Kiedy starzec użył chusteczki, Coltrane dyskretnie odwrócił wzrok...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
– Może przyjdę innym razem? – Nonsens… – chrapliwie szepn±ł Packard. – Zaprosiłem pana na lunch. Coltrane ledwie słyszał, więc podszedł bliżej. – Rzadko tu kogokolwiek zapraszam. Coltrane stał na wyci±gnięcie ręki od Packarda. W wymuszonym szepcie starca było co¶ dziwnie intymnego. – I nie ponawiam zaproszeń. – Stary człowiek z trudno¶ci± odchrz±kn±ł. – Niestety obawiam się, że mój apetyt nie jest dzi¶ jak należy. – Tlen nieustannie posykiwał przy nosie. – To z pewno¶ci± wina czego¶, co zjadłem na wczorajszym przyjęciu. Mam nadzieję, że nie obrazi się pan, jeżeli nie będę jadł? – Jeżeli nie czuje się pan dobrze, dlaczego nie zjemy przy innej okazji? – Nie chcę tego słuchać. Duncan, przynie¶ naszemu młodemu go¶ciowi co¶ do jedzenia. Czy istnieje co¶, co pan szczególnie lubi? – Kanapka będzie znakomita. Wszystko jedno. – My¶lałem o czym¶ bardziej wyszukanym niż kanapka. – Packard przekrzywił pomarszczon± głowę. – Jeżeli dom perignon jest już odpowiednio schłodzony, wyjmij go i przynie¶. Duncan zasalutował szklaneczk± z Krwaw± Mary i wyszedł. 11 Zapadła cisza, przerywana jedynie posykiwaniem tlenu. Różnica między wczorajsz± a dzisiejsz± rozmow± była zaskakuj±ca. Coltrane uznał, że na przyjęciu Packard nie tylko był pomalowany, ale został doenergetyzowany jakim¶ lekiem, który jednak doprowadził jego organizm na skraj wycieńczenia. Wyja¶niało by to, dlaczego sposób, w jaki mówił, tak bardzo się różnił od tonu, jakim rozmawiał na przyjęciu. – Widzę, że przyniósł pan album do podpisania. Który? – Reflections of the City of Angels. – Zawsze był moim ulubionym – odparł smutno Packard. – Gdzie pan go znalazł? To biały kruk, do tego bardzo drogi. – Spędziłem sporo czasu w sklepach z rzadkimi ksi±żkami. – Inaczej by go pan nie dostał. – Packard wzi±ł od Coltrane`a wielki album i pióro wieczne. Otworzył okładkę i czule przeci±gn±ł dłoni± po pierwszej stronie. – Ja się zestarzałem, ale ten papier, najlepszy jaki byłem w stanie znaleĽć, jest taki sam jak w trzydziestym pierwszym roku, gdy ksi±żka się ukazała. Wieki temu. – Kręc±c nostalgicznie głow±, odkręcił pióro i zebrawszy siły, zrobił zamaszysty podpis. – Proszę. – Kiedy oddawał album i pióro, miał przewrotn± minę. – Teraz jest jeszcze rzadszy i znacznie droższy. Ponieważ już pan trzyma pióro, zastanawiam się, czy nie odwzajemniłby pan uprzejmo¶ci i podpisał co¶ dla mnie. Coltrane nie zrozumiał. Zaskoczony, patrzył jak Packard sięga do kieszeni z boku wózka i wyjmuje egzemplarz Through a Lens Darkly, jedynego zbioru jego prac – zdjęć z frontów różnych wojen. – Rzeczywi¶cie zna pan moje prace – stwierdził zaskoczony. – Fotograf, który zdobywa nagrodę Pulitzera nie może umkn±ć mojej uwagi. Jest pan naprawdę ¶wietny. – Dziękuję. – Coltrane`a aż zachrypł z wrażenia. – Taka opinia z pańskich ust to naprawdę co¶. – Kiedy podpisywał album, z trudem udało mu się zapanować nad drżeniem dłoni. – Żałuję jednak, że nie po¶więciłem się czemu¶ innemu niż wojna i ból. Ostatnio sporo się nad tym zastanawiałem. – Dzień, w którym człowiek jest zadowolony ze swoich prac, to pierwszy dzień, w którym przestaje być dobrym fotografem – powiedział Packard i nagle gwałtownie się rozkasłał. Kaszel z każd± chwil± stawał się silniejszy. – Czy mógłbym co¶… – Nie. – Packard z wysiłkiem próbował