ďťż

- W czasie wojny z Irakiem na początku lat dziewięćdziesiątych z irackich i kuwejckich muzeów członkowie opozycji antyhusajnowskiej oraz powstańcy szyiccy i kurdyjscy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. Wiele z owych przedmiotów przeszło przez antykwariaty i domy aukcyjne, zanim zdołano zinwentaryzować to, co zaginęło bądź zostało skradzione. - Nie wydaje mi się prawdopodobne, aby kolekcjoner chciał płacić ciężkie pieniądze za obiekt, o którym dobrze wie, że został skradziony - stwierdził Sandecker. - Z pewnością nie mógłby go wyeksponować bez ryzyka wpadki i aresztowania. Cóż więc miałby z takim fantem począć? - Można to nazwać psychologiczną odchyłką - odrzekł Ragsdale - ale i ja, i Gaskill potrafimy wyrecytować z pamięci dowolną liczbę przypadków, kiedy kolekcjoner trzyma gorące dzieło sztuki w sejfie czy tajnym lochu, aby raz dziennie czy raz na dziesięć lat pogapić się na nie miłosnym wzrokiem. I nic go nie obchodzi, że nie może pochwalić się nim przed bliźnimi. Raduje go świadomość, że ma coś, czego nie posiada nikt inny. Gaskill pokiwał głową. - Namiętność kolekcjonerska prowadzi czasem do makabrycznych poczynań. Nie dość, że profanuje się indiańskie groby, aby wydobyć z nich, a później sprzedać czaszki i zmumifikowane ciała... Znane są przypadki zbieraczy pamiątek z wojny secesyjnej, którzy w poszukiwaniu konfederackich i unionijnych klamer do pasów rozkopują cmentarze chwały narodowej. - Ponury aneks do historii ludzkiej chciwości - powiedział z zadumą Sandecker. - Historie o rabunkach grobów można by snuć bez końca - podjął Ragsdale - a szczątki zmarłych z każdej rasy i kultury, poczynając od kości neandertalczyków, bywają traktowane jak bezużyteczny chrust. Wobec perspektywy zysku spokój zmarłych przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. - Kolekcjonerzy, z racji swej nienasyconej żądzy posiadania antyków, stają się też podstawowymi ofiarami wszelkich oszustw - wtrącił Gaskill. - Stwarzany przez nich olbrzymi popyt dał impuls niebywałemu rozkwitowi lukratywnej branży fałszerskiej. Ragsdale żywo przytaknął. - Nie poddane odpowiednim badaniom kopie, mogą bezkarnie krążyć po rynku. Wiele szacownych muzeów eksponuje dzieła sztuki i nikt nie zdaje sobie sprawy, że to podróbki. Nie ma kustosza czy też kolekcjonera, który przyznałby się bez bicia, że dał się nabrać przez fałszerza, bardzo niewielu ekspertów natomiast potrafi wykrzesać z siebie dość odwagi cywilnej, aby oświadczyć, że potwierdzili swym podpisem autentyczność wątpliwego obiektu. - I najsłynniejsze dzieła sztuki nie stanowią tu wyjątku - przejął pałeczkę Gaskill. - Obaj z agentem Ragsdale'em znamy wypadki, kiedy takie czy inne arcydzieło zostało najpierw skradzione, później skopiowane przez specjalistów, a wreszcie, pokrętnymi kanałami, "zwrócone" w zamian za znaleźne i gratyfikację od firmy ubezpieczeniowej. Kustosz, nie mając bladego pojęcia, że wciśnięto mu kopię, z radością i ulgą w sercu wieszał ją w swoim muzeum czy galerii. - W jaki sposób dokonuje się dystrybucji i sprzedaży trefnych obiektów? - zapytał Sandecker. - Rabusie grobów i złodzieje dzieł sztuki wykorzystują do sprzedaży łupów czarnorynkową siatkę handlarzy, przy czym ci wykładają pieniądze i dobijają transakcji przez swoich agentów, pozostają zatem anonimowi. - Czy nie dałoby się do nich dotrzeć śledząc odgałęzienia siatki? Gaskill pokręcił głową. - I dostawcy, i dystrybutorzy działają w sposób tak zakamuflowany, iż żadnym cudem nie potrafimy dotrzeć do ludzi na szczycie tej przestępczej piramidy. - Ponieważ w niczym nie przypomina to typowego śledztwa w sprawie o narkotyki - uzupełnił Ragsdale - gdzie od ćpuna możemy dojść do detalisty, od detalisty do hurtownika, stąd zaś, po kolejnych szczebelkach drabiny, do baronów narkotykowych, w przeważnej mierze prymitywnych kmiotków, którzy nie zawracają sobie głowy ukrywaniem własnej tożsamości i sami często biorą. Tu musimy wetrzeć się intelektualnie z doskonale wykształconymi facetami o znakomitych układach w świecie wielkiego biznesu i polityki. Są przenikliwi i sprytni. Poza wyjątkowymi i doprawdy bardzo rzadkimi przypadkami nie dokonują transakcji osobiście. Ilekroć podejdziemy do nich za blisko, chowają się w skorupach i otaczają falangami najdroższych adwokatów, żeby zablokować nasze śledztwo. - Czy zatem możecie się poszczycić jakimikolwiek sukcesami? - zaciekawił się Sandecker. - Zwinęliśmy kilku pomniejszych, działających na własną rękę handlarzy - odrzekł Ragsdale. - No i obie nasze agencje odzyskały sporo skradzionego towaru, po części przechwyconego podczas transportu, po części - u nabywców, którzy zresztą prawie nigdy nie trafiają do więzienia, bo utrzymują, iż nie mieli pojęcia, że kupują przedmioty skradzione. To jednak, cośmy odnaleźli, jest zaledwie ułamkiem procenta zagrabionej całości. Bez solidnych dowodów nie jesteśmy w stanie powstrzymać nielegalnego obrotu dziełami sztuki. - Wygląda więc na to, że przeciwnik bije was na głowę strategią i uzbrojeniem - stwierdził Sandecker. - I nawet nie staramy się tego ukryć - przytaknął Ragsdale. Sandecker przez chwilę kołysał się w swym obrotowym fotelu, trawiąc słowa obu agentów. - W czym NUMA mogłaby okazać się panom pomocna? - zapytał wreszcie. Gaskill przechylił się przez biurko. - Sądzimy, że stworzył pan niepowtarzalną szansę, nieświadomie koordynując swoje poszukiwania skarbu Huascara z akcją największego na świecie syndykatu zajmującego się obrotem trefnymi dziełami sztuki. - Zolar International. - Tak, rodzinnej firmy, której macki sięgają w każdy zakątek branży
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.