ďťż

Operacja się nie udała...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Moja matka przybyła wraz ze swoją rodziną na jeden z obiadów, wydanych przez rodzinę Szponderów na cześć sir Magnusa. Muszę dodać, że to było jeszcze przed operacją. Matka nie była arystokratką, ale jej ojciec cieszył się ogólnym szacunkiem... miał zdaje się coś wspólnego z żeglugą. Matka nazywała się wówczas Katia Ardonna Galowska. Opowiadała mi, że miała wtedy na sobie szarą jedwabną suknię z koronkowym kołnierzem i zaśpiewała piosenkę pod tytułem Piosenka drozda. Mój ojciec gapił się na nią z otwartymi ustami. Zaprosił ją do Cheltenham na wakacje, na które przyjechała następnej wiosny. Sytuacja w Polsce zaczęła wyglądać groźnie, więc została w Anglii i wyszła za mąż za ojca... i to już koniec całej historii. - Czy zobaczyła się jeszcze kiedykolwiek ze swoją rodziną? - Nie. Jej bracia przystąpili do polskiego ruchu oporu. Nikt nie wie, co się z nimi stało. Ojciec i matka zostali zadenuncjowani jako Żydzi, przez jednego ze wspólników ojca, i wywiezieni do Birkenau. Wjeżdżali teraz na autostradę M4 i David musiał ustawić wsteczne lusterko, które Bonny przekręciła, malując sobie wargi. Olbrzymia ciężarówka zatrąbiła ogłuszająco, więc David błyskawicznie zjechał na pas awaryjny. Ciężarówka z rykiem przemknęła tuż-tuż obok. - Bierzesz życie w swoje ręce - powiedziała Bonny, a w chwilę później, kiedy wrócili na pas ruchu i nabierali szybkości, dodała: - Pamiętasz ten program "Twoje życie w ich rękach"? Na temat chirurgii... ten, w którym pokazywali operacje na pacjentach? - Oczywiście, że pamiętam. Występował w nim między innymi ojciec, dokonujący transplantacji wątroby. - Naprawdę? Nie wiedziałam o tym. David, dumny, skinął głową. - Nazywali go "krawcem z Gloucester", ponieważ jego szwy były tak niewiarygodnie doskonałe. Często mawiał, że cały kłopot z dzisiejszymi chirurgami polega na tym, że matki nigdy nie nauczyły ich szyć. Zawsze sam przyszywał sobie guziki i podszywał mankiety od spodni. Myślę, że haftowałby swoich pacjentów, gdyby miał taką możliwość. Ręka Davida spoczywała na dźwigni zmiany biegów i Bonny przykryła ją swoją dłonią. - Niezwykłe jest to, że gdyby jakiś stary polski hrabia nie miał raka kręgosłupa, i gdyby Hitler nie napadł na Polskę, to nie bylibyśmy teraz razem. Ciotka Rosemary mieszkała w małym bungalowie w New Malden, przy nieciekawej ulicy, biegnącej pod słupami linii elektrycznej. Frontowy ogródek był wylany betonem, na którym odciśnięto jakiś zwariowany wzór płyt chodnikowych. W środku umieszczono betonową sadzawkę dla ptaszków, na której obwodzie siedział betonowy, bezgłowy drozd. Żywopłot zanieczyszczony był zeszłorocznymi jesiennymi liśćmi i opakowaniami po frytkach. David zadzwonił i ciotka Rosemary powoli, wydając westchnienia, podeszła do drzwi. Kiedy je otworzyła, poczuli zapach lawendowego płynu do czyszczenia mebli, woń mazidła i odór nie zmienionej wody w wazonie z kwiatami. Ciotka Rosemary mogła mieć siedemdziesiąt pięć lat. Była jeszcze przystojna, ale chodziła powłócząc nogami jak krab, a wszystkie jej ruchy były przypadkowe i nieskoordynowane. Opowiedziała kiedyś Davidowi, że cierpi na artretyzm, spotęgowany kuracją, którą jej zaaplikowali w latach dwudziestych lekarze w Paryżu. Najmodniejszym zabiegiem owego czasu było wstrzykiwanie złota do stawów ludzi cierpiących na artretyzm. Była to technika rujnująca kieszenie pacjentów oraz przyprawiająca ich o trwałe kalectwo. - Przyjechałeś, Davidzie - odezwała się na powitanie. Dolna warga opadła jej przy próbie uśmiechu. - Masz trochę czasu, żeby się napić herbaty? - Tęsknimy do herbaty - odparł David. - Prawda, Bonny? - O, tak - potwierdziła Bonny. - Naprawdę tęsknimy. Usiedli w małym, mrocznym saloniku, pijąc słabą PG Tips i jedząc słodkie bułeczki z rodzynkami i z wiśniami. Ciotka Rosemary trzymała w ręku chusteczkę, na wypadek gdyby okruchy ciasta zaczęły wypadać z kącików jej ust. Bonny próbowała kierować wzrok w inną stronę. Patrzyła na zegar na kominku, na porcelanowe figurki przedstawiające wyścigi konne, na złotą rybkę, pluskającą się w ciemnym zbiorniku. Nim wyjechali, David poszedł do toalety. Bonny i ciotka Rosemary siedziały przez chwilę w milczeniu
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.