ďťż

Większość okien wychodzących na Główny Trakt zasłaniały okiennice; w paru innych widać było zerkających przez ciemne szczeliny mieszczan, którzy nie mieli ochoty...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Guthwulf odwrócił się, by spojrzeć na Eliasa i poczuł dreszcz niepokoju, widząc, że ten go obserwuje. Elias zamyślony wpatrywał się w niego zielonymi oczami. Guthwulf skinął z przymusem głową. Król odpowiedział mu sztywno, po czym spojrzał ponuro na zebranych. Na skutek jakiejś nie wyjaśnionej dolegliwości Elias większą część podróży spędził w wozie i przesiadł się na swego czarnego rumaka dopiero tuż przed bramami miasta. Teraz trzymał się dzielnie, skrywając wszelkie cierpienia, które być może mu doskwierały. Król był szczuplejszy niż kilka lat temu; na jego twarzy wyraźnie widać było zarys szczęki. Nie licząc bladej cery, która w słabym świetle popołudnia nie rzucała się w oczy - a także nieobecnego spojrzenia - Elias wyglądał na szczupłego i silnego wojownika, jak przystało wojującemu Królowi, który wraca w triumfie po udanym oblężeniu. Guthwulf spojrzał z niepokojem na szary miecz o podwójnej rękojeści. Schowany w pochwie obijał się o udo Eliasa. Przeklęty miecz! Tak bardzo pragnął, aby Elias cisnął go do studni. Guthwulf był przekonany, że wiązało się z nim coś złego. Także i niektórzy spośród tłumu czuli najwyraźniej niepokój, którego źródłem była królewska broń, lecz tylko Guthwulf przebywał w obecności Smutku wystarczająco często, by poznać prawdziwe źródło ich trwogi. Nie tylko miecz niepokoił ludzi z Erchester. Złamanie obrony Naglimund nie było w pełni chwalebnym zwycięstwem nad uzurpatorskim bratem. Guthwulf wiedział, że mieszkańcy Erchester i Hayholt, choć pozostawali z daleka od miejsca bitwy, słyszeli o okropnym losie zamku Josui i tamtejszych ludzi. A nawet gdyby o niczym nie wiedzieli, to spuszczone głowy i ponure miny goszczące zamiast radości na twarzach zwycięskich rycerzy mówiły, że nie wszystko potoczyło się tak, jak się spodziewano. To coś więcej niż tylko wstyd, pomyślał Guthwulf, coś więcej niż obawa - dotyczyło to zarówno jego, jak i żołnierzy. Wszyscy odczuwali strach, którego nie potrafili ukryć. Czy Król oszalał? Czy sprowadził zło na nich wszystkich? Hrabia wiedział, że Bóg nie obawiał się walki ani przelania krwi - takim przecież atramentem wypisał Swoją wolę, jak powiedział kiedyś pewien filozof. Ale, na Usiresa, przecież to było coś innego, czyż nie? Jeszcze raz spojrzał ukradkiem na Króla, czując ucisk w żołądku. Elias przysłuchiwał się teraz swemu doradcy, odzianemu w czerwone szaty Pryratesowi. Łysa głowa duchownego podskakiwała tuż przy uchu Eliasa niczym skórzaste jajo. Guthwulf rozważał kiedyś zabicie Pryratesa, ale doszedł do wniosku, że mogłoby to tylko pogorszyć sprawy. Oznaczałoby to zabicie łowczego w chwili, gdy psy skaczą do gardła. Pryrates mógł być jedyną osobą, która miała jeszcze kontrolę nad Królem, chyba że, jak czasem wydawało się Guthwulfowi, to właśnie Pryrates prowadził Eliasa na drogę wiecznego potępienia. Kto to mógł wiedzieć? A niech ich wszystkich! Kto mógł wiedzieć? Elias wyszczerzył zęby w uśmiechu, spoglądając na nieliczny tłum wiwatujących, być może w odpowiedzi na jakąś uwagę Pryratesa. Guthwulf pomyślał, że nie jest to spojrzenie kogoś szczęśliwego. - Jestem zły. Moja cierpliwość kortezy się wobec takiej niewdzięczności. - Król zasiadł na swym tronie, był to słynny Smoczy Tron jego ojca, Johna. - Wasz monarcha wraca z wojny, przynosi warn wieści o wielkim zwycięstwie, a tu wita go garstka motłochu. - Elias wydął wargi, wpatrując się w ojca Helfcene, szczupłego duchownego, który był też kanclerzem w Hayholt. Helfcene klęczał u stóp Króla; jego łysa głowa sterczała przed tronem, niczym zbyt mała tarcza. - Dlaczego nikt mnie nie witał? - - Ależ witali. Panie, witali - wyjąkał kanclerz. - Czyż nie przywitałem cię przy Bramie Nearulagh z całą służbą, która pozostała w Hayholt? Jesteśmy wzruszeni, widząc Waszą Wysokość w zdrowiu, i głęboko poruszeni zwycięstwem na Północy! - - Moi płaszczący się słudzy nie wyglądali na specjalnie wzruszonych. - Elias sięgnął po swój puchar. Zawsze czujny Pryrates podał mu go natychmiast, uważając, aby nie rozlać ciemnego płynu. Król pociągnął długi łyk i skrzywił twarz od jego goryczy. - Guthwulf, czy powiedziałbyś, że moi poddani złożyli mi odpowiedni hołd? Hrabia wziął głęboki oddech, zanim odpowiedział wolno: - Może... może słyszeli wcześniej jakieś pogłoski... - - Pogłoski? O czym? Czy pokonaliśmy twierdzę mojego zdradzieckiego brata w Naglimund, czy też nie? - - Ależ tak, mój Królu - Guthwulf czuł, że znajduje się w niezręcznej sytuacji. Elias wpatrywał się w niego swymi zielonymi oczami niczym sowa. - Ależ tak - powtórzył hrabia. - Tylko że nasi... sprzymierzeńcy... mogli dać powód do jakichś plotek. Elias zwrócił się do Pryratesa. Patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami, jakby rzeczywiście się dziwił. - - Zyskaliśmy potężnych przyjaciół, prawda, Pryratesie? Duchowny skinął głową nieznacznie. - - Tak, Wasza Wysokość, potężnych przyjaciół. - - I w końcu spełnili naszą wolę, prawda? Zrobili to, czegośmy żądali? - - Zrobili dokładnie to, czego zażądałeś, Królu Eliasie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.