ďťż

- Firma Despards z całą pewnością nigdy nie zyskała sobie takiej opinii! -oświadczyła stanowczo Kate, z pewną przyganą w głosie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- To samo zresztą dotyczy pozostałych największych domów aukcyjnych. Choć, niestety, nie mogłabym już powiedzieć tego samego o niektórych pozbawionych skrupułów osobnikach... - Którzy wszędzie mogą się znaleźć. Ja w każdym razie postanowiłem najpierw przyjrzeć się firmie Despards, pogrzebać w niej i sprawdzić osobiście wszystko, co można. I to, co zobaczyłem, tam i gdzie indziej, utwierdziło mnie w przekonaniu, że to wasza firma będzie najlepsza do poprowadzenia czegoś takiego jak aukcja Courtland Park. Powiedział to wszystko bez mrugnięcia okiem, chociaż oboje wiedzieli, co jeszcze się za tym kryje. Nicholas po prostu dawał jej niedwuznacznie do zrozumienia, że Dominique rzeczywiście usiłowała go - na swój sposób - przekupić, a on z tego z przyjemnością skorzystał, ale nie pozwolił, żeby to w jakikolwiek sposób wpłynęło na jego decyzję. Czasem się wygrywa, czasem się przegrywa - tyle można było wyczytać z jego przystojnej twarzy. Kate starała się nie pokazać, że to, co usłyszała, zaskoczyło ją i niemal nią wstrząsnęło. A więc Dominique przegrała! Mogła przegrać! Kate dopiero teraz przypomniała sobie, co mówiła Charlotte, która bardzo przewidująco przepowiedziała taki właśnie przebieg wydarzeń. Powiedziała przy tym, że - zdaniem mężczyzn takich jak Nicholas Chevely - seks jest z pewnością czymś bardzo przyjemnym, ale nawet za to trzeba płacić. Tak, Charlotte miała rację, pomyślała Kate. - Myślę, że to jest okazja, którą warto uczcić szampanem - powiedziała i uśmiechnęła się. - Bo tak się składa, że akurat mam tu coś takiego, i to wcale niezłej marki. Nicholas Chevely otworzył szerzej oczy, kiedy okazało się, że Kate ma na myśli butelkę Dom Perignon 59, którą podała mu do otworzenia. - Rzeczywiście - powiedział, z uznaniem kiwając głową. Kate rozlała bladosłomkowe wino do dwóch bardzo wysokich, smukłych kieliszków, jeden z nich podała Nicholasowi i trąciła się z nim, wznosząc w myśli toast za pomyślność Rolla, który w tym momencie zapewne musiał już lecieć gdzieś tam daleko nad Pacyfikiem. Pomyślała, że gdy tylko do niej zatelefonuje - jako że wyjeżdżając nie podał jej numeru, pod który ona sama mogłaby zadzwonić - od razu usłyszy niezmiernie przyjemną nowinę. Rozdział 14 . Wiadomość o tym, że dom aukcyjny Despards został wybrany do poprowadzenia aukcji Courtland Park, znalazła się na pierwszych stronach niemal wszystkich dzienników i tygodników, nie mówiąc już o specjalistycznych stronach poświęconych licytacjom i sprzedażom dzieł starej sztuki. Poinformowała o tym również telewizja w swych dziennikach, i to na obu najważniejszych kanałach. Kate znów była oblegana przez dziennikarzy, specjalistów od wywiadów prasowych i telewizyjnych, obfotografowywana na wszystkie strony i w ogóle fetowana niczym gwiazda. Cały personel Despards London świętował zwycięstwo, telegramy napływały szeroką rzeką, a telefon Kate właściwie nie milkł. Gratulowali jej klienci dawni i nowi, a ubocznym, bardzo korzystnym skutkiem tego wszystkiego były liczne dodatkowe oferty sprzedaży, wśród nich tak znaczące, jak propozycja zajęcia się sprzedażą słynnej kolekcji klejnotów Cornelii Fentriss Gardńer. Cornelia była jedyną córką Dukea Fentrissa, amerykańskiego multimilionera; jeszcze przed pierwszą wojną światową