ďťż

Tę właśnie podróż miał teraz zamiar powtórzyć, chociaż, dzięki Bogu, tylko z Montrealu, nie z Halifaxu i - tym razem - w wygodnym wagonie sypialnym, a nie na twardej drewnianej...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Widział wtedy całą trasę w środku zimy, lecz niezbyt interesowały go mijane krajobrazy. Teraz mógł korzystać w pełni z przyjemności podróży. Pewien smutek zakradł się do jego myśli. Tak wielu jego towarzyszy już nie żyje, z tak niewieloma można będzie powspominać dawne czasy. Zastanawiał się, czy nie to właśnie - ta nostalgia - jest prawdziwym powodem jego powrotu do Kanady. Wróci do Medicine Hat za tych wszystkich, którzy nigdy nie mieli tej szansy; jego podróż będzie hołdem dla nich. Boeing 747 zaczął podchodzić do lądowania. Jake Sloane szedł sztywno przez wielki jak boisko piłkarskie hali Dworca Głównego w Montrealu, nieprzyjemnie świadomy, że patrzy na niego wiele par oczu. Co parę jardów, prawie wbrew własnej woli, obciągał swój nowy granatowy mundur, poprawiał krawat, sięgał do czapki albo sprawdzał, czy mankiety wystają wystarczająco. Zachowując się tak obojętnie, jak tylko mógł w tych okolicznościach, skręcił w prawo i zatrzymał się przed kioskiem z papierosami. Kupiwszy paczkę Export A i cukierki miętowe, ruszył w kierunku schodów prowadzących do toru 19. Miał sporo czasu. Tablica pociągu nie była nawet jeszcze zdjęta ze słupa z numerem toru. Uniósł rękę i sprawdził godzinę, zadowolony, że nie uległ naleganiom matki, by wziął zegarek kieszonkowy na łańcuszku, który dała mu w dniu otrzymania awansu na konduktora. Dosyć ciężko było być najmłodszym konduktorem - w dodatku w najważniejszym pociągu - i dawać polecenia ludziom dwukrotnie starszym, z których kilku spędziło na kolei ponad trzydzieści lat; noszenie staromodnego zegarka na łańcuszku sprawiłoby, że wyglądałby i czuł się jak idiota. Do odjazdu ciągle pozostawała jeszcze ponad godzina. Właściwie nie musiał być w pociągu, dopóki pierwsi pasażerowie nie zejdą na peron, nie zaszkodzi jednak sprawdzić wszystko, tym bardziej że była to jego pierwsza podróż na "Kanadyjczyku" w roli kierownika pociągu. Nacisnął klamkę sięgających do pasa szklanych drzwiczek, przeszedł i dokładnie zamknął je za sobą. Następnie, starając się nie wyglądać zbyt ochoczo, zszedł po krętych schodach na peron. Pociąg czekał na niego i żadna siła woli nie mogła odebrać sprężystości jego krokom, gdy szedł wzdłuż tego stalowego kolosa, z którego wydobywał się huk i gwizd pary i który miał znajdować się pod jego opieką przez następne cztery dni. Kochał pociągi odkąd pamiętał i miłość ta nie osłabła z upływem lat. Przez całą szkołę podstawową i średnią praca na kolei zawsze była jego celem, a stałość swoich zainteresowań udowadniał przyjmując każdą letnią pracę, jaką mógł dostać, najpierw w Canadian National, a potem - po utworzeniu narodowej spółki pasażerskiej - w VIA. Teraz, po sześciu latach pracy w niej na pełnym etacie, jego zainteresowania były bardziej ugruntowane niż kiedykolwiek. Szybko dostawał awanse - najpierw był pomocnikiem obsługi pociągu, pracując na krótkich trasach do Ottawy, Quebecu i Toronto, później już pełnoprawnym członkiem obsługi na tych samych odcinkach. Na rok dali go na "Canadian Transcontinental", potem przenieśli na "Ocean" , jeżdżący z Halifaxu do Montrealu. W końcu, dwa lata temu, awansował na konduktora-kierownika pociągu i - ku radości matki - przydzielono go z powrotem na krótkie trasy wzdłuż linii Quebec-Montreal- Ottawa-Toronto. Dzięki temu rzadko wyjeżdżał na więcej niż trzydzieści sześć godzin i matka mogła mieć na niego oko. W wieku trzydziestu lat Jake był raczej pewien, że nie potrzebuje pilnowania, ale ona miała inne zdanie - dopóki był kawalerem, uważała za swój święty obowiązek traktować go jak swojego "dzieciaczka". Doszedłszy do czoła pociągu Jake przystanął na chwilę, wpatrując się w masywną niebiesko-żółtą lokomotywę typu PA-4 Diesel, która - z powodu chodzących na wolnych obrotach silników o mocy 2400 koni mechanicznych i węży hamulcowych - przypominała wielkiego śpiącego smoka. Opanował chęć wyciągnięcia ręki i poklepania stalowego kolosa i odwróciwszy się ruszył peronem z powrotem - mijając wagon bagażowy i sypialnię załogi - do pierwszego z wagonów pasażerskich. Podciągnął się na krótkiej drabince i wszedł do pociągu, by zacząć swój długi obchód ośmiowagonowego składu. "Kanadyjczyk", przejeżdżając dwa tysiące dziewięćset mil w cztery dni, przemierza większą odległość niż jakikolwiek inny pociąg na świecie, może z wyjątkiem radzieckiego ekspresu transsyberyjskiego. Opuszczając codziennie Montreal ma zazwyczaj osiem do dziesięciu wagonów, w zależności od sezonu, zanim jednak dotrze do Gór Skalistych, przyłącza się do niego następne w Toronto, Winnipeg i Calgary, często więc ostateczny skład liczy aż dwadzieścia jeden wagonów, co czyni z niego nie tylko jeden z najdalej jadących, ale i jeden z największych pociągów pasażerskich na świecie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.