mówić przez chustkę, któr± przyciskał do ust. Coltrane czuł się bezradny. Odruchowo o mało nie klepn±ł Packarda w plecy, powstrzymał się jednak z obawy, że stary jest tak kruchy, że mógłby mu zrobić krzywdę. W końcu Packard przestał kasłać. – To ta pogoda. Chłód. Nie powinienem wczoraj wychodzić z domu. – W takim razie dlaczego wychodziłe¶? – zapytał Duncan, który niespodziewanie wszedł do pokoju z wiaderkiem lodu, kieliszkiem do szampana, biał± ¶cierk± i butelk± dom perignon. – Aby przypomnieć sobie, jak ludzie s± ¶lepi – odparł Packard. – Jedyn± osob±, która zauważyła miernotę moich ostatnich prac, był ten tu obecny młody człowiek. – A może inni okazali się tylko grzeczni? – Duncan otworzył szampana i nalał Coltrane`owi. – W dalszym ci±gu oznacza to, że był na tym przyjęciu jedyn± wiarygodn± osob±. – Poza mn±. Zawsze ci mówię, co my¶lę. – Duncan wstawił butelkę do kubełka z lodem, obok położył ¶cierkę. – A co my¶lisz teraz? – Że zrobię lunch. – Duncan ledwie widocznie skrzywił usta, w u¶miechu i wyszedł. Coltrane napił się szampana i poczuł na czubku nosa kilka b±belków. – Widzę, że przyniósł pan także… – Packard wskazał na wisz±cego na ramieniu Coltrane`a nikona. – Powiedział pan „aby zatrzymać czas”. Nagła zmiana tematu zbiła Coltrane`a z tropu. – Zapytałem, dlaczego został pan fotografem i tak mi pan odpowiedział. Potem dodał pan „a ludzie umieraj±”. – Zgadza się. – Kto? – Przepraszam? – Kto umarł? 12 Coltrane wbił wzrok w podłogę. – Czy moje pytanie pana żenuje? – Eee… tak. – Z wiekiem doszedłem do wniosku, że oszczędzam czas… – Packard przerwał, aby złapać oddech – … jeżeli od razu pytam nowych znajomych o najważniejsz± rzecz, jak± chcę o nich wiedzieć. – Wielu ludzi nie lubi, kiedy przypomina im się o tym co dla nich najważniejsze. Tlen sykn±ł gło¶niej. – Siostra? – spytał Packard. Szampan nagle zrobił się kwa¶ny. – Brat? Coltrane odstawił kieliszek. – Moja matka. – Rozumiem. – I ojciec. – W pańskiej młodo¶ci? Moi rodzice zginęli, kiedy byłem młody. Niedaleko st±d. W katastrofie jachtu u wybrzeży Santa Catalina. – Kiedy miał pan szesna¶cie lat. Packard nie był zaskoczony tym, że Coltrane zna takie szczegóły z jego życia. – Moi rodzice zmarli kiedy miałem jedena¶cie lat – powiedział Coltrane. – Choć tak naprawdę byli już martwi długo przedtem. Zajęło im tylko kilka lat, aby doj¶ć do finału. Packard zmarszczył czoło. – Ojciec bił matkę. Packard nie poruszył się, nic nie mówił. Gdyby jako¶ zareagował, Coltrane natychmiast zamkn±łby temat, Packard zdawał się jednak wyczuwać jego niezdecydowanie. Obecno¶ć starego działała na Coltrane`a hipnotyzuj±co. Im dłużej trwała cisza, przerywana jedynie sykiem tlenu, tym bardziej chciał mówić dalej. – Ojciec nie bił matki dlatego, że pił czy martwił się groĽb± utraty pracy ani z żadnego innego powodu, których używa się jako wymówki. Nigdy nie widziałem, aby pił alkohol. Prowadził dobrze prosperuj±cy interes – stale rozwijaj±c± się sieć pralni chemicznych. Może miał w pracy jakie¶ trudno¶ci, o których nie wiedziałem, a może jego ojciec lubił bić jego matkę i on jedynie kontynuował rodzinne tradycje? Może uważał, że to normalne? Przez jaki¶ czas sam uważałem, że to normalne. S±dziłem, że wszyscy ojcowie bija swoje żony. – Coltrane miał wrażenie, jakby cofn±ł się w czasie. Zamrugał, wychodz±c z transu i wzi±ł do ręki kieliszek
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.