wyszła za mąż za angielskiego arystokratę i przeniosła się do Londynu. Klejnoty były największą namiętnością jej życia, toteż ojej kolekcji powiadano, że można by ją porównywać nawet z kolekcją królowej. Ponieważ nie miała córki, a jej jedyny syn zginął na początku wojny, Cornelia w swym testamencie wyraziła życzenie, żeby cała jej kolekcja została sprzedana. Kiedy Kate powiadomiono, że zarząd powierniczy majątku Cornelii Fentriss Gardner chce jej zlecić sprzedaż klejnotów zmarłej multimilionerki, natychmiast poprosiła do siebie na konsultację Hughesa Strakera, który w firmie kierował działem drogich kamieni, a następnie zabrała go ze sobą na rozmowę ze zleceniodawcami. Ponieważ sama Kate wiedziała o kamieniach raczej niewiele, bardzo rozsądnie pozwoliła mówić przede wszystkim Hughesowi. Sama natomiast głównie dodawała splendoru prowadzonym pertraktacjom, jako osoba, której prestiż niezmiernie wzrósł od czasu pozyskania Courtland Park. Hughes umiejętnie starał się to wykorzystywać, a sama Kate podsunęła mu kilka własnych pomysłów - zaproponowała na przykład, żeby klejnoty podczas aukcji prezentowały modelki, które można by też ubrać w najnowsze kreacje haute couture, co stworzyłoby najlepsze tło dla pięknych kamieni. Te propozycje bardzo się spodobały i jeszcze tego samego dnia została podpisana umowa na zorganizowanie sprzedaży całości kolekcji w terminie czterech miesięcy. - Boże drogi! - zawołał Hughes, kiedy już znaleźli się w taksówce, którą wracali do firmy. - Wie pani, jaka teraz zrobi się wrzawa? Miewaliśmy po kilka ładnych kamieni do sprzedania od czasu do czasu, ale taka ilość to jest coś zupełnie niebywałego. A ten pani pomysł z wykorzystaniem modelek był naprawdę bombowy! Widziała pani miny tych z zarządu powierniczego? To ich początkowo kompletnie zaskoczyło. A przecież to naprawdę aż się prosi o coś takiego; dlaczego nikt o tym wcześniej nie pomyślał? - Bo mnie akurat nie było w pobliżu - odpowiedziała Kate z szelmowskim błyskiem w oku. - No więc dziękujmy Panu Bogu, że teraz pani jest. Widziała pani te perły? Nie spotkałem niczego podobnego chyba od czasów sprzedaży klejnotów wielkiej księżnej Natalii, a już trochę lat minęło. - A co, gdyby się okazało, że sami będziemy musieli to kupić? Jak na tym wyjdziemy? - powiedziała Kate i filuternie zmrużyła oko. - Takie wspaniałości? Mowy nie ma! Klejnoty praktycznie nigdy nie tracą wartości, a w dodatku poza samymi kamieniami mamy jeszcze oprawy, które są absolutnie bajeczne. Sądzę więc, że jeśli się połączy spodziewane zyski z Courtland Park z tym, co możemy uzyskać tutaj - pani notowania pójdą gwałtownie w górę. Ja w każdym razie zdecydowanie stawiałbym na panią. - Wciąż nie możemy zapominać, że już jutro zaczyna się w Hongkongu ta "sprzedaż stulecia". Z tego, co przez telefon mówi mi James Grieve, obroty i zyski mają tam być naprawdę rekordowe. Tak że my tu z pewnością będziemy musieli sprzedać jak najwięcej. - I sprzedamy - powiedział Hughes z ogromną pewnością siebie. - Nic tak nie przyciąga sukcesów, jak kolejny osiągnięty sukces! Dominique myślała dokładnie tak samo. Wszystko szło idealnie zgodnie z planem. Można było mieć wrażenie, że sam los postanowił stać się jej wiernym sługą. Tak zresztą powinno być, jeżeli w ogóle ma być jakaś sprawiedliwość, pomyślała Dominique, zwłaszcza kiedy już dowiedziała się, że Nicholas Chevely bezwstydnie ją oszukał
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.