Sugestia odgrywa, rzecz jasna, kluczową rolę w przypadku stosowania "leków" obojętnych dla ustroju, nie posiadających żadnych leczniczych właściwości. Takie leki, określone w medycynie terminem "placebo", najbezpieczniejsze w praktyce znachorskiej, stosowane są również w pewnych sytuacjach przez lekarzy, najczęściej wówczas, gdy chory domaga się lekarstw, (których zażywanie jest niewskazane lub zbyteczne. Jak wykazała praktyka, "placebo", a w rzeczywistości sugestia z nim związana, może w niektórych przypadkach, zwłaszcza gdy schorzenie ma podłoże psychosomatyczne, działać leczniczo, usuwać bezsenność, a także łagodzić bóle. Dlaczego jednak, jeśli lecznicze działanie sugestii można uznać za bezsporne, współczesny świat lekarski tak zdecydowanie potępia znachorstwo? Czy zaszczepienie wiary w odzyskanie zdrowia może komuś zaszkodzić? Otóż, niestety, może zaszkodzić, jeśli ta wiara spowoduje zaniechanie podjęcia czy kontynuowania właściwej kuracji. Chodzi bowiem o to, że lecznicze działanie sugestii ma wyraźnie ograniczony zasięg
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.