ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
William już dawno
doszedł do wniosku, że lokowanie
pieniędzy w papierach
wartościowych może być
ryzykowne, podczas gdy Tony
Simmons był przekonany, że
Ameryka wkracza w złotą erę.
William martwił się też, że
Tony Simmons ma dopiero
trzydzieści dziewięć lat, co
oznaczało, że William musiałby
czekać na zajęcie stanowiska
prezesa rady nadzorczej i
dyrektora banku Kane'a i Cabota
jeszcze przez co najmniej
dwadzieścia sześć lat. Nie było
to to, co tygrysy lubią
najbardziej.
William nie mógł zapomnieć
Katherine Brookes. Pisywał do
niej tak często, jak tylko
wypadało, o sprzedaży jej
papierów wartościowych; były to
urzędowe, wystukiwane na
maszynie listy, na które
przychodziły oficjalne, pisane
ręcznie odpowiedzi. Pewno sobie
wyobrażała, że William jest
najbardziej pedantycznym
bankierem na świecie. Gdyby
wiedziała, że jej teczka jest
najgrubsza ze wszystkich, jakie
William miał w swoim biurze,
może dałoby to jej do myślenia.
Wczesną jesienią powiadomiła go,
że znalazła poważnego kupca na
dom na Florydzie. William
odpisał jej proponując, że
przeprowadzi transakcję w
imieniu banku, na co wyraziła
zgodę.
Pojechał na Florydę na
początku września 1929 roku.
Pani Brookes czekała na niego na
stacji i William z zachwytem
stwierdził, że w rzeczywistości
była o wiele piękniejsza niż w
jego pamięci. Kiedy stała
czekając na peronie, lekki
wiaterek owijał jej czarną
sukienkę wokół ciała
uwydatniając figurę, za jaką
każdy mężczyzna drugi raz by się
obejrzał, z wyjątkiem Williama,
który ani na chwilę nie odrywał
od niej oczu.
Wciąż jeszcze nosiła żałobę, a
jej zachowanie wobec niego było
tak poprawne i pełne rezerwy, że
William zwątpił, czy zdołał
wywrzeć na niej jakiekolwiek
wrażenie. Przeciągał tak długo,
jak się dało, negocjacje z
farmerem, który kupował
Buckhurst Park i nakłonił
Katherine Brookes, aby
zatrzymała sobie jedną trzecią
sumy uzyskanej ze sprzedaży, a
bankowi oddała tylko dwie
trzecie. W końcu, kiedy
wszystkie formalności zostały
załatwione, nie miał już
pretekstu, aby zwlekać z
powrotem do Bostonu. Zaprosił ją
na kolację do swojego hotelu z
postanowieniem, że chociaż
częściowo wyjawi jej swe
uczucia. Ale ona, zresztą nie
pierwszy raz, sprawiła mu
niespodziankę. Zanim zdołał
cokolwiek powiedzieć, zapytała
go, patrząc w kieliszek, który
obracała w ręku, aby uniknąć
jego wzroku, czy nie chciałby
spędzić kilka dni w Buckhurst
Park.
- Takie wakacje we dwoje. -
Zarumieniła się. William
milczał.
W końcu zdobyła się na odwagę
i mówiła dalej. - Wiem, że to
może wydawać się zwariowane, ale
musisz sobie uświadomić, że
jestem bardzo osamotniona. To
niezwykłe, ale nie pamiętam, bym
kiedykolwiek czuła się tak
dobrze, jak podczas tego
tygodnia, jaki spędziliśmy
razem. - Znów się zarumieniła. -
Pewno niezręcznie się wyraziłam
i pomyślisz sobie o mnie nie
wiadomo co.
Williamowi tętno skoczyło jak
zwariowane. - Kate, od
dziewięciu miesięcy miałem
ochotę powiedzieć ci coś równie
niezręcznego.
- Więc zostaniesz parę dni,
Williamie?
- Tak, Kate, tak.
Tego wieczoru umieściła go w
wielkiej gościnnej sypialni w
Buckhurst Park. Po latach
William zawsze wracał pamięcią
do tych dni, które były złotym
interludium w jego życiu.
Jeździł konno razem z Kate i
Kate jeździła lepiej od niego.
Pływał z nią i ona go
wyprzedzała. Chodził z nią na
dalekie wędrówki i zawsze wracał
pierwszy, więc ostatecznie
poprzestał na pokerze i wygrał
od niej trzy i pół miliona
dolarów w ciągu tyluż godzin
gry.
- Czy przyjmiesz czek? -
zapytała tonem wielkiej damy.
- Zapomniała pani, że znam
pani sytuację majątkową, pani
Brookes, ale mogę pójść pani na
rękę. Będziemy grać, póki się
pani nie odegra.
- To mogłoby potrwać kilka lat
- odrzekła Kate.
- Niech trwa - powiedział
William.
Złapał się na tym, że chętnie
jej mówi o dawno zapomnianych
wydarzeniach z przeszłości, o
sprawach, o których rzadko
wspominał nawet Matthew, o swoim
szacunku do ojca, miłości do
matki, ślepej nienawiści do
Henry'ego Osborne'a, o swoich
ambicjach związanych z bankiem
Kane'a i Cabota. Ona zaś
opowiadała mu o swoim
dzieciństwie w Bostonie,
szkolnych dniach w Wirginii i
wczesnym małżeństwie z Maxem
Brookesem.
Po pięciu dniach, kiedy
żegnała go na stacji, pierwszy
raz ją pocałował.
- Kate, powiem ci teraz coś
bardzo zuchwałego. Mam nadzieję,
że pewnego dnia poczujesz do
mnie coś więcej, niż czułaś do
Maxa.
- To już się stało -
powiedziała cicho.
William utkwił w niej wzrok. -
Nie znikaj z mojego życia na
następne dziewięć miesięcy.
- Nie mogę... Sprzedałeś mój
dom.
W drodze powrotnej do Bostonu,
czując się spokojniejszy i
szczęśliwszy niż kiedykolwiek od
czasu śmierci ojca, William
naszkicował sprawozdanie ze
sprzedaży Buckhurst Park,
wracając ustawicznie myślami do
Kate i ostatnich pięciu dni. Tuż
przed wjazdem pociągu na South
Station napisał krótki list
swoim ładnym, ale mało czytelnym
pismem.
"Kate, już do Ciebie tęsknię.
A to zaledwie kilka godzin.
Proszę, napisz i daj mi znać,
kiedy przyjedziesz do Bostonu.
Ja natomiast oddam się swoim
bankowym zajęciom. Czuję, że
będę mógł jednorazowo zapominać
o Tobie na dość długo, w
przedziale czasowym od pięciu do
plus minus dziesięciu minut.
Serdeczne pozdrowienia.
William"
Wrzucił list do skrzynki
pocztowej na Charles Street, gdy
nagle krzyk gazeciarza sprawił,
że całkiem zapomniał o Kate.
- Załamanie na Wall Street!
William chwycił gazetę i
błyskawicznie przebiegł wzrokiem
czołową wiadomość numeru. Rynek
papierów wartościowych załamał
się niespodziewanie z dnia na
dzień; część finansistów była
zdania, że jest to tylko
chwilowe wahnięcie. William
widział w tym początek
katastrofy, jaką przewidywał od
wielu miesięcy. Pognał do banku
i udał się prosto do gabinetu
prezesa
|
WÄ
tki
|