ďťż

Zacisnął pięści na poręczach fotela i wrzasnął: - Czy pan ogłuchł?! Schulmeister oderwał wzrok od swych palców i podniósł głowę...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Jeszcze nie, ale jeśli nie przestanie pan krzyczeć na mnie, panie marszałku, to zapewne ogłuchnę przed opuszczeniem tej komnaty. - Jeśli w sposób logiczny nie usprawiedliwi pan swego postępowania, to może ją pan opuścić w kajdanach! - Możliwe, że ktoś z niej wyjdzie w żelazach, ale zapewniam pana, panie Berthier, że to nie będę ja. - A kto? Może ja?! - Tego nie powiedziałem - Schulmeister odwrócił twarz w stronę Rezlera - lecz dla tego szczeniaka, który złożył na mnie donos, miałbym obrączki jak ulał i to na długo. - Pan zapomina, gdzie się pan znajduje, Schulmeister! - warknął Berthier. - W tym gabinecie ja wydaję rozkazy, a dotyczą one wszystkich służb armijnych i tylko ja mogę decydować kto będzie w tej sprawie ukarany. Jeśli potwierdzi się, że ten podoficer powiedział prawdę, ukarany będzie pan! Dominik zadrżał, Alzatczyk zaś uśmiechnął się drwiąco. - Tak?... A to ciekawe. Zawsze mi się wydawało, że jako główny strażnik cesarza pierwszy dowiaduję się o wszystkim, co dotyczy jego cesarskiej mości. Tymczasem pan, panie marszałku, przejął uprawnienia naszego władcy, może nawet zajął jego miejsce na tronie, a ja nic o tym nie wiedziałem... - Pan sobie pozwala kpić?! To bezczelność, której nie będę tolerował! - krzyknął ponownie marszałek. Tym razem Schulmeister się zdenerwował. Udawanie niefrasobliwości, która tak dziwiła Dominika, znudziło mu się widać lub stało zbyt męczące, bo uśmieszek zniknął mu z oblicza, a ton stał się twardy i zdecydowany: - Czy wezwał mnie pan tylko po to, by mi powiedzieć, że jestem źle wychowany i nastraszyć kajdankami? Jeśli tak, to lepiej sobie pójdę, bo pierwsze mnie nie wzrusza, a drugie jest blefem, gdyż tylko cesarz i generał Savary mogą mnie kazać aresztować. W sumie bezproduktywnie tracę czas na obserwowanie, jak pan uzurpuje sobie nie swoje prawa, panie Berthier! Marszałek gwałtownie poderwał się z fotela, odrzucając mebel w tył, aż pod ścianę. - Tego doprawdy za wiele! Jako szef sztabu generalnego... - Jako szef sztabu generalnego nie ma pan prawa wtrącać się do pracy cesarskiej ochrony. Pańską działką jest przygotowywanie operacji wojennych i nadzorowanie ich wykonania, zresztą tylko teoretycznie. Z praktycznego punktu widzenia jest pan figurą zbędną, ponieważ cesarz sam układa i rozstrzyga bitwy sto razy lepiej niż mogłyby to zrobić wszystkie sztaby świata. W przeciwieństwie do pana ja gram rolę niezbędną, moim bowiem ogródkiem jest strzeżenie jego cesarskiej mości przed zamachowcami, a jak panu dobrze wiadomo, od dawna już pół świata próbuje przenieść "boga wojny" do krainy bogów. Ja temu zapobiegam, przez co pośrednio chronię i pańską posadę, ekscelencjo. Oto różnica między nami. A poza tym, jak rzekłem, nie ma pan formalnego prawa stawiania mnie do kąta... - Pan również nie ma prawa, Schulmeister, posługiwać się metodami hańbiącymi armię! A armia to mój ogródek! Jakim prawem męczy pan żołnierzy i grozi podoficerom, którzy próbują się temu barbarzyństwu przeciwstawić?! - Prawem człowieka, którego obowiązkiem jest chronić cesarza za wszelką cenę i który nie lubi, kiedy mu się przeszkadza w tej robocie. - Nazywa pan to robotą? Można i tak. Czy to właśnie to, że jest pan oprawcą lubującym się w okrucieństwie, skłania pana do wynoszenia swej roli nad rolę żołnierza? Osobliwy punkt widzenia, mój panie! Brzydzę się taką robotą! - A ja gwiżdżę na pańskie zdanie w tej kwestii, panie marszałku
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.