ďťż

- Jesteś pewna? - spytał Doyle...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Może wolisz, żeby został w holu? - Nagle uświadomiłam sobie, że Doyle chciał ukarać Griffina, szukał pretekstu do walki. Nie sądzę, żeby chodziło o mnie. Po prostu Griffin przez długie lata miał to, czego oni wszyscy pragnęli - dostęp do kobiety, która za nim szalała, i pogardził tym, podczas gdy oni mogli tylko patrzeć. Mróz podszedł do Doyle’a. Kitto przyłączył się do niego. Rhys stanął po drugiej stronie, a Galen zaszedł Griffina od tyłu. Griffin nagle napiął się cały. Jego dłoń powędrowała do paska i zaczęła się wślizgiwać za kurtkę. - Jeśli nie będę widzieć twoich rąk - powiedział Doyle - mogę pomyśleć, że sięgasz po broń. Nie wiem, czy ci się to opłaca. Griffin chciał widzieć wszystkich, ale pozwolił, żeby go okrążyli. Nie można patrzeć na wszystkie strony. Lepiej było się nie wyrywać. Griffin nigdy nie był nierozważny. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę czuł taką rozpacz po naszym zerwaniu, że dałby się ponieść emocjom i podjął walkę. Ta myśl wydała mi się dość zabawna, nie chciałam jednak jego śmierci. Chciałam po prostu, żeby trzymał się ode mnie z daleka. - Choć zabawnie byłoby patrzeć, jak się o mnie bijecie, może jednak sobie to darujmy, co? - Jakie są twoje rozkazy? - spytał Doyle. - Jedziemy na górę, kontaktujemy się z królową, trochę posprzątamy, a potem... cóż, zobaczymy. - Jak sobie życzysz, księżniczko - powiedział Doyle. Zaniósł mnie do windy. Pozostali strażnicy podążyli za nami, odgradzając nas od Griffina. Kiedy wsiedliśmy już wszyscy do windy, Rhys i Galen stanęli po obu jego stronach. Doyle był tyłem do lustra, tak że widział zarówno Griffina, jak i zamknięte drzwi. Mróz stał przy drzwiach. Kitto patrzył na Griffina, jakby nigdy wcześniej go nie widział. Griffin oparł się o ścianę i skrzyżował ramiona na piersi, sprawiając wrażenie zrelaksowanego. Ale w jego oczach malowało się napięcie, a ramiona były sztywne. Spojrzałam na niego. Był wyższy o trzy cale od Galena i o wiele więcej od Rhysa. Przyłapał mnie na tym, że na niego patrzę i zdjął swoją osłonę, powoli jak striptizer. Widziałam niezliczoną ilość razy, jak to robi. Światło dobywało się spod jego skóry, najpierw ze stóp, potem z łydek, mocnych ud, w górę, aż każdy centymetr jego ciała błyszczał jak wypolerowany alabaster. Wspomnienie jego nagiego i błyszczącego ciała było tak silne, że nawet zamknięcie oczu nie pomogło. Zbyt długo było mi ono drogie. Otworzyłam oczy i patrzyłam, jak jego miedziane włosy błyszczą, jakby biegł przez nie cienki metalowy drucik. Jego włosy trzeszczały i poruszały się wraz z przypływem mocy. Oczy nie były w kolorze miodu. Były trójkolorowe: brązowe wokół źrenicy, następnie srebrne i brązowe. Zawsze będzie dla mnie piękny. Mimo całej swojej nienawiści nie mogłam o nim myśleć inaczej. Ale piękno to nie wszystko. Nikt się nie odezwał, dopóki winda się nie zatrzymała. Galen złapał Griffina za ramię, a Rhys sprawdził korytarz. - Po co ta ostrożność? - spytał Griffin. - Coś się dzisiaj stało? Rhys sprawdził drzwi, potem wziął ode mnie klucz i otworzył je. W czasie gdy sprawdzał pokój, czekaliśmy na korytarzu. Jeśli nawet Doyle był zmęczony trzymaniem mnie, to tego nie okazał. - Pokój jest czysty - powiedział Rhys. Złapał Griffina za drugie ramię i wprowadził go razem z Galenem do pokoju. Weszliśmy za nimi. Doyle położył mnie na łóżku. Usiadłam, opierając się o wezgłowie. Wziął poduszkę i podłożył ją pod moją kostkę, a potem zdjął płaszcz i rozłożył go przed łóżkiem. Miał wciąż na sobie metalowo-skórzaną uprząż; srebrne kolczyki błyszczały w jego uszach; pióra pawia nadal dotykały jego ramion. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie widziałam Doyle’a innego niż teraz. Nie starał się być inny, niż był w rzeczywistości. Spojrzałam na Griffina, wciąż błyszczącego, wciąż pięknego. Galen i Rhys posadzili go na krześle. Galen oparł się o mały stolik przy krześle. Rhys o ścianę. Żaden z nich nie błyszczał, ale wiedziałam, że Galen przynajmniej nie starał się uchodzić za człowieka. Kitto wszedł na łóżko i zwinął się koło mnie, jedną ręką objął mnie w talii, niebezpiecznie blisko łona. Ale nie próbował tego wykorzystać. Przytulił twarz do mojego biodra i wydawał się zadowolony, jakby miał zamiar spać. Mróz usiadł po drugiej stronie łóżka, z nogami na podłodze, jakby nie chciał zostawić łóżka tylko goblinowi. Skrzyżował ramiona na piersi. Siedział prosto, wysoki i bardzo przystojny, ale nie błyszczał tak jak Griffin. I nagle mnie olśniło. Griffin wcale nie zdjął osłony. On ją zwiększył. Przez te wszystkie lata myślałam, że się coraz bardziej odsłania, podczas gdy on coraz bardziej ukrywał swoje prawdziwe oblicze. Większość sidhe nie używała osłony przy innych sidhe. Można było spróbować, ale to był daremny trud
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.