ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Jednostka Trzecia do Bazy. Jednostka Trzecia do Bazy. - Parsknęła z dezaprobatą. - Włączyli rejestrator. Wszyscy opuścili obóz! - spojrzała gniewnie na Aygara. - Baza, nawiązałam kontakt z ocalonymi, współrzędne 87,58 na 72,33. Wracam do bazy. Koniec - znów zamarkowała naciśnięcie przełącznika i schowała pudełko. - Natychmiast wracam do bazy. Opowiem im o was. Powodzenia, Aygarze i do zobaczenia za trzy dni! - Ruszyła prędko ku ślizgaczowi.
Gdy dostrzegła kątem oka, że chłopak szybkim krokiem zdąża w swoją stronę, odetchnęła z ulgą. Przez chwilę obawiała się, że Aygar coś zrobi. Spojrzała na niebo - sępy krążyły coraz niżej; odejście chłopaka było dla nich zachęcającym sygnałem, a jej się nie bały. W trawach czekały na ucztę inne stworzenia. Na szczęście nie miała daleko do ślizgacza, ale całkiem bezpiecznie poczuła się dopiero wtedy, kiedy zatrzasnęła kopułę.
Wystartowała i skierowała się na południowy zachód. Znów dostrzegła Aygara - biegł lekko, choć niósł taki ciężar i dopiero co skończył polowanie. Może trzeba będzie opowiedzieć się za osadnictwem, skoro w tych warunkach rozwijali się tak wspaniale przystosowani ludzie.
Dziewczyna żałowała, że nie działa jej naręczny komunit; mogłaby opowiedzieć Lunzie o tym, że buntownicy przeżyli i że przekazali potomkom swój punkt widzenia na całą sprawę. Chciałaby też móc spytać Aygara, czy on i jego ludzie mieli do czynienia z owym stworzeniem, które zaatakowało Kaia - a jeśli tak, to czy wiedzą, jak go można wyleczyć. Dowiedziała się od potomka grawitantów, że drugi obóz był opuszczony. Zastanawiała się, czy warto tam lecieć - wątpliwe, by znalazła tam coś, co by się jej przydało. A już na pewno nic z tego, czego potrzebowała Lunzie. Hmmm, gdyby Kaiowi się nie poprawiło - Varian zdecydowanie nie chciała brać pod uwagę najgorszego - miałaby świetny pretekst, żeby jeszcze dziś się skontaktować z Aygarem. Jego ludzie musieli mieć do czynienia z ową "pijawką", może nawet znali antidotum na jej jad. Mogłaby mu powiedzieć, że owo stworzenie zaatakowało kolegę z jej ekipy - w końcu byłaby to prawda. Wykrzywiła się do komunitu na konsolecie i nagle się zorientowała, że urządzenie działa, choć ona nie ma z kim nawiązać łączności. Varian przypomniała sobie, że są jeszcze cztery inne ślizgacze z nieuszkodzonymi komunitami. Obudzą Portegina, a on wymontuje co trzeba z jednego lub dwóch pojazdów i naprawi komunit wahadłowca; żeby się choć mogli porozumiewać ze statkami. I tak zostaną im dwa, a może i trzy ślizgacze nadające się do użytku. Nawet gdyby się im nie udało nawiązać kontaktu z mijającym ten system statkiem EEC, to powinni znów nawiązać łączność z Thekiem. Albo z Ryximi.
Varian skrzywiła się paskudnie na samą myśl o tym, że będą musieli poprosić Ryxiów o pomoc: ależ oni się napuszą z dumy! Co więcej, wcale nie chciała, żeby się dowiedzieli o ptakach czegoś więcej, niż już do nich dotarło.
Kai musi wyzdrowieć. Po buncie sześciorga grawitantów znaleźli się, w najlepszym przypadku, w trudnej lub - jakby to określił czarnowidz - rozpaczliwej sytuacji. Teraz, pomimo poranienia Kaia, ich położenie było o wiele lepsze. Buntownicy mieli na Irecie swoje własne problemy, a Varian czuła, że jej pierwszy kontakt z młodszym pokoleniem zapewnił jej grupie niekwestionowaną przewagę. A może nie? Pod koniec ich spotkania zauważyła w zachowaniu Aygara coś, co ją zaniepokoiło. To dlatego zamarkowała ów "kontakt z bazą".
Dyscyplina przestała działać i mięśnie Varian rozluźniły się. Dziewczyna zjadła resztę owocu, lecz to nie wystarczyło, żeby uzupełnić wydatkowaną energię. Szkoda, że nie zabrałam ze sobą substancji odżywczych, pomyślała z irytacją. Chyba po prostu dlatego, skarciła się za zapominalstwo, że zużyli resztki, aby wyzwolić się z szoku, kiedy ocaleli przed stratowaniem przez przerażone hordy roślinożerców.
Varian przypomniała sobie, co Aygar opowiadał o tym wydarzeniu i uśmiechnęła się. Czy zdawał sobie sprawę, jaką głupotą byłoby pozostawienie sześciu ludzi, żeby stworzyli kolonię? Nie miał pojęcia o genetyce. Hmmm, coś jednak wiedział, skoro wspomniał o rozradzaniu się.
To raczej zmęczenie, a nie ciekawość skłoniło dziewczynę, żeby poleciała do starego obozu
|
WÄ
tki
|