ďťż

Zaoferowano mu życie pełne spokoju i dostatku a wszystko, czego od niego wymagano, to zapomnienia o Alienie i porzucenia aspiracji zbudowania najpiękniejszej katedry świata...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Tej nocy śnił, że przyszła do niego Aliena, jej nagie ciało było śliskie od pachnącego olejku. Ocierała się o niego, ale nie pozwoliła się kochać. Obudził się z konkretnym postanowieniem. * * * Słudzy nie chcieli wpuścić Alieny do domu Raszyda Alharouna. "Pewnie dlatego, że wyglądam jak żebraczka - pomyślała stojąc pod bramą - znoszone buty, zakurzona tunika, dziecko na ręku." - Powiedz Raszydowi Alharounowi, że poszukuję jego przyjaciela Jacka Jacksona z Anglii - powiedziała po francusku, zastanawiając się, czy sługa zrozumiał bodaj jedno słowo. Po mruczanej po saraceńsku wymianie zdań jeden ze sług odszedł w głąb domu. Był to wysoki mężczyzna o skórze koloru węgla i włosach jak runo czarnego barana. Aliena poprawiła niespokojnie tunikę i ułożenie dziecka, a pozostali słudzy przyglądali się jej otwarcie. Ciągle jeszcze nie nauczyła się cierpliwości, nawet podczas tej pielgrzymki wlokącej się nieskończenie. Po rozczarowaniu w Compostelli podążyła drogą w głąb Hiszpanii, ku Salamance. Tam nikt nie pamiętał rudowłosego młodziana interesującego się katedrami i żonglerami, ale uprzejmy mnich powiedział jej, że w Toledo może znaleźć wspólnotę angielskich scholarów. Niewielka to była nadzieja, ale Toledo znajdowało się w pobliżu. Zdecydowała, że tam podąży. Kolejnym drażniącym rozczarowaniem było oczekiwanie przed tym domem. Tak, Jack tutaj bywał - co za szczęśliwy traf! - ale, niestety, już wyjechał. Doganiała go: teraz była tylko o miesiąc za nim. Jednakże znowu nikt nie wiedział, dokąd podążył. W Compostelli potrafiła domyślić się, że ruszył na południe, bo skoro ona przybyła ze wschodu, a na północ i zachód rozciągało się morze, nie było innego kierunku. Tutaj natomiast możliwości było bez liku; mógł wrócić do Francji, idąc na północny wschód, pójść na zachód do Portugalii, na południe do Granady, a z wybrzeża Hiszpanii mógł udać się statkiem do Rzymu, Tunisu, Aleksandrii czy Bejrutu. Aliena postanowiła zaprzestać poszukiwań, jeśli tutaj nie otrzyma właściwych wskazówek, dokąd podążył i kiedy opuścił to miasto. Była doszczętnie wyczerpana, a nogi zdarła do kości. Zostało jej tak niewiele zdecydowania i sił, że potrafiłaby iść dalej jedynie za jakimś cieniem nadziei. Gotowa była zawrócić, jechać do Anglii i próbować zapomnieć o Jacku na zawsze. Z białego domu wyszedł jakiś inny służący. Ten miał na sobie droższe szaty i mówił po francusku. Popatrzył na Alienę badawczo, ale odezwał się do niej uprzejmie: - Ty jesteś przyjaciółką pana Jacka? - Tak, starą przyjaciółką z Anglii. Chciałabym rozmawiać z Raszydem Alharounem. Sługa rzucił spojrzenie na dziecko. - Jestem jego krewną - powiedziała Aliena. - Nie było to nieprawdą: pozostawała przecież odrzuconą żoną przybranego brata Jacka, to jakieś powinowactwo. Służący szerzej uchylił bramę i poprosił, by podążyła za nim. Aliena weszła do środka z wdzięcznością. Jeśli będzie musiała tutaj zawrócić, to koniec jej drogi przynajmniej będzie cienisty. Podążała