ďťż

Po prawej stronie stał posąg Dannisa o zatartych przez czas rysach, przedstawiający pierwszego króla conDoin, który władał w Rillanonie przed siedmiuset pięćdziesięciu laty...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Po lewej figura Delonga, jedynego Króla, który otrzymał przydomek "Wielki" i pierwszy poniósł sztandar Rillanonu na kontynent, podbijając Bas-Tyrę dwa i pół wieku po Dannisie. Arutha przeszedł pomiędzy podobiznami swoich przodków i wkroczył do właściwej krypty. Szedł powoli pomiędzy rzędami antenatów swego rodu, pochowanych w ścianach grobowca czy leżących w wielkich, kamiennych katafalkach. Drogę wyznaczali mu królowie i królowe, książęta i księżniczki, łobuzy i łajdacy, święci i wielcy uczeni. Przy końcu potężnych katakumb dostrzegł sylwetkę Lyama siedzącego u stóp katafalku, na którym spoczywała kamienna trumna ojca. Na wieku wykuto podobiznę twarzy Borrica, co sprawiało wrażenie, jakby zmarły książę Crydee był pogrążony w spokojnym śnie. Arutha podchodził powoli, nie chcąc przeszkadzać pogrążonemu w myślach bratu. Po chwili Lyam podniósł na niego wzrok. - Już się bałem, że się spóźnisz. - Ja też. Trafiliśmy na fatalną pogodę i rejs ślimaczył się w nieskończoność. Ale wszyscy już dotarli. Lyam, o co chodzi? Co to za tajemnicze sprawy? Anita powiedziała, że spędziłeś tu całą noc i że masz jakąś tajemnicę. O co chodzi? - Długo, bardzo długo się nad tym zastanawiałem, Arutha. Za kilka godzin dowie się o tym całe Królestwo, chciałem jednak, abyś ty pierwszy, przed innymi, dowiedział się o tym, co uczyniłem, i wysłuchał tego, co powiedzieć muszę. - Anita mówiła, że dziś rano był tu z tobą Martin. Lyam, o co chodzi, powiedz wreszcie. Lyam odsunął się nieco od grobowca ojca i wskazał na napis wykuty w kamieniu: TU SPOCZYWA BORRIC, TRZECI KSIĄŻĘ CRYDEE, MAŁŻONEK CATHERINE, OJCIEC MARTINA, LYAMA, ARUTHY ORAZ CARLINE. Wargi Aruthy poruszały się bezgłośnie, lecz przez dłuższą chwilę nie wydobyło się z nich ani jedno słowo. W milczeniu kręcił głową. - Lyam, co to za szaleństwo? Lyam stanął między Aruthą a wykutą w kamieniu twarzą ich ojca. - To nie szaleństwo, Aruthą. Na łożu śmierci ojciec uznał Martina za swego syna. Martin jest naszym bratem. Jest najstarszy. Twarz Aruthy wykrzywił grymas wściekłości. - Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? - krzyknął znękanym głosem. - Jakim prawem ukrywałeś to przede mną? Lyam podniósł głos. - Wszyscy, którzy wiedzieli, przysięgli, że zachowają to w tajemnicy. Nie mogłem ryzykować, że ktoś dowie się, zanim nie zostanie zawarty pokój. Stawka była zbyt wielka. Aruthą przecisnął się koło brata i jeszcze raz wpatrzył się z niedowierzaniem w napis. - Wszystko zaczyna pasować... specjalne prawa... wykluczenie Martina z Dnia Wyboru, to, że ojciec zawsze chciał wiedzieć, gdzie Martin przebywa, czy wreszcie to, że Martin miał całkowitą swobodę, mógł chodzić, gdzie tylko chciał. - W słowach Aruthy pobrzmiewała gorzka nuta. - Ale dlaczego teraz właśnie? Dlaczego ojciec uznał Martina po tylu latach milczenia i nieprzyznawania się do niego? Lyam próbował uspokoić i pocieszyć brata. - Zebrałem wszystkie możliwe szczegóły, jakie udało mi się wyciągnąć od Kulgana i Tully'ego. Poza nimi nie wiedział absolutnie nikt. Nawet Fannon. W pierwszym roku po objęciu władzy, po śmierci dziadka, ojciec udał się z wizytą do Brucala. Poderwał tam piękną pokojówkę i spłodził z nią dziecko. Martina właśnie. Dowiedział się o jego istnieniu dopiero po pięciu latach. Przybył na dwór, spotkał mamę i ożenił się. Gdy usłyszał o Martinie, jego matka podrzuciła go już mnichom w opactwie Silbana. Ojciec zdecydował, że na razie Martin pozostanie pod ich opieką. Kiedy przyszedłem na świat, zaczął odczuwać wyrzuty sumienia, że ma syna, którego nie widział na oczy. Gdy skończyłem sześć lat, Martin był już gotowy do Wyboru. Ojciec zorganizował jego przyjazd do Crydee. Nie chcąc jednak okryć wstydem mamy, nie przyznał się do niego. - To dlaczego teraz? Lyam odwrócił się i przez chwilę wpatrywał w podobiznę ojca wykutą w kamieniu. - Któż może wiedzieć, jakie myśli pojawiają się w mózgu człowieka w godzinie śmierci? Być może większe poczucie winy? Może poczucie honoru? Jakikolwiek był rzeczywisty powód, ojciec oficjalnie uznał Martina, biorąc Brucala za świadka. W głosie Aruthy ciągle pobrzmiewał gniew. - Tylko, że teraz to my, niezależnie od tego, co kierowało postępowaniem ojca, musimy się uporać z tym całym szaleństwem. - Popatrzył na Lyama ostrym wzrokiem. - A co Martin powiedział, kiedy go wezwałeś na dół, by zobaczył napis? Lyam spojrzał w bok, jakby to, co miał powiedzieć, sprawiało mu wielki ból. - Stał długo w milczeniu, a potem... a potem zaczął płakać. W końcu powiedział: "Cieszę się, że ci powiedział". Aruthą, on wiedział! - Lyam chwycił mocno brata za ramię. - Przez te wszystkie lata ojciec sądził, że Martin nic nie wie o należnych mu z urodzenia prawach, lecz on wiedział. I ani razu... nigdy nie próbował wykorzystać tej wiedzy na swoją korzyść. Aruthą uspokoił się nieco. - Czy powiedział coś jeszcze? - Tylko "Dziękuję, Lyam". Potem wyszedł. Aruthą przechadzał się przez moment w milczeniu. Potem stanął przed Lyamem. - Martin to dobry i prawy człowiek, nie spotkałem lepszego od niego. Będę pierwszym, który to otwarcie przyzna. Jednakże to oficjalne uznanie za syna! Na bogów, czy zdajesz sobie sprawę, co uczyniłeś? - Działałem całkowicie świadomie. - Rzuciłeś na szalę wszystko to, co udało się osiągnąć przez dziewięć ostatnich lat
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.