ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Ja bym też już poszedł, ale moja małżonka zapowiedziała, że
wstąpi tu po mnie. Tylko wie pan, jak to jest z kobietami: zawsze się spóźniają.
Na tym dla męskich jedynie uszu przeznaczonym zwierzeniu zakończyła się rozmowa i Herman Schmidt wyniósł się z pokoju.
W gabinecie osiadł ciemnymi plamami zmrok: już szkarłatny mundur Fryderyka Augusta na portrecie ponad kominkiem nabrał tonów mętnej purpury, dywan z zielonego stał się czarny, a okna przesłoniły firanki zmierzchu. Znów minął dzień - pomyślał Feliks. - Pracowity, nudny dzień, w którym nie wydarzyło się nic". W Londynie Karol ubiera się pewno w tej chwili, by udać się na proszony obiad do któregoś z domów na Mayfair. W Paryżu, Wiedniu i Berlinie ulice roją się od oświetlonych pojazdów, błyszczą okna kawiarni. A or tymczasem czeka w tym cichym i mrocznym gabinecie na żonę, by zjeść z nią domowy obiad, a potem spędzić razem długi, spokojny wieczór.
Usłyszał, że drzwi się otwarły, i obrócił się szybko w tę stronę: do pokoju wchodziła Cecylia w ciepłym kapelusiku i krótkiej, obszytej futrer pelerynce, bo jesienne wieczory zaczynały już być chłodne. ld ślicznie; pochyliła się nad nim i pocałowała go w czoło.
- Przepraszam cię, kochanie - powiedziała nieco zdyszana. -
zakupy z Elzą, a ona nie mogła się zdecydować.
__ No, a co słychać u wielmożnej pani burmistrzowej? - spytał wstając. Ale do Cecylii ironia nie docierała.
- To wprost grzech, ile pieniędzy wydają niektóre kobiety na stroje!
- krzyknęła.
_ Zwłaszcza jeśli skutki są tak żałosne - zauważył usuwając się na bok i puszczając ją przodem.
Tym razem nie uszła jej uwagi jadowitość tego spostrzeżenia i w głosie Cecylii zabrzmiał ostry wyrzut.
- Uważam, że to dowód złego wychowania mówić tak o Elzie. - Cecylia
wobec swych przyjaciół okazywała głęboką lojalność i ta wierność zarazem
wzruszyła Feliksa i trochę go rozśmieszyła. - To wyjątkowa kobieta.
- Ależ oczywiście. Szkoda tylko, że jej zalety duchowe nie mają
wpływu na jej wygląd. - Spostrzegł, że rozgniewał żonę, i, by załagodzić
sytuację, ujął ją pod rękę. - Czy nie widzisz, głuptasku, że żartuję?
- Nie lubię takich żartów - odparła zaciskając usta.
- Wiesz, że ogromnie lubię Elzę, uważam, że to wyjątkowo dobra
kobieta, i cieszę się ogromnie, że się przyjaźnicie. - Przez chwilę zamierzał
zmieniając temat wszcząć rozmowę o wyjeździe z Lipska, ale stwierdził, że
chwila nie jest odpowiednia. Pomówi z nią w domu, po obiedzie. Spokojnie,
ale stanowczo. - A teraz opowiedz mi, co robiłaś cały dzień.
Podniecona, opowiadała mu, jak w towarzystwie żony burmistrza jeździła po różnych magazynach z odzieżą. Z wrodzoną bystrością i zmysłem obserwacyjnym zręcznie przeplatała swą relację pełnymi humoru uwagami, a on, jak zwykle, ze zdumieniem stwierdził, że rozmowa z nią może być interesująca. Od czasu do czasu zapominając się wpadała we francuszczyznę lub frankfurcki dialekt, którym mówiła w dzieciństwie. Była dziś wyjątkowo wesoła, jeszcze zarumieniona po wzruszeniach popołudniowej wyprawy, 1 gdy szli spiesznie długimi korytarzami gmachu Gewandhaus, szczebiotała radośnie o tym, jakie poruszenie budził w magazynach ich widok, jak Elza w majtkach i gorsecie stała przed ogromnym lustrem w coraz to innym salon essayage, a sprzedawczynie za każdym razem, gdy włożyła nową suknię, wybuchały nieszczerymi okrzykami zachwytu.
- Ale ona wciąż się nie mogła zdecydować - zakończyła, gdy się zbliżyli
o drzwi wejściowych - i w końcu pojechałyśmy do Dorbecka na plac
Targowy.
Wyszedłszy na taras, ciągnący się przez prawie całą długość budynku
P Wyżej szerokich marmurowych schodów, umilkli. W dole, na brzegu
nika, s*ał Gustaw gotowy otworzyć drzwiczki powozu, a twarz jego
y owała się ciemnym profilem na tle żółtej plamy blasku padającego od latarni.
- Gdybyś widział te nowe paryskie fasony! - paplała dalej na schodach
- Spódnice są dwa razy szersze niż w zeszłym roku.
Nie przerywając opowiadania pochyliła się i z głośnym szumem tafty wsunęła do powozu.
- A te canezous, mon Dieul... - zawołała siadając w rogu i układając
wokół fałdy spódniczki.
- Dobry wieczór, Gustawie - zwrócił się do starego służącego Feliks
wchodząc na stopień. - Musisz być zmęczony tym jeżdżeniem po mieście
Jedźmy prosto do domu.
- Nie, nie! - zawołała pochylając się do przodu Cecylia. - Zatrzymajcie
się jeszcze przed Koehlerem.
- Słucham panią - powiedział Gustaw zamykając drzwiczki.
- To po drodze do domu - wytłumaczyła, kiedy Feliks siadał obok niej.
- Nie gniewasz się, kochany? Nie stracimy nawet minuty.
- Naturalnie, że nie - uśmiechnął się. - Ale cóż to, na litość boską, jest
canezou?
Wobec czego, nim dojechali do rzeźnika, dowiedział się, że canezou to bluzka; oczywiście jest wiele rodzajów canezou, podobnie jak wiele rodzajów berthe lub jockeis.
- I stwierdzam - oświadczyła z oburzeniem Cecylia - że te paryskie
krawcowe zmieniają wciąż fasony po to tylko, żeby co roku człowiek musiał
sobie kupować nowe stroje.
- Z tego przecież krawcowe żyją, Cecylko - szepnął uspokajająco,
próbując ułagodzić zrodzone z oszczędności rozdrażnienie. - Więc czemuś
sobie, będąc tutaj, nie kupiła jednej czy dwu sukni?
- Musiałam sobie tego odmówić.
Feliks uśmiechnął się do siebie, zadowolony, że w ciemnym powozie żona nie dojrzy wyrazu jego twarzy.
- Ale mam pewien pomysł - ciągnęła Cecylia z przebiegłą minką.
- Jutro wybiorę się do pani Hofmann, mojej krawcowej, i...
Nie przestała jeszcze opowiadać o tych śmiesznych paryskich modach , kiedy powóz zatrzymał się naprzeciw sklepu Marcina Koehlera.
- Zabawię jedną minutkę - zapowiedziała, gdy pomagał jej wysiadać.
- Mogę wejść razem z tobą. - Zatrzasnął drzwiczki powozu i ruszył
w ślad za nią. - Zaczniesz się jeszcze targować z tym biedakiem, a ja tu będę
czekał godzinę
|
WÄ
tki
|