ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Terl po prostu spowodował, że cały układ nie nadawał się do użycia.
I dopiero teraz naprawdę zabrał się do roboty. Przyciągnął do siebie
olbrzymią stertę papieru z równaniami i wyprowadził jakieś wzory, wydostał
mikrometryczne mierniki, uporządkował zestaw trójkątów i linii
kreślarskich oraz tak zatemperował białe ołówki do stawiania znaków, aż
miały ostrza jak szpilki.
Odwrócił płytę z dopiero co wykonanym układem pustą stroną do góry,
zaznaczył na niej jakieś punkty odniesienia i przez następne dwa dni -
skrupulatnie zaglądając do swych notatek - rysował nowy układ. Poza tym że
pasował on do metalowych wtyczek i przycisku pulpitu konsoli, nowy układ
nie miał nic wspólnego ze starym, który Terl tak pracowicie konstruował na
pierwszej stronie płyty. Wrysował w niego oporniki, wzmacniacze,
kondensatory i wszelkie inne elementy elektroniczne za pomocą cieniutkich
linii, zawijasów i spirali. Ciągle sprawdzając równania i notatki robocze,
Terl z ogromną dokładnością nanosił białym ołówkiem na płytę wyniki
obliczeń. Była to długa i złożona procedura, w wyniku której powstał
bardzo skomplikowany układ. Gdyby składał się on z rzeczywistych elementów
elektronicznych, wówczas włączenie przycisków konsoli aktywizowałoby go.
Terl zakończył rysowanie układu. Następnie rozpylił na niego cieniutką
warstwę czerwonego lakieru. Można było przez nią widzieć cały układ, ale
gdyby się ją dotknęło końcem ołówka, od razu byłoby widać, że ktoś
usiłował zrekonstruować przebieg układu. Potem Terl wziął w łapę nóż
spawający z cienkim ostrzem. Jeden koniec noża ciął metal przez
oddzielanie od siebie molekuł i niszczenie ich spójności. Drugi koniec
natomiast był wykorzystywany do przywracania molekularnej spójności, czyli
"zszywał" metal ponownie. "Zszywającym" końcem noża Terl zaczął wodzić po
rysunku układu. Gdziekolwiek wodził nim wzdłuż jakiejś linii, na cienkiej
czerwonej warstwie lakieru odznaczał się wyraźny ślad. W ten sposób mógł
widzieć, które linie układu zostały już dotknięte ostrzem i nie bał się,
że którąś ominął.
Jonnie patrzył na to z wytrzeszczonymi oczami. Potem zaś wypadł z
pomieszczenia wizyjnego, pognał do jednego z magazynów bary i wyszukał w
nim kawałek płyty izolacyjnej oraz nóż spawający. Spawającym końcem noża
zrobił na płycie skośną linię. Podłączył zatrzaski przewodów do obu jej
końców i włączył napięcie. Przez linię popłynął prąd! Poprzez ustawienie w
prostą linię nie przewodzących zazwyczaj prądu molekuł otrzymywało się
elektryczną ścieżkę - "drut". Jonnie widział nieraz, jak Psychlosi cięli
płyty piłami, przystosowując je do odpowiednich wymiarów, by montować na
nich wyłączniki. Myślał wtedy, że noże nie nadawały się do cięcia płyt. I
to by się zgadzało, noże nie były przeznaczone do cięcia płyt. Ale przez
ustawienie molekuł w linię płyta izolacyjna przewodziła prąd w miejscach
dotknięcia nożem. Z błyszczącymi oczami Jonnie wrócił do pomieszczenia
wizyjnego, by w dalszym ciągu śledzić Terla. Zdublowanie nożem całego
układu zajęło Terlowi aż dwa dni. Wreszcie zakończył pracę. Po czym
rozpuszczalnikiem przetarł płytę do czysta. Nie pozostał na niej żaden
widoczny ślad. Ale ta płyta "izolacyjna" zawierała teraz wszystkie
elementy skomplikowanego układu elektronicznego.
Wszystkie widoczne na jej spodzie elementy układu były absolutnie
fałszywe. Nigdy nie będą pracować. A ktoś, kto sprawdzałby którąś z tych
płyt, myślałby, że spowodował krótkie spięcie i przepalił bezpieczniki
|
WÄ
tki
|