ďťż

Pencroff nie zamierzał pozostawić spławionego drzewa na łasce prądu, bez nadania mu właściwego kierunku, ale nie miał także zamiaru wsiąść na tratwę, ażeby nią kierować...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Gdy chodzi jednak o liny i sznury, marynarz nigdy nie bywa w kłopocie, toteż Pencroff szybko uplótł z suchych lian sznur długości kilku sążni, przywiązał go z tyłu do tratwy i ujął drugi jego koniec. Harbert, odpychając tratwę żerdzią, utrzymywał ją na prądzie. Wszystko udało się doskonale. Wielki ładunek drzewa, który marynarz przytrzymywał idąc brzegiem, spłynął z prądem rzeki. Ponieważ brzegi były bardzo urwiste, nie zachodziła obawa, że tratwa osiądzie na piasku. W ten sposób, zanim minęły dwie godziny, drzewo dopłynęło do ujścia rzeki, o kilka kroków od Kominów. ROZDZIAŁ PIĄTY Urządzania Kominów. Ważny problem ognia. Pudełko zapałek. Poszukiwania na wybrzeżu. Powrót reportera i Naba. Ostatnia zapałka. Płonące ognisko. Pierwsza wieczerza. Pierwsza noc na lądzie. Gdy tylko drzewo z tratwy zostało wyładowane, pierwszą troską Pencroffa było przystosować Kominy do zamieszkania. W tym celu zasypał szczeliny, przez które wdzierał się wiatr. Piasek, kamienie i splątane gałęzie oraz mokra ziemia szczelnie zatkały korytarze, dostępne dla południowych wiatrów, i odgrodziły od nich górny otwór. Pozostawiono jedynie w bocznej części wąską i krętą szczelinę, która miała służyć do odprowadzania dymu i jednocześnie wytwarzać ciąg nad paleniskiem. W ten sposób Kominy zostały podzielone na trzy czy cztery „pokoje”, jeżeli można tak nazwać ciemne nory, z których nawet dzikie zwierzęta byłyby niezbyt zadowolone. Chroniły one jednak przed deszczem i można w nich było zachować pozycję stojącą, przynajmniej w głównym „pokoju” znajdującym się pośrodku. Ziemię pokrywał wszędzie drobny piasek. Zważywszy to wszystko, Kominy stanowiły dość znośne schronienie do czasu znalezienia czegoś lepszego. Podczas pracy Harbert i Pencroff gawędzili. - Może nasi towarzysze odkryją lepsze schronisko? - powiedział Harbert. - Możliwe - odrzekł marynarz - ale niechaj wątpliwości nie powstrzymują cię od działania! Lepszy wróbel w ręku niż dzięcioł na sęku. - Żeby tylko przyprowadzili pana Smitha, żeby go tylko znaleźli! Wtedy będziemy mieli za co dziękować niebu - powtarzał Harbert. - Tak - mruczał Pencroff. - To był człowiek jak się patrzy. - Był?... Czyżbyś utracił nadzieję zobaczenia go? - zapytał Harbert. - Niech Pan Bóg broni - zaprzeczył marynarz. Prace nad przygotowaniem pomieszczenia szybko dobiegły końca i Pencroff głośno wyrażał swoje zadowolenie. - Teraz - stwierdził - nasi przyjaciele mogą powrócić. Znajdą tu zupełnie znośne schronienie. Pozostało tylko urządzenie paleniska i przygotowanie posiłku. Zdawałoby się, że to robota prosta i łatwa. W głębi pierwszego korytarza po lewej stronie ułożono duże, płaskie kamienie tuż pod wylotem pozostawionego specjalnie otworu. Ciepło, które nie uleci wraz z dymem, na pewno wystarczy do utrzymania wewnątrz odpowiedniej temperatury. Zapas drzewa został złożony w jednym z „pokojów”. Marynarz ułożył na płytach paleniska kilka szczap na przemian z drobnymi gałązkami. Gdy Pencroff zajęty był tą pracą, Harbert zapytał go, czy ma zapałki. - Oczywiście - odpowiedział marynarz - i muszę dodać: na szczęście, gdyż bez zapałek i bez hubki bylibyśmy w nie lada kłopocie.! - Można zawsze skrzesać ognia tak, jak to robią dzicy, pocierając o siebie dwa kawałki suchego drzewa - odezwał się Harbert. - No to spróbuj, mój chłopcze, i zobaczymy, czy uda ci się w ten sposób osiągnąć coś więcej niż zmęczenie. - A jednak jest to sposób bardzo prosty i szeroko rozpowszechniony na wyspach Pacyfiku. - Nie przeczę - odparł Pencroff - ale dzicy wiedzą, jak się do tego zabrać, albo też używają jakiegoś specjalnego gatunku drzewa. Mnie się to nigdy nie udało, chociaż wiele razy usiłowałem skrzesać ognia w ten sposób. Przyznaję, że wolę zapałki! Gdzie są moje zapałki? Pencroff poszukał w kieszeni marynarki pudełka, z którym się nigdy nie rozstawał, gdyż był namiętnym palaczem. Nie znalazł go jednak. Przeszukał kieszenie spodni, ale ku swemu wielkiemu zdumieniu tam także nie znalazł zapałek
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.