ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nie śmiałem krzyknąć do nich po
angielsku, by nie dosłyszano mnie z pokładu innych pobliskich statków. Na koniec sam
Sebright ukazał się na rufie. Spojrzał raz jeden przez burtę.
Co, u diabła
zaczął. Czyżby i on był ślepy? Nagle ujrzałem, że wznosi ręce nad
głową. Znikł.
W ostatniej chwili otwarto gwałtownie jeden z otworów w burcie. Podniosłem Serafinę;
pochwyciło ją dwóch marynarzy, a ja, wdrapując się za nią w wielkim pośpiechu, boleśnie
obtarłem sobie skórę na kostkach u nóg. Otwór zasunięto; drogher obijał się dalej u boku
statku, zupełnie zlekceważony. Serafina zrzuciła z siebie pelerynę i cisnęła daleko kapelusz.
Dzień dobry, amigos powiedziała z powagą. Syk Sebrighta: Do diabła, głupcy,
bądźcie cicho!, stłumił w zarodku radosny okrzyk dobywający się ze wszystkich tych
ogorzałych gardzieli. Tylko jedno mizerne, drżące Hura! rozległo się na pokładzie. To
nieśmiały steward nie potrafił opanować swojego entuzjazmu. Trzepnął się po głowie w
rozpaczy i umknął, by skryć się w swojej służbówce.
Są, na Boga!
Wchodźcie
Boże wielki!
Całe wiadra łez
jąkał Sebright
wpychając nas do pomieszczenia kabinowego. Wchodźcie! Wchodźcie prędko!
Pani Williams wstała zza stołu z oczyma szeroko rozwartymi ze zdumienia, splotła ręce i
podbiegając do nas, potknęła się dwa razy.
Co pan zrobiłeś z tym dzieckiem, panie Kemp! krzyknęła na mnie jak obłąkana.
Och, moja kochana, moja kochana! Wyglądasz jak swój własny cień.
Sebright, płonąc z niecierpliwości, wyciągnął mnie stamtąd. Drzwi kabiny zamknęły się
przesłaniając obie kobiety splecione w uścisku, a my, po wejściu do jego kajuty, nie mogliśmy
zrazu robić nic innego, jak tylko klepać się nawzajem po plecach i wydawać nic nie znaczące
okrzyki, niczym para krotochwilnych idiotów. Kiedy jednak z wielkiej serdeczności jąłem
czynić mu żartobliwe wymówki, że nie dotrzymał słowa i nie wypatrywał nas, on aż zgiął się
we dwoje usiłując opanować śmiech, uderzał się po udach i zrobił się czerwony na twarzy.
Świetny kawał polegał na tym, że od sześciu dni miano nas za umarłych utopionych;
przynajmniej do?a Serafina miała ponieść tę śmierć we własnej osobie; ja również utonąłem,
ale pod postacią młodego pirata pochodzącego ze szlacheckiej angielskiej rodziny.
Nie ma tej niegodziwości, której by nam nie przypisali skomentował Sebright i
parsknął śmiechem z radości, że widzi mnie zdrowego i całego. Nie żyją! Utonęli! Cha!
Cha! Dobre, co? Pani Williams, mówił, wypłakiwała sobie oczy nad naszym żałosnym
końcem i nawet szyper na dzień czy dwa stracił ochotę do jedzenia. Cha! Cha! Utonęli!
Doskonałe! Potrząsnął mnie za ramiona, patrząc mi prosto w oczy, i dziwaczna, nerwowa
wesołość, z jaką mnie przyjął, tak niepodobna do jego zwykłej ironicznej postawy, świadczyła
o tym, że i on także uwierzył pogłosce. Było to zresztą jak najbardziej naturalne, zważywszy
moje niedoświadczenie w manewrowaniu żaglówkami oraz wściekłą siłę sztormu. Wpędził on
skołatanego Lwa do Hawany w mniej niż dwadzieścia cztery godziny po tym, jak rozstaliśmy
się z nim przy wybrzeżu.
Nagle w Sebrighcie zaszła zmiana. Popchnął mnie na kanapę.
Gadaj! Mów! Co się stało? Gdzieście byli przez cały ten czas? Człowieku, wyglądasz o
dziesięć lat starzej.
Dziesięć lat
Tylko tyle? powiedziałem. Kiedy wysłuchał całej historii naszych
przeżyć, spoważniał bardzo.
Nadzwyczajne! Nadzwyczajne! mruczał zatopiony w myślach, póki nie
przypomniałem mu, że teraz jego kolej opowiadać.
Mówi o was całe miasto rzekł odzyskując giętkość umysłu w miarę, jak mówił. Śmierć
don Baltazara była pierwszą wielką sensacją Hawany; okazało się jednak, że OBrien zachował
był tę wiadomość dla siebie aż do chwili, kiedy dowiedział się od gońca wysłanego drogą
lądową, że Serafina i ja uciekliśmy z Casa Riego
|
WÄ
tki
|