ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Ten parów, będący łożyskiem strumienia, jest jednocześnie główną ulicą wsi,
wybrukowaną
oczywista granitem wydobytym ze złóż góry. Kiedy tamtędy jechaliśmy, sześć koni
w zaprzęgu
z łańcuchów wspinało się lub raczej wdrapywało na tę niezwykłą, okropnie stromą
ulicę, ciągnąc
za sobą pusty wóz na czterech kołach. Gdyby wóz był naładowany, musiałoby go
ciągnąć
dwadzieścia koni, a raczej dwadzieścia mułów. Właściwie nie wiem, czemu może
służyć wóz
w parowie, chyba, nieszczęsnym młodym malarzom holenderskim jako model do ich
nieprawdopodobnych szkiców, bo malarzy tych spotyka się tu na drodze, z workiem
na plecach
i z kijem w ręku.
Co robić na ławce dyliżansu, jeśli nie patrzeć? Siedziałem nadzwyczaj dogodnie.
Miałem
przed oczyma wielką połać doliny Mozy; na południu obie części Givet uroczo
połączone mostem;
na zachodzie rozpadającą się wielką wieżę w Agimont, która wznosząc się na
wzgórzu doskonale
z nim licowała i rzucała za siebie ogromny stożkowaty cień; na północy głęboki
parów, w który
zagłębia się Moza i skąd unosił się świetlisty, błękitny opar. Na pierwszym
planie, o dwa kroki od
mojej ławki, na poddaszu szynkowni ładna chłopka, siedząc w koszuli na łóżku,
ubierała się
w otwartym na oścież oknie, które pozwalało wnikać do wnętrza zarówno promieniom
słońca, jak
spojrzeniom podróżnych siedzących na imperiałach dyliżansów. Nad owym poddaszem
i nad tą
chłopką w oddali, niby zwieńczenie granic Francji, ciągnęły się, jak
nieskończona linia, groźne
baterie fortu w Charlemont.
Kiedy tak przyglądałem się pejzażowi, chłopka podniosła wzrok, spostrzegła mnie,
uśmiechnęła się, uroczo skinęła głową, nie zamknęła okna i powoli kończyła się
ubierać.
LIST VI
BRZEGI MOZY. DINANT. NAMUR
KRAJOBRAZ ZNAD MOZY. LESSE. SKAŁA BAYARDA. DINANT.
NIEPRZYZWOITE ZACHOWANIE TERAKOTOWEJ KOBIETKI. JESZCZE
O DZWONNICACH, DZBANACH I ARCHITEKTACH. RUINY ZAMKÓW. MODLITWY
ZMARŁYCH ZA ŻYJĄCYCH. MYŚLI, KTÓRE NASUWAJĄ SIĘ PODRÓŻNYM NA
IMPERIAŁACH NA WIDOK DZIEWCZĄT SIEDZĄCYCH NA DRZEWIE. POETYCZNE
WSPOMNIENIA DOTYCZĄCE NAMUR I KSIĘCIA ORANSKIEGO. O CZYM POUCZAJĄ
SZYLDY.
Li?ge, 3 sierpnia.
Przyjechałem do Li?ge uroczą drogą, prowadzącą z biegiem Mozy od samego Givet.
Brzegi
Mozy są piękne i pełne uroku. To dziwne, że tak mało się o tym mówi. Oto one w
zarysie.
Minąwszy wieś, szynk i chłopkę ubierającą się o wschodzie słońca, podróżny
trafia na stok,
który przypomina Val-Suzon nie opodal Dijon, gdzie droga, wijąc się
niezliczonymi zakosami,
przez trzy kwadranse skręca to w jedną, to w drugą stronę, pośród lasu nad
głębokimi parowami,
wyżłobionymi przez potoki. Następnie wjeżdża się na płaskowyż, przez który
pojazd mknie
szybko wśród wielkich równinnych pól, ciągnących się wokół jak okiem sięgnąć:
można by
pomyśleć, że to sam środek Beauce, gdyby nagle, o kilka kroków w lewo, ziemia
nie zapadała się
przepastnie. Z drogi można dostrzec podnóże przeraźliwie pionowej skały, na
którą wedrzeć się
może tylko roślinność. Ta niespodziana, okropna przepaść ma ze dwieście lub
trzysta stóp. W głębi
owej przepaści, w cieniu, poprzez rosnące nad nią zarośla, widać. Mozę i płynącą
spokojnie barkę,
holowaną przez konie, a na brzegu jakiś śliczny, rokokowy zameczek, który
wygląda jak
przesadnie ozdobiony torcik lub zegar z czasów Ludwika XV, a jego lilipuci basen,
ogródek
w stylu Pompadour, a także woluty, wszelkie grymasy i fantazje ogarnia się
jednym spojrzeniem.
Trudno o coś osobliwszego niż to cudactwo na tle owej wspaniałej przyrody.
Można by rzec, że w ten krzykliwy sposób zły gust człowieka narusza wzniosłą
poezją Boga.
W miarę jak oddalamy się od przepaści, obszar staje się coraz bardziej równinny,
wąwóz Mozy
przecina płaskowyż na wskroś, pionowo, jak bruzda żłobiąca pole.
W kwadrans później trzeba hamować; droga schodzi ku rzece urwistym zboczem. Tym
razem
przepaść jest urocza. To gmatwanina kwiatów i pięknych drzew rozjaśnionych
promiennym
blaskiem poranka. Sady otoczone żywopłotami wznoszą się i opadają bezładnie z
obu stron drogi.
Moza, wąska i zielona, płynie po lewej stronie, ujęta głęboko w strome urwiska.
Widać jakiś most;
inna rzeka, mniejsza i jeszcze bardziej urocza, wpada do Mozy to Lesse; a o
trzy mile dalej,
w gardzieli, która otwiera się z prawej strony, znajduje się słynna grota Han.
Wehikuł mija ją
i oddala się. Szum młynów wodnych Lesse'y ginie w górach
|
WÄ
tki
|