ďťż

- Wasza Wysokość, ile wynosi okup za królową? - Otaczająca ich ciemność niemal namacalnie przesyciła jego głos; uświadomiła sobie znowu, o ile lepszy miała słuch, starający...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Jestem pewien, że policja bardzo by się zainteresowała tym, co szykujecie dla tego świata. Ludobójstwo jest poważnym zarzutem - zwłaszcza wobec własnego ludu. Czego się jednak można spodziewać po rządach kobiety... Jak wiecie, w Hegemonii kobiety nie panują. Na wielu planetach jest sporo miejsc, w których złamano by nawet twoją butę, Arienrhod. Ręce Arienrhod zacisnęły się od niespodziewanego natężenia jego nienawiści, straszliwy cios rozpalonego do białości potępienia przebił się przez zaciągnięte kurtyny mroku. Rozpoznała szczególny odór tkwiący pod zapachem kadzideł... odór choroby czy rozkładu. Nie odważy się. - Nie groź mi, Thaninie Jaakola. Możesz sobie być panem niewolników na Wielkiej Niebieskiej, człowiekiem odpowiedzialnym za dużą część nieszczęść na siedmiu różnych światach - pozwoliła mu poznać swą prywatną wiedzę - lecz do Zmiany jest to mój świat, Jaakola, i przebywasz na nim tylko dlatego, że na to pozwalam. Cokolwiek spotka mnie, spotka i ciebie, bo jeśli coś mi się stanie, utracisz ochronę przed prawem. Jestem pewna, że jest wiele miejsc, gdzie i ciebie by upokorzono. - Jestem pewna, że nigdy nie zapomnisz tej chwili. - To, o co cię proszę, jest rzeczywiście ryzykowne, lecz i proste. Jestem też pewna, zważywszy na twe zasoby, że załatwisz to bez trudu. Dam ci cały łup z ostatnich Łowów Starbucka... to wartość okupu za Królową, dla ciebie i dla każdego innego. Ciemność wzmacniała ich oddechy i jego milczenie. Arienrhod też się nie odzywała. Wreszcie wychwyciła lekkie skinienie głową i usłyszała: - Tak. Załatwię tę sprawę za umówioną cenę. Z radością będę myślał o tobie rządzącej Tiamat po naszym odlocie - bez wody życia, która utrzymywałaby twą młodość. Panowanie nad Krwawnikiem po naszym odejściu... wiesz sama, że bez nas będzie to inne miejsce. Naprawdę inne. - Jego śmiech ciągnął się jak guma. Arienrhod wstała bez dalszych uwag; dopiero gdy odwróciła się do niego plecami i podeszła do drzwi, pozwoliła sobie na grymas. - Gdzie, u diabła, idziesz? Tor spojrzała z poczuciem winy, gdy dobiegł ją z korytarza ten głos - głos Herne'a, mijała właśnie pokój, jaki przygotowała dla niego w kasynie. Większość innych pomieszczeń przy tym korytarzu zajmowały prostytutki i ich klienci. Na zewnątrz jednak wstawał nowy dzień i było pusto, kasyno zamykano na krótko, zapewniając odpoczynek i odzyskanie sił. Tor obejrzała się z rozmyślną powolnością i spojrzała na Herne'a. Opierał się ciężko o framugę drzwi, jego bezsilne nogi otaczał niezgrabny, sztucznie napędzany szkielet wewnętrzny, dzięki któremu mógł się jakoś poruszać. Krótka, wycięta szata narzucona beztrosko stawiała go na skraju nieprzyzwoitości. Skrzywiła się. - Mam ważną randkę. Co cię to obchodzi, babciu? - Idziesz tak ubrana? Zerknęła na swój kombinezon; ujrzała w zwierciadle pamięci własną twarz pozbawioną malowideł - swą ponurą, prawdziwą osobę, zmęczoną udawaniem, że jest kimś innym, z chęcią patrzącą na cienkie, mysie włosy, wystające spod peruki i złotej czapeczki. - Czemu nie? - Tylko ty możesz zadać takie pytanie - prychnął z niezadowoleniem, szarpnął za swą szatę. Miał przekrwione oczy, twarz obwisłą ze zmęczenia i nadużywania narkotyków. - Gdybym cię ubierał, starając się cię zmienić, wydatki niewiele by dały. - Widziała, jak w zadowoleniu zaciska wargi. Czas nie uczynił jej podobną jemu. I nigdy nie uczyni. Była umówiona na spotkanie ze Sparksem Dawntreaderem, nie na randkę z kochankiem; lubiła go teraz nawet mniej niż Herne'a. Z trudem przypominała sobie wystraszonego Letniaka, którego znalazła na alejce. Ona zmieniła się zewnętrznie od tego dnia, czasami z trudem rozpoznawała swą twarz, ale wiedziała, że jeśli odrzuci wszystkie przebrania, zawsze odnajdzie siebie. Obserwowała wewnętrzne przeobrażenia w Sparksie Dawntreaderze, sprawiały wrażenie, jakby był poddawany powolnemu dławieniu przez coś nieludzkiego... - Na miłość bogów, czemu tu sterczysz w korytarzu jak kołek w płocie? Szpiegujesz dla mnie, a nie mnie, zapomniałeś? Łyknij sobie i idź spać; jak będziesz mógł pracować, skoro cały dzień jesteś na nogach? - Wolałaby spać bezpiecznie w swych eleganckich pokojach na górze, a nie wychodzić na niewdzięczne spotkanie ze świtem. - Nie mogę spać. - Pochylił głowę, potarł twarzą o ramię. - Nie mogę już spać, wszystko tu śmierdzi... - przerwał i spojrzał na nią nagle, szukając czegoś bez skutku. Twarz znowu mu stwardniała. - Zostaw mój tyłek w spokoju! - No to odstaw narkotyki. - Ruszyła dalej. - Co ona robiła tu w nocy? - zatrzymał ją głosem. Tor znowu się zatrzymała, rozpoznała nacisk na słowo, wiedziała, że i on wie, kto o północy przechodził tędy do Źródła. Arienrhod, Królowa Śniegu. Była otulona w ciężki płaszcz, tak jak i jej goryl, lecz Tor była Zimakiem, poznała swą władczynię. Zdziwiła się, że uczynił to i Herne, że obchodzi go, co tu robiła. - Przyszła na spotkanie ze Źródłem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.