ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Potrzebuję cię. Kocham cię. Mali chłopcy nie ośmieliliby się tak
postępować. Olbrzymia czarna chmura homoseksualizmu zawsze wisi
nad ich głowami, a jej niszczycielska siła działa od najmłodszych
lat. Pedzio - jest słowem, którego tak bardzo boją się mali
chłopcy i to właśnie wpływa na ich zachowanie w stosunku do innych
mężczyzn, którzy mogliby zostać ich przyjaciółmi."
Ostatecznie ma to, oczywiście, wpływ na zachowanie mężczyzny w
stosunku do kobiet, które spotyka w życiu.
Zapytano kiedyś kilku spośród najwybitniejszych psychologów i
terapeutów amerykańskich, ilu mężczyzn ma prawdziwych przyjaciół.
Ponure odpowiedzi brzmiały: "Zbyt mało". Zazwyczaj oceniano tę
liczbę na 10%. Richard Farson, profesor z Instytutu Psychologii
Humanistycznej w San Francisco, powiedział: "Miliony ludzi w
Ameryce nie ma w swoim całym życiu nawet jednej chwili, w której
mogliby się wewnętrznie obnażyć i podzielić z kimś innym swoimi
głębszymi uczuciami."
Ponieważ bardzo niewielu mężczyzn może sobie pozwolić na luksus
otwartości i słabości, nie zdają więc sobie nawet sprawy z pustki
w ich życiu emocjonalnym. Krótko mówiąc, nie wiedzą ile tracą.
Na podstawie niedawnych badań brytyjski socjolog, Marion Crawford
stwierdził, że kobiety i mężczyźni w średnim wieku definiują
przyjaźń za pomocą znacznie różniących się determinantów. W
przeważającej większości przypadków kobiety mówią tu o zaufaniu i
powiernictwie, podczas gdy mężczyźni określają przyjaciela
(przyjaciółkę) jako kogoś, z kim "chodzą" lub "osobę, której
towarzystwo lubią". Na ogół przyjaźnie mężczyzn dotyczą
działalności zawodowej, natomiast przyjaźnie kobiet dzielenia się
z drugą osobą problemami i sprawami dnia powszedniego. Mężczyzna
mówi "mój bardzo dobry przyjaciel" o osobie, z którą od czasu do
czasu gra w tenisa, lub którą dopiero co poznał. Ale czy są oni
naprawdę przyjaciółmi? Raczej nie.
Jak wyjaśnia Paula McDonald, młode kobiety biorą sobie to wszystko
bardzo do serca i są wybredne. "Sądzę, że większość kobiet szuka
dziś czułych mężczyzn - mówi Lynn Sherman - i naprawdę nie ma
różnicy, czy potrafi on podnieść tapczan jedną ręką czy dwiema.
Uważam, że większość kobiet pragnie znaleźć raczej mężczyznę -
przyjaciela."
Introwertyzm nie jest złą cechą
Kiedy zachęcam kogoś do poświęcenia się przyjaźni, nie twierdzę,
że należy być ekstrawertykiem. Niektórzy ludzie sądzą, że ich
głównym problemem jest nieśmiałość.
Któregoś wieczora stałem z pewnym neurochirurgiem przy oknie i
patrzyliśmy, jak zapalają się światła miasta. Nie było mu łatwo
zacząć rozmowę. W końcu wziął głęboki oddech, jak człowiek
zamierzający wskoczyć do basenu z zimną wodą, i powiedział:
"Sądzę, że jestem tutaj dlatego, ponieważ nie układają mi się
stosunki z innymi ludźmi. Przez wszystkie te lata walczyłem o to,
by stać się wybitnym w swoim zawodzie, myśląc, że kiedy to
osiągnę, ludzie będą mnie szanować i będą chcieli być blisko mnie.
Lecz tak się - niestety - nie stało."
Zgniótł w dłoni styropianowy kubek do kawy, jakby chciał
podkreślić swoją determinację. "Uważam, że wzbudzam szacunek tam,
w szpitalu - kontynuował - lecz w rzeczywistości nie mam nikogo
bliskiego. Nie mam nikogo, w kim mógłbym znaleźć oparcie. Nie
wiem, czy pan może mi pomóc - całe życie byłem nieśmiały i pełen
rezerwy. Wszystko, czego potrzebuję, to gruntowne przebadanie
mojej osobowości."
