ďťż

Chciał dostać się na jej pokład na warunkach stawianych przez siebie, a nie przez Morze Beringa, nie miał ochoty, by grzywacz walnął nim o kadłub jachtu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Jestem jakieś sześć metrów nad grzbietami fal - powiedział do wmontowanego w hełm mikrofonu. - Podciągnij mnie bliżej łodzi, Ross. McKay kołysał się na linie, szarpany podmuchami wiatru. Znajdująca się pod nim "Wiktoria" przypominała fragment góry lodowej, wiel ką bryłę lodu, którą rybacy nazywają "dryndą". - Jeszcze bliżej, Ross. Nie widzę luku kokpitu. Jest pod lodem. Przy tak wzburzonym morzu McKay nie chciał opuszczać się bezpośrednio na łódź. Celował w wodę obok "Wiktorii". Nie chciał też znaleźć się zbyt daleko od jachtu, ponieważ duże przedmioty dryfują z większą prędkością od małych i "Wiktoria" mogła się zbytnio od niego oddalić. McKay opuścił się jeszcze trochę, aż znalazł się około trzech metrów nad grzywami fal. Regulator aparatu tlenowego zwisał mu blisko ust, Wiatr był tak silny, że musiał ustawiać płetwy do nurkowania w taki sposób, żeby nie chwytały wiatru i nie spychały go z kursu. Wpatrywał się w wodę, wybierając odpowiednią chwilę na odpięcie się od liny. "Wiktoria" nie kołysała się już na falach, zakotwiczył ją własny ciężar, była całkiem martwa. Odwrócił głowę, chwytając zębami ustnik akwalungu. W tej chwili łódź znalazła się dokładnie pod nim. Jess rozkołysał się, żeby znaleźć się nieco dalej od niej, odpiął linę i spadł do wody. Gdy się wynurzył, "Wiktoria" znajdowała się w odległości jakichś trzydziestu metrów od niego. To był nad nią, to znów opadał niżej. Jacht stanowił całkowicie ruchomy cel. Potężny grzywacz popchnął go do przodu, potem Jess zjechał w dół po kolejnej fali i mógł już dotknąć kadłuba "Wiktorii". Podpłynął do przodu, do miejsca, gdzie pokład jachtu zanurzał się w wodzie. Spojrzał w górę, ku helikopterowi. Gdy pył wodny na moment się przerzedził, MacKay zobaczył, że Sandy Ramirez również wyskakuje ze śmigłowca. Jess pracował mocno nogami, wpływając na pokład jachtu. Próbował przedostać się do rufy, ale nogi i ręce ślizgały się po oblodzonym kadłubie. W końcu udało mu się dopełznąć do kokpitu. Wówczas wyjął zza pasa młotek. Widział pod lodem zarysy luku. Zaczął walić zawzięcie młotkiem, szczerbiąc grubą warstwę lodu po krywającą luk. Popatrzył do przodu. Morska woda sięgała już prawie do kokpitu. Tłukł młotkiem wściekle, rozpryskując ostre odłamki lodu. Wypluł ustnik, żeby móc zaczerpnąć więcej powietrza. Było lodowate, poczuł, jak drażni mu gardło. Ręka go bolała, krzyknął coś głośno w poczuciu bezradności, może było to imię Gwen, a może zwykły odruchowy okrzyk. Grzmocił młotkiem bez chwili przerwy, czując, jak słabną mu ręce. Obok niego pojawił się Sandy Ramirez. Trzymał w ręku narzędzie podobne do łomu, z jednym końcem zębatym. Ramirez odsunął McKaya trochę na bok i zaczął łupać lód drągiem. Odłamki pryskały na wszystkie strony i wkrótce część luku została odkryta, potem cały. Koło szprychowe otwierające go znajdowało się już ponad lodem. McKay przekręcił je i kopnął z całej siły. Pokrywa luku puściła, wpadając do środka. Zobaczył Gwen w kombinezonie ratunkowym, widać było tylko jej szeroko otwarte oczy. McKay wyciągnął do niej dłoń, ale przewalająca się przez kokpit fala zalała luk, wtłaczając Gwen z powrotem do środka. -Jess, do cholery, nie właź do tej przeklętej łodzi! - wrzasnął Ramirez, przekrzykując okropny ryk sztormu. Ruszył, chcąc zagrodzić drogę partnerowi, ale on był potężny, a McKay szybki. Jess wskoczył przez otwór do wnętrza. Pod wodą, w łodzi kołyszącej się na wzburzonych falach, McKay stracił orientację, nie bardzo wiedział, w którym kierunku powinien znajdować się luk. Nagle czyjaś dłoń chwyciła go za rękę, ciągnąc do góry. Wynurzył się na powierzchnię obok Gwen. Wewnątrz łodzi panowała ciemność. Wsunął z powrotem ustnik akwalungu między zęby. Zobaczył nad sobą Ramireza, przechylonego przez luk. Coś uderzyło Jessa z tyłu. Odwrócił głowę i zobaczył Rexa Wymana. Pod pokładem zostało już niewiele ponad metr przestrzeni wolnej od wody. Z twarzą wykrzywioną przerażeniem, Wyman wierzgał nogami w wodzie, wyciągając rękę do Ramireza. Ramirez odepchnął ją, chwycił za ramiona kobietę i wyciągnął ją przez luk. Woda wlewała się przez otwór, teraz już bez przerwy
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.