ďťż

Niektóre trzeba było schować, inne gdzieś przenieść...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Kolejna godzina minęła jak z bicza strzelił. Gdy Caro wreszcie była zadowolona z przygotowań wewnątrz domu, wróciła do ogrodu. Trzeba tam było rozstawić duży namiot; Michael szybko wymienił spojrzenia z Edwardem i zaraz zgłosili się na ochotnika. To zajęcie wydawało się łatwiejsze niż taszczenie ciężkich donic i ustawianie ich wzdłuż ścieżek. Elizabeth powiedziała, że im pomoże. Płótno do pokrycia namiotu leżało złożone na ziemi, a obok znajdował się - w częściach - stelaż, liny i kołki do mocowania. Rozkładanie płótna poszło im cał- kiem dobrze, ale postawienie stelaża i rozpięcie na nim materiału nie było już takie łatwe. Namiot miał kształt sześciokąta, nie kwadratu - i, jak się szybko okazało, był to spory kłopot. 228 229 Wreszcie Michaelowi udało się postawić do pionu jeden róg namiotu. Przyszła kolej na Edwarda. Teraz już w samej ko-szuli, bez marynarki, zerknął na płótno, posępnie pokiwał głową i zanurkował pod stos tkaniny. Zgubił się w ciągu kilku sekund. Słychać było tylko stłumione przekleństwa. Elizabeth z trudem powstrzymywała śmiech. - Zaczekaj, pomogę ci - powiedziała i także zanur-kowała pod płótno. Michael stał oparty o słup, który właśnie postawił, i patrzył na to wszystko pobłażliwie. - Dlaczego to tak długo trwa? - Podchodząc bli-żej, Caro usłyszała dochodzące spod zwojów mate-riału niedwuznaczne odgłosy. Oparła ręce na bio-drach. - Nie mamy czasu na takie głupoty - syknęła przez zaciśnięte zęby. Michael szybko objął ją w pasie i przytulił, nim zdążyła zaprotestować. Oparła się o niego, kładąc mu ręce na piersi. - Daj im chwilę, przecież nie zaburzy to twojego planu dnia. - Chciał jeszcze dodać: "Nie pamiętasz już, jak to jest być młodym?", mając oczywiście na myśli "młodym i zakochanym", ale szybko przy- pomniał sobie, że Caro tego nie może pamiętać, bo nie wie, jak to jest. Ich usta stopiły się w namiętności. Namiot zasłaniał ich przed oczami służby kręcącej się po ogrodzie. Edward i Elizabeth nadal zmagali się z płótnem, ale od spodu. W końcu spod płótna wyłoniła się Elizabeth, otrzepując suknię i dzielnie tłumiąc chichot. Michael wypuścił Caro z objęć. Ale Elizabeth zauważyła jego rękę zsuwającą się z talii Caro; otworzyła szeroko oczy, wyraz jej twarzy zdradzał, że nagle zrozu- miała... 230 Caro to spostrzegła i nerwowo klasnęła w dłonie, co było zupełnie do niej niepodobne. - Pośpieszcie się! Musimy zaraz skończyć. - Edward ustawił centralny słup we właściwym miejscu, trzeba go tylko podnieść - uśmiechnęła się Elizabeth. - To dobrze. - Caro szybko odsunęła się od Mi chaela i zrobiła krok w tył, w stronę domu. - Do ro boty! - rozkazała i pobiegła do budynku. Michael popatrzył za nią, uśmiechając się pod nosem. Nie zwracał najmniejszej uwagi na podejrzenie malujące się na twarzy Elizabeth i gestem kazał jej podejść do słupa. - Jeśli uda nam się postawić drugi narożny słup, to może wtedy będziemy mogli rozciągnąć dach. Gdy namiot stał wreszcie w całej okazałości, trójka pilnych robotników poszła pochwalić się Caro, a ona spojrzała na nich surowo. - Trzeba pomóc pani Judson przy sztućcach i za stawie do obiadu i kolacji. I rozłożyć wszystko w na miocie. - Caro surowo spojrzała na Elizabeth i Edwarda. - Wy dwoje możecie iść i jej pomóc. Młodzi uśmiechnęli się i bez słowa poszli do jadalni. Caro odprowadziła ich wzrokiem. - A ty pójdziesz ze mną. - Z przyjemnością - uśmiechnął się Michael. Caro chrząknęła i ruszyła z miejsca. Rozpraszał go widok jej kołyszących się bioder. Rozejrzał się więc szybko, czy w pobliżu nikogo nie ma, po czym przesunął dłonią po tych kuszących krągłościach. Wstrzymała oddech. Przystanęła, ale tylko na krótką chwilę. Michael nie zabrał ręki. - Przestań. - Dlaczego? - popatrzył na nią zdziwiony. - Ponieważ... 231 Znów przesunął dłonią po jej biodrze. - Ponieważ żeby to przenieść, będziesz potrzebo wał obu rąk. Wskazała w stronę pokoju; Michael ze wszystkich sił starał się nie jęknąć, gdyż okazało się, że "to" ozn.i cza wielkie wazony pełne kwiatów. Dwie pokojówki właśnie kończyły je układać w piękne kompozycje. - Te dwa wazony trzeba zanieść do sali baloweji a resztę rozstawić w całym domu; Dora powie ci gdzie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.