ďťż

Zaczęła wypowiadać znane formuły, stopniowo przejmując kontrolę nad żalem, boleścią i gniewem za pomocą techniki, którą od lat z powodzeniem stosowała...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Tyle że tym razem trwało ponad godzinę, nim osiągnęła spokój ducha. Wreszcie mogła spokojnie otworzyć oczy i rozejrzeć się. Znajdowała się w szpitalu na planecie posiadającej niewielkie, ale ciepłe słońce. Nie mógł to więc być system Aklumar, nie było bowiem w nim planet nadających się do życia. Nie mógł to też być układ Lassa, gdzie planeta była zimna i jałowa. W takim razie Cimmaron. Rodziło się więc pytanie innej natury - czy przebywała tu jako więzień, bo Republika przegrała, czy jako zdobywca, bo wygrała... Był tylko jeden sposób, by się o tym przekonać, toteż sięgnęła do przycisku przywołującego pielęgniarkę. I stwierdziła, że jest słaba jak nowo narodzony kociak, bo czynność ta zajęła jej całe wieki. Po paru sekundach otworzyły się drzwi i weszła kobieta w białym stroju. Han miała pewne problemy ze zogniskowaniem wzroku na detalach, toteż dopiero po paru sekundach zdołała odczytać literki wyszyte na tle kaduceusza służby medycznej. Były to duże litery RN. A więc była zdobywcą. Zamknęła oczy, ogarnięta nową falą zmęczenia, czując równocześnie olbrzymią ulgę. Chwilę później zaś poczuła delikatny dotyk chłodnej dłoni sprawdzającej puls, zmusiła się do otwarcia oczu i przyjrzenia się życzliwej twarzy pochylonej nad łóżkiem. - Jak... - wychrypiała i zdała sobie sprawę, że ma zupełnie wyschnięte gardło, ale nie poddała się. - Jak długo? Zamiast swego sopranu usłyszała zardzewiały, chropowaty zgrzyt. - Trochę ponad tydzień. - Pielęgniarka podała jej szklankę wody z na wpół roztopionymi kostkami lodu i plastikową słomką. Han pociągnęła solidny łyk i zakrztusiła się, gdy chłodny płyn zetknął się z jej suchym jak wiór gardłem. Ale nie dała za wygraną - ledwie przestała kaszleć, ponownie zabrała się do picia i dopiero łagodny, acz stanowczy gest pielęgniarki, która wyjęła jej słomkę z ust i z dłoni, zakończył opróżnianie naczynia. I dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiała, co usłyszała przed chwilą. - Tydzień?! - spytała, klnąc własne otępienie. - Tydzień - powtórzyła pielęgniarka i uaktywniła mechanizm podnoszący górną połowę łóżka. Niespodziewany ruch sprawił, że Han odruchowo złapała za boczne ograniczniki i ze zdumieniem stwierdziła, że kręci się jej w głowie. - Za bardzo podniosłam? - zaniepokoiła się pielęgniarka i łóżko znieruchomiało. Han zacisnęła zęby i pokręciła przecząco głową. Jest oficerem marynarki i żadne cholerne łóżko nie zmusi jej do rzygania! Pielęgniarka przez moment przyglądała się jej, po czym wzruszyła ramionami i ponownie nacisnęła klawisz, tym razem przytrzymując go tak długo, aż pacjentka znalazła się w pozycji siedzącej. A Han poważnie się zastanawiała, czy duma warta była aż takiej karuzeli. Świat powoli przestawał się kręcić. Doszła do wniosku, że jeśli będzie to sobie powtarzała wystarczająco często, to może nawet w to uwierzy. Z dużym trudem skupiła się na naszywce z nazwiskiem na piersi pielęgniarki. - Porucznik Tinnamou... - Słucham, komandor Li? - Lustro... Przez twarz pielęgniarki przemknęło zwątpienie, toteż Han zmusiła się do uśmiechu. - Wytrzymam... - zapewniła. - No dobrze. - Porucznik Tinnamou wyjęła z kieszeni niewielkie lusterko i podała jej. Wydawało się ważyć z pięćdziesiąt kilo, ale Han zmobilizowała się i utrzymała je, a potem nawet uniosła. I spojrzała na obcą twarz. Była szaro-zielona, z popękanymi do krwi ustami i poznaczona ciemnymi plamami. Najbardziej przerażające były oczy, wyglądające niczym dwie olbrzymie czarne dziury. Skóra obciągnięta była na kościach, a cała bezwłosa głowa tkwiła na chudziutkiej, kościstej szyi ginącej w szpitalnym stroju. Efekty choroby popromiennej. Widywała już cierpiących na nią ludzi, ale zmuszona była przyznać, że jeszcze nie zdarzyło jej się zobaczyć nikogo wyglądającego tak źle i żywego. Wreszcie przypomniała sobie ostatnie sceny - eksplozję okrętu, polaryzację hełmu i wrażenie ognistej kuli rosnącej błyskawicznie. Nie ulegało wątpliwości, że byli za blisko... - Kapitan Tsing? - spytała chrapliwie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.