ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
( wycenienie kolekcji inkrustacji z Tunbridge. Ma sklep w Tunbridge Wells. Może go sobie przypominasz. Widzę, że tak. W związku z meblami,
:: i które biednej Mary doradzono sprzedać mu
: '"' w zeszłym roku. Cóż, oczywiście wcale się z nim
401
nie umawiałam. Przypuszczałam, że próbował szczęścia, więc odprawiłam go z kwitkiem. Następnie, w ostatni poniedziałek, na Church Sąuare spostrzegłam zaczajonego - tak, to właściwe słowo - twojego byłego szofera, pijaczynę Spicera. Kiedy zauważył, że się zbliżam, szybko się wycofał, ale nie dość szybko. Wyglądasz na zdziwionego, chociaż bardziej jego niekompetencją niż obecnością w Rye. Jestem pewna, że to wcale cię nie dziwi. MAURYCY: Nie wiem, o czym mówisz.
BEATRIX: Cicho bądź, Maurycy, i słuchaj tego, co mówię.
Pan Spicer nie przyjechał do Rye, żeby spędzić
urlop nad morzem. Myślę, że możemy przyjąć
za pewnik, że miał tu do załatwienia pewną
° sprawę. Sprawę, wymagającą przeprowadzenia
Ąt. wcześniej rekonesansu. W każdym razie do ta-
kiego doszłam wniosku. W przekonaniu tym
: *" utwierdziła mnie kolejna rozmowa telefoniczna
z panem Fairfaxem-Vane'em, który powiedział,
że na spotkanie ze mną umówiła go pewna ko
bieta, najwyraźniej młodsza ode mnie, mówiąca
z lekkim amerykańskim akcentem. Zdałam so
bie sprawę, że miał tu przyjść wtedy, gdy będzie
pani Mentiply, w charakterze świadka, by tak
rzec. Zaczęłam dostrzegać pewną prawidłowość
w tych zdumiewających wydarzeniach, wyraźną
''>-' i niepokojącą. Może nie zwróciłabym na to uwa-
' gi, gdyby nie informacja, którą niedawno uzy
skałam, dotycząca twojej sytuacji finansowej.
Od tamtej pory...
MAURYCY: Czego?!
BEATRIX: Twojej sytuacji finansowej. Proszę cię, żebyś się nie wydzierał. Nie powinno cię dziwić, że za-
402
Interesowałam się twoimi sprawami. Twój upór - właściwie twoja natarczywość - w kwestii listów Tristrama sugerował, że honoraria są ci potrzebne bardziej niż jesteś gotów przyznać. Kiedy wynajęłam prywatnego detektywa w celu sprawdzenia tej hipotezy...
MAURYCY: Prywatnego detektywa?
BEATRIX: Nie musisz powtarzać wszystkiego, co mówię. Jestem pewna, że słyszysz mnie i rozumiesz doskonale. Sprawozdanie o twojej sytuacji finansowej to interesująca lektura. Zwłaszcza fragment dotyczący kochanki, którą utrzymujesz w Nowym Jorku. Jej wdzięki są z pewnością tyleż ponętne, co drogie.
MAURYCY: Dobry Boże, to jest...
BEATRIX: Coś, do czego mnie zmusiłeś. Nie ma sensu
stroszyć brwi, co, w twoim przekonaniu, ma
wyglądać groźnie. Chcę się tylko upewnić, że
oboje wiemy, na czym stoimy. Opracowałam
teorię, tłumaczącą ostatnie wydarzenia w świe
tle tego, czego się o tobie dowiedziałam. Czy
chciałbyś ją usłyszeć?... Twoje groźne milczenie
uznaję za odpowiedź twierdzącą. Jeżeli zwolnie
nie pana Spicera za pijaństwo w zeszłe święta
Bożego Narodzenia było wybiegiem; jeżeli nadal
go zatrudniasz, chociaż nie w charakterze szo
fera; jeżeli twoja amerykańska kochanka za-
dzzwoniła do pana Fairfaxa-Vane'a i zwabiła go
tutaj; gdybym padła ofiarą włamania, pozornie
,". , zorganizowanego przez pana Fairfaxa-Vane'a
w celu zdobycia mojej kolekcji inkrustacji z Tun-
bridge, ale w istocie dokonanego przez pana
;; Spicera w celu zabicia mnie; gdyby mój zgon
umożliwił ci publikację listów twego ojca... Cóż,
403
jeżeli mam rację co do tego wszystkiego - a są-
dzę, że raczej mam - to oznacza, że postanowi-
łeś zignorować moje obiekcje w najbardziej sku-
teczny i bezduszny sposób, czy tak?