Gdybym spotkał tego człowieka, gdy rozpoczynałem pracę po
studiach, dwadzieścia lat temu, prawdopodobnie spróbowałbym
takiego gruntownego przebadania, jakiego oczekiwał. Lecz im dłużej
pracowałem z ludźmi, tym więcej czci miałem dla nieskończonej
osobowości ludzkiej i tym bardziej niechętnie próbowałem zmieniać
kogokolwiek.
Jednym z niebezpieczeństw bycia psychologiem - reformatorem jest
możliwość ulegania pokusie podejmowania prób zmieniania pacjentów
wg własnych wyobrażeń i wzorców. A przecież Bóg uczynił każdego z
nas niepowtarzalnym, a duszę ludzką otacza tajemniczość i piękno!
Dobry psychoterapeuta jest czasem podobny do astronoma. Poświęca
swoje życie na studiowanie gwiazd i na podejmowanie prób
określenia, dlaczego pewne systemy gwiezdne zachowują się tak czy
inaczej. Wyjaśnia istnienie tak zwanych czarnych dziur, a w końcu
wspaniałość tego wszystkiego przyprawia go o grozę.
Mimo że nigdy w pełni nie zrozumiałem moich pacjentów, moim celem
jest być przy nich blisko, kiedy próbują odnaleźć siebie. Wspólnie
obserwujemy powstawanie i zmiany danej osobowości - a wszystko to
w celu lepszego jej zrozumienia. Zamiar jej dogłębnego poznania
byłby z mojej strony równie arogancki, jak ze strony astronoma
zamiar przebudowania systemu słonecznego. Natomiast, jeżeli będę w
stanie pomóc pacjentowi zrozumieć, kim Bóg go stworzył, a potem
pomóc mu być tym kimś, będzie to dla mnie wystarczającą nagrodą.
Wobec tego powiedziałem mojemu nieśmiałemu znajomemu, że nie mam
ochoty zmieniać go w gadatliwego i towarzyskiego poklepywacza po
plecach. Poza tym, to nie tyle jego cicha osobowość wpędzała go w
kłopoty, co raczej jego wzory postępowania w stosunku do innych
ludzi. Kiedy miejsce tych złych zwyczajów zajęła umiejętność
dobrego współżycia, całe jego życie też się zmieniło. Odkrył
nagle, że swobodniej rozmawia ze swoimi pacjentami, a inni lekarze
także zaczynają się przed nim otwierać. Nadal jest on
introwertykiem, ale zaprzyjaźnił się już mocno z trzema czy
czterema osobami. Kiedy go widziałem po raz ostatni, spostrzegłem,
że coś się już w jego życiu zmieniło.
Fakt zostania lub nie duszą towarzystwa nie ma wpływu na naukę
sztuki kochania i bycia kochanym. W rzeczywistości człowiek, który
nie pełni takiej roli, może lepiej współżyć z innymi niż ten, kto
rozwesela i zabawia całe towarzystwo.
W moim rodzinnym mieście zmarł ostatnio pewien skromny hodowca
drzew. Nazywał się Hubert Bales i był najbardziej nieśmiałym
człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Kiedy mówił, płonął ze
wstydu; mrugał nerwowo oczami i nerwowo się uśmiechał. Nigdy nie
bywał w kołach wpływowych. Hodował swoje krzewy i drzewa,
obrabiając własnymi rękami pozostawiony przez ojca kawałek ziemi.
Był typowym introwertykiem, lecz kiedy zmarł, jego pogrzeb był
największym pogrzebem w historii miasta. Było na nim tylu ludzi,
że zajęty był nawet balkon w kościele.
Dlaczego nieśmiały człowiek zdobył sobie serca tak wielu ludzi? Po
prostu dlatego, że z powodu swej nieśmiałości wiedział, jak
zdobywać przyjaciół. Opanował tę umiejętność do perfekcji i przez
ponad 60 lat ludzie byli u niego zawsze na pierwszym miejscu. Być
może spostrzegli oni, że hojność jego ducha była czymś niezwykłym.
Dlatego tak bardzo go kochali
|
WÄ
tki
|