ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
W arbackich zaułkach było bezludnie i ciemno, tylko gdzieś daleko na przedzie w oświetlonym oknie wystawowym widniał globus. Widok ten przywołał Nikitę do rzeczywistości, komdiw ocknął się i nagle uświadomił sobie, że tej okropnej nocy ukochana kobieta w cierpieniach urodziła mu syna.
- Mam syna! - wrzasnął i popędził w kierunku globusa. W szybie wystawowej widział swoje odbicie, rozwiane poły długiego szynela, błyszczące wysokie buty. Wybiegł na Arbat. Spoza dachów widniał krzyż nie zburzonej, niewielkiej cerkwi. - Syn, syn... mam syna! - Przeżegnał się raz, drugi raz, ale zaraz cofnął palce od czoła, od czerwonej gwiazdy. Wyciągnął rewolwer i strzelił w powietrze. - Hura!
- Nie strzelać! - rozległ się jakiś głos w pobliżu. Nikita, rozejrzawszy się, zobaczył w bramie starca z kijaszkiem w ręku. Pewnie to był stróż.
- Proszę się nie bać, nic się nie stało, po prostu urodził mi się syn, Borys Czwarty Gradów, rosyjski lekarz.
- To nie powód do strzelania - powiedział starzec, wychodząc z bramy i mijając Nikitę. Okazało się, że nie jest to wcale starzec, lecz mężczyzna w średnim wieku z laską w ręku, ubrany w staroświeckie, eleganckie palto. Wysokie czoło i łysina na czubku głowy połyskiwały leciutko. Wokół tych lśniących płaszczyzn rozwiewały się srebrzysto-złote kędziory. Czyżby to był Andriej Bieły?
VI
VRKP(b)
O przedwieczornej porze pogodnego październikowego dnia - wspaniałe babie lato! - Siemion Strojło, instruktor rejonowego Osoawiochimu* czekał na Ninkę Gradową w gabinecie pomocy naukowych na pierwszym piętrze Domu Kultury dzielnicy Czerwona Preśnia.
W promieniach słońca, wpadających przez wąskie okno, widać było grubą warstwę kurzu na pomocach naukowych i sprzęcie treningowym, granatach, maskach przeciwgazowych, spadochronach. Można z tego było wywnioskować, że szanowny towarzysz instruktor niezbyt pilnie przykłada się do pracy.
Siemion Strojło nienawidził tych bzdur, ni diabła się w nich nie wyznawał. Stanowisko otrzymał jako człowiek o czystej ankiecie w ramach awansu społecznego, nie zamierzał jednak zbyt długo tu siedzieć, miał przed sobą wielką karierę. Na razie był zadowolony - nie trzeba się przemęczać, a co najważniejsze ma klucze do trzech gabinetów, wielka wygoda jeżeli chodzi o spotkania z dziewczynami.
W środku pokoju na stole demonstrował swoje żelazne wnętrze przecięty na pół ciężki karabin maszynowy Maksim. Na ścianach wisiały propagandowe plakaty, które Siemion czasem omiatał z kurzu. Ogromna proletariacka pięść rozgniata angielski krążownik, wyglądający jak marna jaszczurka: Nasza odpowiedź Curzonowi! A na niebie w promieniach bijących od
* Obszczestwo Sodiejstwija Oboronie i Awiacyonno-chimiczeskomu Stroitielstwu SSSR, Towarzystwo Popierania Obrony i Budownictwa Lotniczo-Chemicznego ZSRR. sierpa i młota szybuje klucz sterowców: Zbudujemy eskadrę sterowców imienia Lenina!...
W pokoju było gorąco. Siemion leżał na sofie w samym podkoszulku z emblematem klubu sportowego Buriewiestnik. Palił, popijał z gwinta portwajn Trzy Siódemki - tatko nazywa to trzy siekierki - i czytał wyświechtaną książczynę Księżniczka Kasyno.
Przyjdzie, kurna, myślał. Zobaczy mnie w samym podkoszulku, z butelką i bulwarowym powieścidłem i zachwyci się - mój Boże, jakiż on prosty, jaki wyzwolony! Taki ma gust dziewczyna!
Siemion Strojło szczycił się romansem z profesorską córeczką, wypielęgnowaną Ninką Gradową, ale jednocześnie ta sytuacja irytowała go, musiał bowiem stale grać rolę narzuconą przez zwariowaną pannicę. Widziała w nim idealnego proletariusza, prostego, wyzwolonego, korzystającego bez wahania ze wszystkich bogactw świata, które teraz należały do niego, ponieważ budował przyszłość. A więc musiał nieustannie demonstrować swoją plebejskość, pewność siebie, nawet chód zmienił, poruszał się niespiesznie, koślawo, zwiesiwszy ramiona o potężnych bicepsach. Z usposobienia zaś był Strojło zawsze zaaferowany, skory do dzielenia włosa na czworo, wcale nie taki silny fizycznie na jakiego wyglądał, nienawidził hantli. Krótko mówiąc, Ninka widziała w nim raczej lalkę proletariusza niż rzeczywistego robociarza, którym nie był pomimo czystego kwestionariusza. Ani tatko, ani dziadzio nie wytwarzali wartości materialnych, ponieważ wywodzili się z marienroszczenskich magazynierów. No, ale nie krzywdował sobie, dziewczyna jak cukiereczek, pożytku z niej wiele, jednak...
Z korytarza i klatki schodowej dobiegały lekkie kroki
|
WÄ
tki
|