za sługą przez przyjemny dziedziniec, mijając pluskającą fontannę. Zastanawiała się, co Jacka przyciągnęło do tego domu bogatego kupca. Nie było to podobne do przyjaźni, czyżby Jack deklamował tutaj wiersze? Weszli do wnętrza domu. Dom ten przypominał pałac, miał wysokie chłodne komnaty, podłogi z kamienia i marmuru, było tu bogactwo przepięknie rzeźbionych mebli o wspaniałych obiciach. Minęli dwie arkady i drewniane drzwi, a wtedy Aliena doznała wrażenia, że wchodzą do części żeńskiej. Służący gestem ręki polecił jej czekać, po czym lekko zakaszlał. Chwilę później Saracenka w czerni wpłynęła do komnaty, trzymając róg swego odzienia przed twarzą w pozycji, która w każdym języku jest obrazą. Popatrzyła na Alienę. - Kimże ty jesteś? - spytała po francusku. Aliena wyprostowała się na pełną wysokość. - Jestem lady Aliena, córka ostatniego hrabiego na Shiring - rzekła tak wyniośle jak potrafiła. - Przyjmuję, że mam przyjemność mówić z żoną Raszyda, sprzedawcy pieprzu. - Umiała grać, jak każdy. - Czego tutaj chcesz? - Przyszłam zobaczyć się z Raszydem. - On nie przyjmuje kobiet. Aliena uświadomiła sobie, że nie ma nadziei na to, by uzyskać pomoc od tej kobiety. Jednakże nie miała żadnej innej możliwości, więc próbowała dalej. - Może przyjmie krewnego Jacka. - Czy Jack jest twoim mężem? - Nie. - Zawahała się. - Jest moim szwagrem. Kobieta spoglądała bez przekonania. Podobnie jak większość ludzi myślała, że Jack zapłodnił ją, a potem porzucił, a teraz ona go ściga, by zmusić do ślubu i zabezpieczenia bytu dziecka. Kobieta obróciła się i powiedziała coś w języku, którego Aliena zupełnie nie znała. Chwilę później trzy młode kobiety weszły do pokoju. Ta pierwsza przemówiła do nich w tym samym języku. Oczywiste było, że to jej córki. Wszystkie patrzyły na Alienę. Potem rozmawiały ze sobą w tymże języku, powtarzając często imię Jacka. Aliena czuła się poniżona. Miała coraz większą ochotę obrócić się na pięcie i wyjść, ale to oznaczałoby poddanie się i rezygnację z poszukiwań. Ci okropni ludzie byli jej ostatnią nadzieją. Podniosła głos przerywając ich rozmowę. - Gdzie jest Jack? - Pragnęła, by zabrzmiało to natarczywie, ale ku jej konsternacji w głosie pojawiła się żałosna nuta. Córki umilkły. - Nie wiemy, gdzie on jest - odpowiedziała matka. - Kiedy go widziałyście po raz ostatni? Matka się zawahała. Nie chciała odpowiadać, ale nie mogła udawać, że nie wie, kiedy to było. - Opuścił Toledo dzień po Bożym Narodzeniu - odpowiedziała niechętnie. Aliena zmusiła się do uprzejmego uśmiechu. - Czy przypominasz sobie, co mówił o kierunku swojej wędrówki? - Powiedziałam ci, że nie wiemy, gdzie on jest! - Może coś mówił twemu mężowi? - Nie, nie mówił. Ogarnęła ją rozpacz. Przeczuwała, że ta kobieta coś wie. Jednakże było też jasne, że nie ma zamiaru tego ujawniać. Nagle poczuła się słaba i wycieńczona. Ze łzami w oczach powiedziała: - Jack jest ojcem mego dziecka. Czy nie sądzicie, że chciałby zobaczyć swego syna? Najmłodsza z córek zaczęła coś mówić, ale matka jej przerwała. Nastąpiła krótka wymiana słów: matka i córka miały ten sam ognisty temperament. W końcu jednak córka zamilkła
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.