ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
..
- Sunday - mówię.
Zamyka mi usta, przesuwając swe ciało do przodu, a ja rozumiem, co chce, bym
zrobił, gdyż
w końcu przy jedenastym razie, trudno udawać głupka. Wreszcie musiałem skapować,
W
szczękę złapał mnie skurcz, bo nieźle napracowałem się żuchwą, lecz jest to ten
rodzaj
skurczu, który chętnie zachowałbym przez kilka dni...
Na szczęście doszedłem do większej wprawy i jej ciało odpręża się gwałtownie,
dając mi do
zrozumienia, że pragnie pięciu minut wytchnienia... dla niej, nie dla mnie, gdyż
dostrzegam u
siebie miejscowy przypływ natchnienia...
- Sunday - mówię bardzo szybko - chwilę odpoczynku... Padam z nóg... Wrzucimy
coś na
ruszt i kontynuujemy... Nie spałem od czterech dni, wiesz przecież...
- Ja też - szepcze, prostując się i przyklejając swą twarz do mojej. - Ale ja
dlatego, że tak
bardzo cię pragnęłam.
Zgrywam się na hipokrytę.
- Miałaś Douglasa Thrucka - mówię. - W końcu, do spędzenia wieczoru...
- Spędziłam już dwa wieczory na wysłuchiwaniu planu ogólnego wstępu do jego
Estetyki
kina - odpiera, sadowiąc się wygodnie pomiędzy mym ramieniem a tułowiem.
- I to ci wystarcza?
- Wolę twoją osobistą estetykę... - szepcze, gryząc mnie w pierś.
Moja lewa dłoń pieści jej szpiczaste cycuszki. Podnoszę się i siadamy razem.
Patrzę na
godzinę. Jedenasta. Za dwie godziny muszę być tam... Wyskakuję z łóżka i
przewracam się na
twarz. Trochę osłabłem w nogach... Na szczęście trwa to krótko. Po prostu
pozycja pozioma
wydaje mi się być lepszą od pionowej.
- Rock! - woła Sunday Love. - Chyba nie odejdziesz znowu...
- Muszę, skarbie.
- Och! - lamentuje. - Kiedy wreszcie udaje mi się spotkać mężczyznę, którego nie
muszę
karmić pomidorami z czerwoną papryką...
- I to jeszcze - mówię - wzięłaś mnie umęczonego. Poczekaj, niech no tylko
odzyskam moją
prawdziwą formę.
- Rocky... kruszynko... To niemożliwe... Coś takiego jak zmęczenie nie może ci
się chyba
nigdy przytrafić...
- Och - mówię wywijając się - nie za często. Zobaczymy, jak wrócę... Lecz
osobiście radzę ci,
byś sobie na ten dzień poszukała przyjaciółki na zastępstwo... bo teraz, kiedy
już znam
muzykę... przyspieszymy trochę tempo...
XXII
Wszystko zaczyna się od nowa
Mam straszny problem z wyrwaniem się z ramion mojej czarującej przyjaciółki,
lecz
wskazówki mego zegarka nie wiedzą, co to miłość, i muszę być im posłuszny.
Pozostawiam
ją kompletnie nagą na środku pokoju i zjeżdżam na czwartym biegu, żeby złapać
taksówkę.
Będę musiał pomyśleć o odzyskaniu mojej bryki.
Dobrze. Jest tutaj. Przed drzwiami. Andy Sigman pracuje szybko. W ten sposób
zaoszczędzę
dobry kwadrans... Nie będę musiał pędzić jak szaleniec.
Po drodze odświeżam w pamięci kilka dni tej przygody i chyba muszę być nieźle
wykończony, gdyż wszystko wydaje mi się matowe...
Nawet poranek z Sunday Love... Dobry Boże, bez wątpienia miałem słuszność,
opóźniając
moje... powiedzmy, moją inicjację tak długo, jak tylko mogłem. To, co niedawno z
nią
robiłem, wydaje mi się całkiem normalne... niewątpliwie przyjemne, stosowne dla
spędzenia
szybkich i odświeżających poranków... lecz najwyraźniej niewystarczające... Mam
wrażenie,
że znam ją teraz od podszewki... Szukam... szukam... Czy jest jeszcze coś, czego
jej nie
zrobiłem?
Moja edukacja w tej dziedzinie jest w opłakanym stanie. Koniecznie muszę się
dokształcić.
Na pewno są tu jakieś sztuczki techniczne, które mi umknęły. W przeciwnym
razie... Tak, jak
jej mówiłem... Będę musiał wziąć trzy lub cztery na raz... Albo jedną, ale za to
najwyższej
klasy... Tak, żeby ręce były pełne roboty.
W ostatniej chwili umykam ciężarówce, która chciała mi zaprezentować swą markę z
bliska, i
myślę o kaszce mannie, aby obniżyć ciśnienie. Nie cierpię kaszy manny. Mamusia
kazała mi
ją jeść kilogramami, kiedy miałem jedenaście lat, po czym byłem zmuszony
łachotać sobie
podniebienie przy pomocy kociego ogona, by oddać Bogu część przynależną
biedakom. Nie
są to miłe wspomnienia i czuję, jak mój puls szykuje się do przerwania pracy.
Właśnie o to mi
chodziło
|
WÄ
tki
|