MAURYCY: Oczywiście, że nie. To wszystko - każde słowo -jest stekiem bzdur.
BEATRIX: Czyżby?
MAURYCY: Tak. Jeżeli zaprosiłaś mnie tylko po to, żeby...
BEATRIX: Ależ nie. W każdym razie, nie był to jedyny powód.
MAURYCY: Po co więc?
BEATRIX: Żeby cię prosić, abyś dał mi czas na ponowne rozważenie mojej sytuacji. Podczas pobytu w Cheltenham chcę to wszystko bardzo starannie przemyśleć. Na jednej szali chcę położyć moje zasady, a na drugiej ryzyko, które najwyraźniej podejmuję.
MAURYCY: Nie podejmujesz żadnego ryzyka!
BEATRIX: Ucieszysz się, kiedy ci powiem, że myślę Inaczej. Oznacza to, że może postawisz na swoim bez uciekania się do rozpaczliwych środków.
MAURYCY: Cóż, jeżeli zmieniłaś zdanie...
BEATRIX: Nie licz na to. Zadzwonię do ciebie po powrocie
z Cheltenham i powiadomię o mojej ostatecznej
decyzji. Należy wziąć pod uwagę więcej czynni
ków, znacznie więcej, niż zdajesz sobie sprawę.
Gdyby cała ta sprawa zaczynała się i kończyła
na reputacji twego ojca, od samego początku
nie byłabym może tak nieprzejednana. Ale tak
nie jest, wierz mi. Ta sprawa ma inne wymiary,
inne reperkusje. Postąpiłbyś rozsądnie, gdybyś
miał się na baczności.
MAURYCY: Jak mogę mieć się na baczności przed czymś, o czym nie mam pojęcia?
404
BEATRIX: Nie możesz, dopóki będziesz postępował z takim samym oślim uporem, jak przez całe życie.
MAURYCY: Słuchaj no...
BEATRIX: A, tak z czystej ciekawości, czy mógłbyś mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? Musi chodzić o więcej niż tylko o pieniądze, znacznie więcej. Co to takiego? Po prostu niemożność pogodzenia się z faktem, że twoje pragnienia nie zawsze mają moc sprawczą?
MAURYCY: Och, na miłość boską....
BEATRIX: Co? Już wychodzisz?
MAURYCY: Cieszę się, że poszłaś po rozum do głowy, ciociu, obojętne z jakiego powodu. Będę z niecierpliwością czekał na twój telefon po urlopie. Mam nadzieję, że usłyszę dobrą nowinę. Tymczasem jednak nie zamierzam wysłuchiwać impertynencji pod moim adresem.
BEATRIX: Jak sobie życzysz. Wierzę, że powiedzieliśmy sobie już wszystko, co trzeba. Wierzę, że się rozumiemy.
MAURYCY: Być może.
BEATRIX: Nie zapomnij, co ci powiedziałam. Stawka jest wyższa niż możesz sobie wyobrazić.
MAURYCY: Dobrze wiesz, że to bzdury.
BEATRIX: Wiem, że tak właśnie myślisz. Mylisz się jednak. Nie oczekuję zresztą, że weźmiesz sobie do serca moje ostrzeżenia. Byłabym zaskoczona, gdybyś to zrobił.
MAURYCY: A zaskoczenia nie są zdrowe dla delikatnych staruszek, prawda?
BEATRIX: Nie są gorsze od nocnych intruzów.
MAURYCY: Nie
|
WÄ
tki
|