ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Stoją
więc tam, w szlafrokach, które pamiętają pierwszą wojnę światową. Egzotyczne i zapleśniałe.
Jedynie ich słownik jest bardzo współczesny.
Ciekawa jestem, czy ta stara kwoka ma bukłak wina zamiast pęcherza? Opróżnić taką
rzecz, to może potrwać z dobrą godzinę mówi jedna z urodą dawno upadłego anioła.
Druga, bezceremonialnie poprawiając majtki sięgające swawolnie aż za kolana, śmieje się
dobrodusznie:
Wątpię, czy ona ma jeszcze pęcherz. Przecież sześćdziesiąt lat temu wszystko jej
wycięli!
Nie przesadzaj! - odpowiada Anioł. Ona nie jest jeszcze taka stara... To było
pięćdziesiąt dziewięć lat temu.
Wreszcie wychodzi osoba, na temat pęcherza której zaistniały te nieścisłości.
Już jest wolne mówi uprzejmie i pozwala zderzyć się w drzwiach dwóm damom.
Anioł wywalcza pierwszeństwo. Kiedy zamykają się za nią drzwi, druga dama, kończąc
zawiązywać na węzeł obluzowaną gumę majtek, mówi do bliźniaczych krawcowych:
Niech tam, ja mogę poczekać. Ostatecznie jej się należy pierwszeństwo, jest przecież
dużo starsza ode mnie.
Bliźniacze krawcowe śmieją się cichutko i odsuwają odrobinę kolana, aby dać przejść
kobiecie z kawą. Jest to zresztą gest niepotrzebny, bo rozlana kawa kapie już z
wyszczerbionych spodków. Kiedy kobieta z kawą zamyka za sobą drzwi damskiej garderoby,
rozlegają się stamtąd krzyki:
No! Co z tą kawą!
Ja zamawiałam wcześniej!
Cholera! Kawy się napić nie można!
Dawać tutaj kawę!
Pani wychodzi i tak w ostatnim akcie!
No to co?
No to to, że po diabła pani ta kawa? Na taką rolę wystarczyłoby pani zsiadłe mleko!
Bezczelność!
Spokój! Uspokójcie się na miłość boską! Powtarzam rolę!
No to co? Nie tylko pani ma prawo do nerwów!
Bliźniacze krawcowe zmów się uśmiechają, tym razem z zadowoleniem: Tak, tak,
będzie dobra premiera. Bez awantury nie ma dobrej premiery i anielsko uśmiechnięte
pociągają noskami, wdychając z rozkoszą delikatny swąd przypalonych włosów: To
pewnie panią Jadzię znów przypalili. Ona ma takie delikatne włoski...
Widok garderoby w dniu premiery nie jest taki jak każdego innego dnia; nerwowość jest w
13
kolorowych łachach, w rupieciarni kostiumów, w rękach garderobianych, które niewybrednie
klną, dopinając przyciasne suknie. I kwiaty! Kwiaty są wszędzie! W jednej i drugiej
umywalce, w słojach po ogórkach konserwowych, w starych flaszkach od śmietany, nawet w
czajniku będącym rekwizytem. Wszyscy walczą o miejsce na kwiaty. Walczą w amoku jak na
pierwszej linii frontu. Przecież te kwiaty będą po ostatnim podniesieniu kurtyny
świadczyć o popularności aktora.
Julia Szechter, szerokobiodra gwiazda teatru, z melancholijnym uśmiechem zachwytu
pieści pędzelkiem swoje maleńkie oczka. Czarna linia leci od kącika oka, rozszerza się, zwęża
ku końcowi, a potem wystrzela w górę jak mała kometa.
Oko jest prześliczne! stwierdza głośno Julia, potem pożycza zapałkę, podpala nią
koniec korka tak, aby się trochę zwęglił i tą czernią przeciąga po powiece. Spalony korek
nadaje powiece ładny odcień.
Cudownie dzisiaj wyglądasz! mówi jej przyjaciółka, Asia. Tylko zrób coś z
nosem. Wiesz, że nos nie jest mocną częścią twojej twarzy.
Teraz dobrze? sepleni czule Julia i przymknąwszy oczy podstawia twarz przyjaciółce
do oceny. Tamta mruży jedno oko widocznie tak lepiej widzi potem dla odmiany
marszczy nos przyglądając się sobie w lustrze. Nie obwieszcza jednak wyniku porównania,
gdyż Julia przerywa trwającą zbyt długo ciszę:
Wiesz mówi czasem mnie już denerwuje ta moja uroda. Zawsze się o mnie pisze:
piękna Julia, Julia o twarzy anioła, boska Julia... Chcę, żeby oni choć raz zapomnieli
o mojej urodzie. To takie krępujące!
W jednym z luster zwężone oczy zbliżają się całkiem blisko do odbicia, tkwią tak
nieruchomo chwilę, potem twarz ze zwężonymi oczami zwraca się do Julii:
Powiedz mi, jak to jest, kiedy się jest piękną kobietą? Jak to się czuje?
Och! Zwyczajnie. Tylko odrobinę męczy. Wiesz, mężczyźni nigdy nie dawali mi żyć
spokojnie. Ale, mój Boże, do tylu rzeczy można się przyzwyczaić...
Roztrącając ,dwie fryzjerki wpada reżyser. Wczepia się rękami we włosy Julii, przekręca
lok w drugą stronę, klnąc przy tym na fryzjerki, na recenzentów i cały świat. Wydaje się, że
od tego loka zależeć będzie los premiery. W końcu doprowadziwszy nieszczęsny kosmyk
włosów do właściwego stanu, czyli tam gdzie był pierwotnie, szturcha Julię w plecy, z
szorstkimi słowami ostatniego namaszczenia:
Pamiętaj, mała, tak jak mówiłem. I nic się nie pesz! Robisz to genialnie. A w trzecim
akcie, po słowach: Robercie, pamiętaj, najpierw oddech, potem zatrzymać powietrze, długa
pauza i dopiero szloch. Sala musi razem z tobą płakać. Spróbuj tylko nie zrobić mi płaczu w
tym miejscu!
Och! Mistrzu! Może pan na mnie liczyć! Czy już się kiedy zawiódł na mnie mistrzunio?
Julia obejmuje wpół reżysera, a on, chociaż zadowolony, odtrąca ją szorstko i już go nie
ma.
Kocham go. On jest taki dobry! I Julia, kochając jeszcze na dodatek cały świat,
wychodzi. Nie! Julia płynie ze swoją urodą, płynie wprost na scenę. Po drodze rozsiewa
dobrotliwe uśmiechy dla poczciwego świata.
Bliźniaczy krawcy uśmiechają się, wzdychając równocześnie z bliźniaczym zachwytem:
To jest kobieta! Człowiek! Ona potrafi tym swoim uśmiechem wziąć za serce!
Jeden spośród bliźniaków natychmiast gotuje się oddać życie za człowieka, który mieszka
w Julii, ale nikt tego życia od niego nie żąda, więc ze spokojem opiera się znowu o ścianę,
oddając się kontemplacji na temat śledzika w śmietanie
|
WÄ
tki
|