ďťż

Jechali stłoczeni, brudni, zarośnięci i patrzyli złym okiem na mnie, wystrojoną w białą suknię w groszki, na ślicznie ubrane i uśmiechnięte dziecko...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Krzyczeli coś do nas, wygrażali pięściami... W mieście pusto - wszystko już ewakuowane, jak we wrześniu 1939 roku. Podobno żandarmeria szuka wszędzie myśliwego Kuncewicza. A w nocy własowcy i esesmani wyrzucili i nas, bo znów nikomu z cywilnych nie wolno tu pozostać. Podczas okropnej ulewy wyruszyliśmy szosą na Zwoleń, w świat. Przez nasz ogródek Niemcy ciągnęli okopy. Most wyleciał w powietrze. Wędrujemy w nieznane, ale każdy czuje, że wyzwolenie już bliskie... d Ze wspomnień Marii Ś. d Kiedy my tutaj, pod Iłżą, pomagaliśmy partyzantom z innych stron, gdzie indziej chłopi i ich kobiety ratowali naszych. Syn już dawno opowiadał mi o dobrych ludziach spotykanych wszędzie, a między innymi w okolicach Skarżyska i Końskich. Są tam wsie Kucembowa, Mniowa, Gosinia, Krasna i Gustawowa, gdzie wszyscy już od paru lat pomagali partyzantom, ile sił. Mój Mietek był tam w roku 1944 w bitwie razem z drugim Mietkiem, nazwiskiem Moczar, co zaczął wszystkimi partyzantami dowodzić. Na kilka dni przed Wniebowstąpieniem nasi uderzyli na Niemców w tamtym Gustawowie, przepędzili ich i nabrali zdobyczy, ale wtedy ciężko ranny został w udo nasz Genio Iwańczyk. Naturalnie mój Mietek postanowił go odwieźć do szpitala w Starachowicach, gdzie są doktorzy, co należą do organizacji i mogą potajemnie zrobić operację. No, więc położyli na wóz Genia niby że chorego na żołądek, i nocami, dawaj jechać przez lasy. Za woźnicę ofiarował się wąsaty chłop z lasów koneckich, a jakaś kobiecina, zaofiarowała się też z opieką i pojechała niby żona chorego. Bardzo ryzykowali oni wszyscy we czworo, bo przecież koniec byłby z nimi od razu, jakby tylko napotkali Niemców, a tych wszędzie pełno, niby robactwa. Ale o świtaniu szczęśliwie zajechali do gajówki pod Radłcowicami, postawili wóz z Iwańczykiem w stodołe, a mój Mietek poszedł spać do mieszkania. No i mało nie poginęli, ale nie z ręki obcej, tylko swoich. Bo rano nadjechała kawaleria, którą prowadził oficer, co się przezwał "Ajs". Znał on Mietka dobrze, więc zaraz postawił przy nim straż, a potem w stodole odprawiali nad nim sąd. Byliby ich rozstrzelali, bo tak doradzał jeden ksiądz-kapelan, nawet mówił, że ten grzech to weźmie na siebie, tylko sprzeciwili się temu inni oficerowie, bo jakże, mówili, partyzanci biją się z Niemcami i rany mają od Niemców, a teraz my sami, Polacy, będziemy ich dobijać? Sprawa się długo ciągnęła, aż tu pod gajówkę nadszedł partyzant Lew, czyli Olczyk, ale nie sam, bo z sześcioma, co mieli automaty, więc tamci zwolnili naszych. Tak ocalał Iwańczyk, z nim mój Mietek, a także ci dwoje, którzy na śmiertelne ryzyko z nimi pojechali. d Spotkanie z puszczą d Od dnia 3 października 1944 roku, kiedy skapitulowała powstańcza Warszawa, a rozkaz Hitlera obracał stolicę w cmentarz i gruzowisko, upłynęło już kilka ciężkich do przeżycia dni. Jednakże inne wieści nadchodzące z bliska i z daleka alarmowały serca nadziejami. "Aby przetrwać, aby doczekać" - szeptano w Polsce, a zresztą i w całej Europie, która nareszcie zerwała się do walki decydującej. Ludy, jeden po drugim, buntowały się przeciw nienawistnemu jarzmu. Włochy już dawniej stanęły przeciwko Niemcom, Finlandia przeszła do obozu aliantów, a Rumuni, porzucając niedawnego sojusznika, obsadzili na jego tyłach mosty przez Dunaj i Prut, skutkiem czego 16 dywizji niemieckich wpadło w potrzask i musiało się poddać nacierającej Armii Czerwonej. W Albanii i Grecji pojawiły się anglosaskie desanty, wspierające miejscowe siły oporu, partyzancka armia Jugosławii tępiła najeźdźców, a wojska radzieckie zbliżały się do Belgradu, otoczyły Budapeszt i sforsowały przełęcze Karpat. W Polsce wzdłuż środkowego biegu Wisły sytuacja chwilowo ustaliła się w ten sposób, że armie radzieckie zdołały sobie zapewnić kilka przyczółków na brzegu zachodnim, szykując siły do przyszłych uderzeń gdzieś pomiędzy Sandomierzem a Warszawą. Dalej na północ Rosjanie weszli do Prus Wschodnich, jeszcze bardziej ku północy zdobyli stolicę Łotwy, Rygę, a wreszcie Petsamo, arktyczny port w Finlandii. Na Zachodzie Anglosasi bili się już u granic Rzeszy, a miasta i wielkie ośrodki przemysłu niemieckiego każdej nocy rozpadały się pod "dywanowymi" nalotami tysięcy bombowców. Upadek III Rzeszy wydawał się więc już tylko kwestią czasu, który był niezbędny dla przygotowania decydującej rosyjskiej ofensywy z doliny Wisły po linię Odry i dalej ku Berlinowi, a na Zachodzie - dla sforsowania całego biegu Renu i uderzenia z drugiej strony na główne gniazdo zbrodniarzy. Jeśli chodzi o sprawy polskie, to w Lublinie powstał i działał uznany przez Moskwę rząd przyszłej Polski Ludowej, zaś manifest z dnia 22 lipca dokładnie wyjaśnił charakter rewolucyjnych przemian, które będą dokonane w kraju po jego całkowitym wyzwoleniu. Na podwarszawskim froncie walczyła już 1 Armia Polska, zaś Armie 2 i 3 śpiesznie formowano na bezpośrednim zapleczu linii bojowej, która tymczasowo przepołowiła nam ojczyznę. Organizowaniu tych armii opozycja usiłowała przeszkadzać, ale zupełną przewagą dysponowały siły rewolucji, nie żadne inne, i to było oczywiste. Nareszcie do głosu doszedł ogół ludzi pracy. Po zachodniej stronie frontu w Polsce zapleczem dla Niemców były zalesione obszary położone w trójkącie Warszawa-Sandomierz-Częstochowa. Szczególną troskę Niemców budził region kielecko-krakowski, tu bowiem najbardziej obawiali się oni generalnego natarcia rosyjskiego, które mogło z jednej strony oskrzydlić Górny Śląsk, a z drugiej - Warszawę z całym pozostałym Mazowszem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.