ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie kata-
klizmy geologiczne mogłyby powołać do życia coś takiego, ale
fakt pozostawał faktem.
Federacja straszyła piórka i wojowniczo naskakiwała na impe-
rialnych. Wzdłuż zielonej linii" na Szajtanie (kolejna planeta-
-kopalnia, ale z atmosferą odpowiednią do oddychania) ciągle coś
się działo. W wiadomościach Narodowo-Demokratycznej Fede-
racji Trzydziestu Planet roiło się od heroicznych szczegółów tych
starć, ale nie to było najważniejsze. Brygady za wszelką cenę
usiłowały sprowokować dywizję imperialną do inwazji, zapewne
po to, by potem móc rozwodzić się we wszystkich sieciach nad
wiarołomnym atakiem i ogłosić, że oto wybiła godzina obrony
ojczyzny".
Tydzień później opuściłem naszą kryjówkę. Najwyższa pora
przedostać się do Sewastopola i ponownie spróbować kopnąć na-
szą Daszę" w podbrzusze.
Stolica Nowego Krymu, niegdyś beztroski nadmorski kurort,
w którym turyści wesoło spędzali czas, przeistoczyła siew ponure
miasto przyfrontowe. Na wszystkich wyjazdach z miasta ustawio-
no blokady i posterunki. I to nie zwyczajne, lecz ze skanerami -
imperialne żetony osobiste, do tej pory uważane za broń dręczy-
ciela" i policyjną samowolę", nie tak dawno zostały ogłoszone
przez nową władzę jako obowiązkowe. Oczywiście, wszystko dla
frontu", wszystko w imię zwycięstwa, drobne uciążliwości w ra-
mach walki ze szpiegami i dywersantami.
Lotniska i kosmoporty aż kipiały od statków i samolotów. Ożyły
zamknięte fabryki na przedmieściach. Cała ta gospodarka była rzecz
jasna pilnie strzeżona. Na ulicach patrole imperialne zostały zastą-
pione patrolami brygad. Żeton mogli sprawdzić niemal na każdym
rogu. Chłopcy i dziewczęta w imperialnych kombinezonach masku-
jących z pospiesznie naszytymi emblematami Federacji kroczyli po
mieście ze śmieszną i naiwną powagą: oni nie wątpili w prawdziwą
wielkość i historyczne znaczenie powierzonej im misji.
Ale przecież Nowego Sewastopola nie budowano jako twier-
dzy. Ścieżek prowadzących do miasta i poza jego granice było pod
dostatkiem, szczególnie dla człowieka, który się tu urodził i wy-
rósł. Przedostałem się przez ochraniany teren i znalazłem się na
opuszczonym podwórzu jakiejś fabryki, dotąd nieuruchomionej.
Wkrótce Sewastopol przemieni się w prawdziwą pułapkę. Daria-
na zaczęła od dróg, ale wzdłuż przedmieść już powstawał mur
z potężnych betonowych bloków. Jeszcze trochę i będziemy mu-
sieli przypomnieć sobie klasyczne podkopy...
W mieście działały teraz wszystkie sklepy, ale wpuszczano do
nich tylko posiadaczy kartek. System elektroniczny uznano za zbyt
prosty dla hakerów i innych elementów aspołecznych", więc
mieszkańcom Sewastopola rozdano różnokolorowe kupony, ozdo-
bione, podobnie jak papierowe pieniądze, wyszukanymi wzorami
i prawdziwymi znakami wodnymi. Na to wszystko Dariana Dark
znalazła czas i środki.
Zwykłych przechodniów, takich jak ja, prawie się nie widziało.
Zamknięto nasze słynne restauracyjki rybne, wszystkie artykuły
morskie podlegały obowiązkowemu przekazaniu państwowej ko-
misji zakupowej po stałych i sprawiedliwych cenach", jak głosił
jeden z ostatnich dekretów nowej władzy.
Ciekawe, myślałem, idąc ulicami mrocznego, poszarzałego mia-
sta, ciekawe, czy Dariana Dark rozumie, że już wkrótce mieszkańcy
Nowego Krymu zaczną krzywić się na dźwięk słowa wolność"
i z nostalgiąwspominać przeklętą imperialną przeszłość", którą te-
raz określano wyłącznie mianem okupacji"? Że już niedługo lu-
dzie zaczną nie tylko spluwać na widok jej patroli, ale również do
nich strzelać, tak jak strzelali w swoim czasie do imperialnych?
A może to wszystko mieści się w granicach .kontrolowanej opozy-
cji"? No nie, to bzdura, za daleko to wszystko zaszło...
Główną ulicą miasta (którą z bulwaru Carycy Katarzyny Wiel-
kiej, czyli po prostu Katarzynki", jak nazywali jąmieszkańcy mia-
sta, przemianowano na prospekt Wolności) ciągnęła długa kolum-
na autobusów i ciężarówek. Do okien przykleiły się blade buźki
dzieci, nad nimi majaczyły twarze dorosłych. Ludzie wyglądali
z zapchanych po dach samochodów, a na ich twarzach malowało
się bezbrzeżne zdumienie: Mój Boże, czyżby to była prawda?"
Nie musiałem nikogo pytać, by zrozumieć, że właśnie wieziono
z kosmodromu pierwszą partię przesiedleńców. Pod swoimi kopu-
łami zupełnie zapomnieli, jak wygląda błękitne niebo i czym jest
owiewający twarz zefirek. W ich oczach widać było tak bezmierne,
nieprawdopodobne zdumienie i szczęście, że zrobiło mi się nieswo-
jo. Tacy uwierzą we wszystko, co im powie Dariana, żeby tylko
znaleźć dla siebie usprawiedliwienie, wmówić sobie, że mają wszel-
kie prawo zepchnąć do morza rdzennych mieszkańców tej planety.
Miałem wrażenie, że ta kolumna nie ma końca. Zajmowała cały
prospekt. Ciężarówki jechały dość szybko, bez skrępowania rysu-
jąc karoserie parkującym przy krawężniku samochodom osobowym.
Łańcuch autobusów ciągnął się aż do morza; widocznie nowo przy-
byłych wieziono do największych hoteli na nabrzeżu - Cesarz, Ksią-
żę, Arcyksiążę. Zbudowano je tuż przed wojną, gdy rekiny biznesu
turystycznego Imperium uznały, że Nowy Krym jest wystarczająco
bezpieczną planetą dla arystokracji narodu panów. Kolumna posu-
wała się powoli, zatrzymując się co chwila.
Szedłem wzdłuż łańcucha samochodów przez dwa osiedla, gdy
kolumna w końcu stanęła, otworzyły się drzwi i ludzie wyszli na
zewnątrz - ostrożnie i jakoś tak nieśmiało, bojaźliwie zerkając na
niebo. Wyraźnie nie przywykli do życia bez bezpiecznej kopuły
nad głową.
Nieliczni przechodnie (przeważnie w podeszłym wieku) zerkali
na przybyszów ze zrozumiałą czujnością.
Kiedyś bardzo lubiłem Katarzynkę
|
WÄ
tki
|