ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- NIe oddam go - odparł dumnie
Bourdon - chyba temu, kto się
ośmieli zabrać mi go przemocą.
- Szalony! - mruknął Bernard.
W tejże chwili ruchem tak
szybkim jak myśl sama, porwał
wiszącą u siodła maczugę, o
której już wspominaliśmy. Ciężka
broń jak proca mignęła nad jego
głową, a wypadając z jego rąk ze
świstem i szybkością kamienia
wyrzuconego przez maszynę
wojenną, jak trzcina zgięła się
na głowie konia śmiałego
Bourdona.
Zwierzę, śmiertelnie ugodzone,
z zakrwawionym łbem, podniosło
się na tylnych kopytach,
zachwiało się i w mgnieniu oka
koń i jeździec upadli na wznak i
pozostali bez ruchu na
kamieniach.
- Idźcie i podnieście tego
młokosa! - rzekł Bernard.
I powrócił na miejsce swoje u
boku króla.
- Zabiłeś go? - spytał Karol.
- Zdaje mi się, że tylko
zemdlał.
Tanneguy potwierdził zdanie
marszałka. Przyniósł też
papiery, znalezione przy
kawalerze de Bourdon. Pomiędzy
nimi znajdował się list, którego
adres napisany był ręką Izabelli
Bawarskiej.
Król pochwycił list ten
konwulsyjnie. Natychmiast też
otaczający go panowie usunęli
się przez dyskrecję, śledząc
jednak oczyma coraz bardziej
wzrastającą boleść w twarzy
Karola VI.
Kilkakrotnie podczas czytania
ocierał on pot spływający mu z
czoła, a gdy skończył, podarł
pismo w drobne kawałeczki i
rzucił na pastwę wiatrom; po
czym rzekł głosem przytłumionym,
jakby wychodzącym z piersi
trupa:
- Kawalera odstawić do
Ch~atelet, królową do Tours! A
ja... ja... pójdę do opactwa
Świętego Antoniego. Nie czuję
się dość silnym, abym mógł
wrócić do Paryża.
W istocie był tak blady i tak
drżący, że zdawał się być bliski
śmierci.
W chwilę potem oddział
królewski rozdzielił się na trzy
części, stanowiące jakby trzy
wierzchołki trójkąta. Dupuy,
prawa ręka Bernarda d'armagnac
i dwóch kapitanów, stanowili
część, która miała się udać do
Vincennes i królowej oznajmić
wolę królewską; na czele części
drugiej, mającej odprowadzić do
Ch~atelet więźnia, ciągle
jeszcze zemdlonego, stał
Tanneguy Duchatel; trzecią część
oddziału stanowił sam król z
hrabią d'armagnac i przez niego
podtrzymywany udał się na
przełaj przez pola do mnichów, z
prośbą o przytułek, spoczynek i
modlitwy...
II
Podczas gdy ciężkie bramy
opactwa otwierają się przed
królem, a cięższe jeszcze wrota
więzienia w Ch~atelet zamykają
się za kawalerem de Bourdon,
podczas gdy Dupuy zatrzymuje się
o stajnię od Vincennes, aby
zaczekać na posiłki trzech
kompanii straży, które mu miał
nadesłać z prefektury Tanneguy
Duchatel, my przenieśmy
czytelnika do zamku Izabelli
Bawarskiej.
Wejdziemy i zwróciwszy się na
lewo, wstąpimy na schody
kamienne, z piękną rzeźbioną
barierą. Na pierwszym piętrze
uchylimy drzwi osadzone w
owalnych futrynach, miniemy
pierwszą komnatę, którą dzisiaj
nazwano by przedpokojem, i po
cichutku, wstrzymując oddech,
podniesiemy bogatą portierę,
haftowaną w złote kwiaty, a
oddzielającą przedpokój od
następnej komnaty; wtedy
przedstawi się oczom naszym
widok, zasługujący na uwagę
|
WÄ
tki
|