ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Ale co pan mógłby na to poradzić?
Lekko się uśmiechnął, myśląc o jej naiwności.
- Proszę zostawić to mnie - odrzekł.
Ale ona nie była tak naiwna, jak przypuszczał.
- Nie może go pan zabić - oświadczyła z pewną szorstkością. Zmierzył ją wzrokiem.
- Nie mogę? A dlaczegóż to? Mam nadzieję, że nie ma pani zamiaru powiedzieć mi, że
jest w nim zakochana i że nie mogłaby znieść widoku jego krwi, skoro widać, że ten człowiek
wprost nieprzytomnie panią przeraża.
- Nieprawda - odparła, nieustępliwie wysuwając podbródek. - I to nie dlatego nie może
go pan zabić.
- Tak? - Nie mógł nie zwrócić uwagi na to, że z tą niesfornością jest jej nawet do twarzy.
Mając na uwadze liczbę obecnych na sali młodych dziewcząt
190
191
rAl KICIA KsAHUI
strojnych w koronki i brylanty - nie wspominając już o ich starszych siostrach i matkach
w jedwabiach i rubinach - nie wydawało się możliwe, by niedawna guwernantka, a obecnie
przyzwoitka, mająca na sobie prostą szarą sukienkę z jedwabiu, bez żadnych koronkowych
ozdób ani biżuterii, była najładniejszą kobietą na sali. Tak jednak było. Pewnie trafiłby się
mężczyzna, który miałby co do tego wątpliwości, lecz Burke'a obchodziła tylko własna
opinia. A według niego, Kate Mayhew była najładniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek
miał okazję widzieć. 1 właśnie dlatego tego wieczoru, gdy ją poznał, wtedy gdy groziła mu
parasolką, powinien był uciekać od niej jak najdalej.
- Dlaczego więc nie wolno mi go zabić? - ponowił pytanie.
- Ponieważ wywołałoby to niepotrzebny skandal - odpowiedziała Kate z niecierpliwością.
- Pańska córka nie miałaby innego wyjścia i musiałaby przyjąć oświadczyny Geoffreya
Saundersa, bo nikt inny nie zgodziłby się na poślubienie córki markiza z reputacją zabijaki.
Burke zastanawiał się nad jej słowami, podczas gdy jego rozmówczyni nagle wydała się
ogromnie zainteresowana zawartością swojej niewielkiej torebki i zaczęła energicznie w niej
czegoś szukać. Uświadomił sobie, że jest to ich pierwsze spotkanie od nocnego spotkania w
bibliotece, które miało miejsce prawie tydzień temu. Przypuszczał, że jego obecność nieco
odbiera dziewczynie odwagę. Przy jej wieku i całkowitym braku doświadczenia było to
zupełnie naturalne. Uznał więc, że to on powinien przywrócić ich stosunkom choćby odrobinę
normalności i pokazać jej, że jeżeli o niego chodzi, to ten nocny incydent niczego nie zmienił.
To znaczy prawie niczego.
- Zakładam - obserwował, jak panna Mayhew wyciąga z torebki mały złoty zegarek i
marszczy czoło, próbując
192
MARKIZ.
odczytać godzinę - że Isabel dobrze się czuje. Czy za bardzo nie męczy się, tańcząc tak
wiele?
- Och nie. - Panna Mayhew schowała zegarek do torebki i konsekwentnie unikała wzroku
swego chlebodawcy. - Czuje się już zupełnie dobrze. Dziś po południu doktor ocenił, że jest
całkowicie zdrowa. Obawiam się, że wróciła do wielbienia pana Saundersa z bliska.
- No tak.
Burke pragnął, by wreszcie spojrzała mu w oczy. Nie mógł znieść tego przeklętego
skrępowania. Szkoda, że tamtej nocy znudził mu się Ostatni Mohikanin. Żałował, że nie
został w swoim pokoju. Nie natknąłby się wtedy na pannę Mayhew w nocnej koszuli i nie
przekonałby się, że noszony przez nią gorset jest całkowicie zbędny. Jej talia była
wystarczająco szczupła i bez niego, a piersi, zakryte teraz jedwabiem, miała małe, lecz tak
bliskie ideału.
Kate, która na jednej ze swoich rękawiczek znalazła luźną nitkę, najwyraźniej użyła jej
teraz jako pretekstu, by unikać wzroku markiza. Czy była na niego zła, czy jedynie zawsty-
dzona? Czy możliwe, że się mylił, sądząc wtedy, w bibliotece, iż dziewczyna pragnie, by ją
pocałował? Że schlebiał tylko swojej próżności?
Burke był jednak pewien, że nikt jej jeszcze nie całował, tak samo jak tego, że jest
dziewicą. Nie miał natomiast pojęcia, jak uwieść dziewicę. W żadnym wypadku nie chciał jej
przestraszyć. Nie mógł skorzystać z doświadczeń swej nocy poślubnej, bo Elisabeth, choć do
ołtarza szła w białej sukience, nie była tak niewinna, jak mu się wcześniej wydawało.
- Panno Mayhew - zaczął, podejmując nagle decyzję -chcę, by pamiętała pani o tym, że
jeżeli ten człowiek, albo jakikolwiek inny, będzie panią niepokoił, będę bardziej niż
szczęśliwy, jeśli zostanę o tym poinformowany.
193
fATRIClA l,ABOT
Przyglądała mu się tak, jakby była przekonana o jego niepełnej poczytalności.
- Lordzie Wingate, mówiłam już, że pan Craven nic dla mnie nie znaczy, jest jedynie
starym...
Burke niemal zgrzytnął zębami.
- Może to i prawda - przerwał jej. - Ale jestem przekonany, że jego intencje wobec pani
są nieco inne niż tylko przyjacielskie...
Zanim zdążyła otworzyć swe urocze usta, by wejść mu w słowo, ktoś złapał go za ramię.
- Lordzie Wingate? - rozległ się znajomy głos
|
WÄ
tki
|