ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Kobieta-kot zgłosiła się, że zaprowadzi go do Bramy, i w koflcu po długiej
debacie
dwaj Mistrzowie Opiekunowie wyrazili zgodę. Haggerth uczynił to z wielką
niechęcią, być
może bojąc się, że Troia podzieli los Gryfa - co nie znaczy, że nie wierzył, iż
lwioptak był
opiekunem. Troia uparła się. Jej początkowa nieufność wobec Gryfa ustąpiła
nowej,
tajemniczej wierze, żejakimś sposobem okaże się on istotą ogromnie ważną.
Dopiero wtedy
Gryf uświadomił sobie, jaka jest młoda. On miał ponad dwieście lat - może więcej
- ona zaś
nie weszła nawet w trzecią dekadę, ledwo wkroczyła w wiek dojrzały.
Z drugiej strony jest może aż nazbyt dojrzała, pomyślał cierpko były monarcha,
gdy
patrzył, jak jego przewodniczka wspina się po zboczu. Nosiła skąpy przyodziewek,
będący
wyłącznie ustępstwem wobec konwenansów. Przed chłodem chroniło ją miękkie, płowe
futro.
W Luperionie miała na sobie strój, w którym z daleka wyglądała jak ludzka
kobieta, lecz tutaj
przywdziewanie obfitych sukien nie było konieczne.
Powiedziała mu co nieco o swoim rodzaju, gdy szli krętą ścieżką, która wedle
słów
Haggertha miała doprowadzić ich prosto do Bramy. Jej przodkowie w dalekiej,
dalekiej
przeszłości zwani byli sfinksami, choć określenie to nie było całkiem poprawne.
Z wyglądu
przypominali ludzi, choć mieli dość egzotyczne rysy, a gęste futro oczywiście
nie dawało się
ukryć. Ze względu na piękno i siłę cieszyli się niezwykłym powodzeniem na
targach
niewolników. Dawano za nich najwyższe ceny. Na nieszczęście, a może na
szczęście, nie
chcieli żyć w niewoli - albo umierali, albo walczyli do upadłego. W bitwie do
głosu
dochodziła ich kocia natura (walczyli ostrymi zębami i pazurami), która brała
górę nad
ludzkimi cechami.
Może dlatego, że częściowo miał naturę lwa, Gryf odczuwał pokrewieństwo i
zrozumienie. Próbował sobie wmawiać, że tylko to pociąga go w Troi.
Mimo wszystko była lepszym towarzyszem niż smok Morgis. Wbrew narastającej
między nimi zażyłości, Gryfa ogarnęła ulga, gdy Mrin/Amrin kategorycznie
oznajmił, że
smokowi nie wolno pójść z nimi. Morgis służył przede wszystkim swojemu ojcu i
trudno było
powiedzieć, na ile można naprawdę mu zaufać.
Zbliżyli się do dwóch niewielkich zagajników. Gryfa opadł niepokój, gdy Troia
zaczęła rozglądać się czujnie. Gdy zapytał, czy wypatruje zasadzki wilczych
najeźdźców,
śmiechem skwitowała jego obawy.
- Dużo zapomniałeś, prawda? Jesteśmy w Krainie Snów. To nie ten sam kraj, który
widzą Aramici. Mogliby stać obok nas, a widzieliby tylko drzewa i ptaki. Dopóki
istniejemy,
by dawać jej swoją siłę, właśnie taka będzie Kraina Snów - a może zapomniałeś,
dlaczego
pierwsi tak ją nazwali?
- Dlaczego zatem boimy się Aramitów? Koci uśmiech zniknął.
- - Boimy się "prawdy" o ich Niszczycielu. Boimy się, że jego marzenia przeważą
nad naszymi. Gdy on rośnie w siłę, Kraina Snów ją traci. Jego rzeczywistość
coraz szybciej
przytłacza naszą siłę. - Szeroko rozpostarła ręce. - Niegdyś Kraina Snów
zajmowała cały
kontynent. Było to przed nastaniem Niszczyciela.
- - "I gra zaczęła się na poważnie..." - zacytował bez zastanowienia Gryf.
- - Co to?
Potrząsnął głową, próbując pozbierać wspomnienia. Jak zwykle, zapadły się w
bagnie,
które było jego umysłem.
- Nie wiem. Cytat skądś'... ale nie wiem, skąd. - Zacisnął ręce w bezsilnej
złości. -
Tak jest przez cały czas! Rozumiem teraz, jak musiał czuć się Cabe!
Troia przysunęła się, wyraźnie przejęta.
- - Cabe?
- - Przyjaciel. Jeden z nielicznych, jakich mam... jakich miałem. Też miał
kłopoty z
pamięcią. Może dlatego rozumiałem go tak dobrze.
- - Co się z nim stało?
Gryf rozejrzał się, ale w drzewach nie kryło się niebezpieczeństwo większe od
komarów.
- Problem Cabe'a polegał na tym, że urodził się jako wątłe dziecko szaleńca
Azrana z
rodu potężnych czarnoksiężników Bedlamów. Azran zabił swojego brata i próbował
zamordować ojca. Chciał ukształtować Cabe'a na swoje podobieństwo albo, co
bardziej
prawdopodobne, zniszczyć biednego chłopca. Dziadek Cabe'a, Nathan, wykradł
dziecko i
umieścił je pod opieką przyjaciela. Mały był słabowity, groziła mu śmierć.
Nathan rozumiał
to i wiedząc, że sam najpewniej umrze, przekazał mu część siebie. Część własnej
duszy czy
też esencji. W ten sposób przeżył również on, Nathan, w ciele swego wnuka.
Kobieta-kot pokręciła głową na znak zdumienia.
- - Nigdy nie słyszałam podobnej historii.
- - Niekiedy było tak, jakby dwie różne osobowości zamieszkiwały mu w głowie
|
WÄ
tki
|