ďťż

Doyle za to był już nagi do pasa...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
W jego lewym sutku błyszczał srebrny kolczyk. Rhys dalej rozplatał jego gęste, czarne włosy, jakby wygładzał tren sukni. Mężczyźni poruszali się wokół mnie jak damy dworu szykujące się do łóżka. Celowo nie wtrącali się do mojej rozmowy z Niceven. Miało to oznaczać, że sama podejmuję decyzje. Gdybyż to jeszcze była prawda! Wydęłam czerwone jak róża usta. - Łyk mojej krwi za wyleczenie mojego rycerza, zgoda? - Bardzo łatwo oddajesz swój płyn życia, księżniczko. - Oddaję to, co do mnie należy. - Książę sądzi, że należy do niego cały dwór. - Ja z kolei wiem, że należy do mnie tylko ciało, które zamieszkuję. Twierdzenie, że należy do mnie coś jeszcze, byłoby wyrazem pychy. Królowa roześmiała się. - Czy wrócisz do domu, żebym mogła się pożywić? - A czy zgadzasz się w zamian za to wyleczyć mojego rycerza? Skinęła głową. - Zgadzam się. - A ile byłoby warte karmienie cię moją krwią raz w tygodniu? Poczułam napięcie mężczyzn za mną. Nagle atmosfera w pokoju stężała. Uważałam, by na nich nie patrzeć. Byłam księżniczką i nie potrzebowałam pozwolenia swoich strażników na zrobienie czegokolwiek. Albo rządziłam, albo nie. Oczy Niceven zwęziły się w blade płomyczki. - Co to znaczy karmienie raz w tygodniu? - Dokładnie to, co powiedziałam. - Dlaczego miałabyś mi składać cotygodniową daninę z krwi? - Dla sojuszu między nami. Mróz przysunął się do mnie. - Meredith, nie... Miał zamiar powiedzieć coś niefortunnego i wszystko popsuć. Miałam zalążki pomysłu i to dobrego. - Nie, Mrozie - powiedziałam - to nie ty mówisz mi „nie”. To ja mówię tobie „nie” albo „tak”. Nie zapominaj o tym. - Posłałam mu spojrzenie, które mówiło: „Zamknij się, zanim wszystko spieprzysz”. Zagryzł wargi, ewidentnie niezadowolony i usiadł nadąsany. Ale przynajmniej nic już nie mówił. Usłyszałam, jak Doyle głośno wciąga powietrze, i spojrzałam na niego. Jedno spojrzenie wystarczyło. Nieznacznie skinął głową. Rhys zaczął rozczesywać jego długie włosy. Przez chwilę wpatrywałam się z zachwytem w swoich dwóch strażników. Chrząknięcie Doyle’a przywróciło mnie do rzeczywistości. Spojrzałam z powrotem w lustro. Niceven roześmiała się. Ten dźwięk przypominał dzwonienie malutkich dzwonków, które były pęknięte i teraz brzmiały nieczysto. - Przepraszam za chwilę nieuwagi, królowo Niceven. - Gdyby na mnie czekała taka nagroda, skróciłabym tę rozmowę. - A gdyby czekała na ciebie nagroda w postaci mojej krwi? Co wówczas? Spoważniała. - Jesteś uparta. To niepodobne do sidhe. - W moich żyłach płynie krew skrzatów, a one są o wiele bardziej uparte od sidhe. - Jesteś również człowiekiem. Uśmiechnęłam się. - Ludzie są jak sidhe: jedni są bardziej uparci, inni mniej. Nie odpowiedziała mi uśmiechem. - Za łyk twojej krwi wyleczę twojego rycerza, ale to wszystko. Jeden łyk, jedno uzdrowienie, i jesteśmy kwita. - Za jeden łyk mojej krwi król goblinów Kurag stał się moim sojusznikiem na sześć miesięcy. Uniosła delikatne brwi. - To sprawa pomiędzy goblinami a sidhe. My jesteśmy krwawymi motylami. Nie wypowiadamy wojen. Nie wyzywamy na pojedynki. Pilnujemy naszych spraw. Inni niech pilnują swoich. - Zatem odrzucasz sojusz? - Uważam, że ostrożność jest lepsza od bohaterstwa, nieważne, jak smaczna byś była. W negocjacjach zawsze na początku powinno się być miłym. Jeśli to nic nie daje, trzeba zmienić taktykę. - Wszyscy dają ci spokój, królowo Niceven, ponieważ uważają cię za zbyt małą, żeby się tobą przejmować. - Książę Cel uznał, że jestem wystarczająco duża, żeby pokrzyżować ci plany dotyczące zielonego rycerza. - W jej głosie słychać było pierwsze oznaki gniewu. - Tak, a co ci zaproponował za tę robótkę? - Zasmakowanie ciała sidhe, ciała rycerza i jego krwi. Tamtej nocy ucztowaliśmy, księżniczko. - Zapłacił ci cudzą krwią, podczas gdy jego ciało jest pełne krwi, która tylko trochę ustępuje krwi królowej. Czy kiedykolwiek próbowałaś królewskiej krwi? Niceven wyglądała na zdenerwowaną, niemal przerażoną. - Królowa dzieli się nią tylko ze swoimi kochankami albo więźniami. - Świadomość, że tak cenny dar się marnuje, musi nie dawać ci spokoju. Niceven wydęła swoje małe srebrne wargi. - Gdyby tylko zechciała wziąć któregoś z nas do łóżka, ale jesteśmy... - Zbyt mali - skończyłam za nią. - Zgadza się - wysyczała - tak, zawsze za mali. Za mali, żeby zawrzeć z nami sojusz. Za mali, żeby wykorzystać do czegoś więcej niż tylko do szpiegowania. - Maleńkie, blade dłonie zacisnęły się w pięści. Biała mysz czmychnęła od niej, jakby wiedziała, co się święci. Nawet damy dworu stojące za jej tronem wzdrygnęły się jak od podmuchu lodowatego wiatru. - A teraz wykonujesz brudną robotę dla jej syna - powiedziałam. Mój głos był prawie miły. - Przynajmniej on nas docenił. - Gniew tej małej, delikatnej osóbki był przerażający
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.