X


Wi�kszo�� okien wychodz�cych na G��wny Trakt zas�ania�y okiennice; w paru innych wida� by�o zerkaj�cych przez ciemne szczeliny mieszczan, kt�rzy nie mieli ochoty...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Guthwulf odwr�ci� si�, by spojrze� na Eliasa i poczu� dreszcz niepokoju, widz�c, �e ten go obserwuje. Elias zamy�lony wpatrywa� si� w niego zielonymi oczami. Guthwulf skin�� z przymusem g�ow�. Kr�l odpowiedzia� mu sztywno, po czym spojrza� ponuro na zebranych. Na skutek jakiej� nie wyja�nionej dolegliwo�ci Elias wi�ksz� cz�� podr�y sp�dzi� w wozie i przesiad� si� na swego czarnego rumaka dopiero tu� przed bramami miasta. Teraz trzyma� si� dzielnie, skrywaj�c wszelkie cierpienia, kt�re by� mo�e mu doskwiera�y. Kr�l by� szczuplejszy ni� kilka lat temu; na jego twarzy wyra�nie wida� by�o zarys szcz�ki. Nie licz�c bladej cery, kt�ra w s�abym �wietle popo�udnia nie rzuca�a si� w oczy - a tak�e nieobecnego spojrzenia - Elias wygl�da� na szczup�ego i silnego wojownika, jak przysta�o wojuj�cemu Kr�lowi, kt�ry wraca w triumfie po udanym obl�eniu. Guthwulf spojrza� z niepokojem na szary miecz o podw�jnej r�koje�ci. Schowany w pochwie obija� si� o udo Eliasa. Przekl�ty miecz! Tak bardzo pragn��, aby Elias cisn�� go do studni. Guthwulf by� przekonany, �e wi�za�o si� z nim co� z�ego. Tak�e i niekt�rzy spo�r�d t�umu czuli najwyra�niej niepok�j, kt�rego �r�d�em by�a kr�lewska bro�, lecz tylko Guthwulf przebywa� w obecno�ci Smutku wystarczaj�co cz�sto, by pozna� prawdziwe �r�d�o ich trwogi. Nie tylko miecz niepokoi� ludzi z Erchester. Z�amanie obrony Naglimund nie by�o w pe�ni chwalebnym zwyci�stwem nad uzurpatorskim bratem. Guthwulf wiedzia�, �e mieszka�cy Erchester i Hayholt, cho� pozostawali z daleka od miejsca bitwy, s�yszeli o okropnym losie zamku Josui i tamtejszych ludzi. A nawet gdyby o niczym nie wiedzieli, to spuszczone g�owy i ponure miny goszcz�ce zamiast rado�ci na twarzach zwyci�skich rycerzy m�wi�y, �e nie wszystko potoczy�o si� tak, jak si� spodziewano. To co� wi�cej ni� tylko wstyd, pomy�la� Guthwulf, co� wi�cej ni� obawa - dotyczy�o to zar�wno jego, jak i �o�nierzy. Wszyscy odczuwali strach, kt�rego nie potrafili ukry�. Czy Kr�l oszala�? Czy sprowadzi� z�o na nich wszystkich? Hrabia wiedzia�, �e B�g nie obawia� si� walki ani przelania krwi - takim przecie� atramentem wypisa� Swoj� wol�, jak powiedzia� kiedy� pewien filozof. Ale, na Usiresa, przecie� to by�o co� innego, czy� nie? Jeszcze raz spojrza� ukradkiem na Kr�la, czuj�c ucisk w �o��dku. Elias przys�uchiwa� si� teraz swemu doradcy, odzianemu w czerwone szaty Pryratesowi. �ysa g�owa duchownego podskakiwa�a tu� przy uchu Eliasa niczym sk�rzaste jajo. Guthwulf rozwa�a� kiedy� zabicie Pryratesa, ale doszed� do wniosku, �e mog�oby to tylko pogorszy� sprawy. Oznacza�oby to zabicie �owczego w chwili, gdy psy skacz� do gard�a. Pryrates m�g� by� jedyn� osob�, kt�ra mia�a jeszcze kontrol� nad Kr�lem, chyba �e, jak czasem wydawa�o si� Guthwulfowi, to w�a�nie Pryrates prowadzi� Eliasa na drog� wiecznego pot�pienia. Kto to m�g� wiedzie�? A niech ich wszystkich! Kto m�g� wiedzie�? Elias wyszczerzy� z�by w u�miechu, spogl�daj�c na nieliczny t�um wiwatuj�cych, by� mo�e w odpowiedzi na jak�� uwag� Pryratesa. Guthwulf pomy�la�, �e nie jest to spojrzenie kogo� szcz�liwego. - Jestem z�y. Moja cierpliwo�� kortezy si� wobec takiej niewdzi�czno�ci. - Kr�l zasiad� na swym tronie, by� to s�ynny Smoczy Tron jego ojca, Johna. - Wasz monarcha wraca z wojny, przynosi warn wie�ci o wielkim zwyci�stwie, a tu wita go garstka mot�ochu. - Elias wyd�� wargi, wpatruj�c si� w ojca Helfcene, szczup�ego duchownego, kt�ry by� te� kanclerzem w Hayholt. Helfcene kl�cza� u st�p Kr�la; jego �ysa g�owa stercza�a przed tronem, niczym zbyt ma�a tarcza. - Dlaczego nikt mnie nie wita�? - - Ale� witali. Panie, witali - wyj�ka� kanclerz. - Czy� nie przywita�em ci� przy Bramie Nearulagh z ca�� s�u�b�, kt�ra pozosta�a w Hayholt? Jeste�my wzruszeni, widz�c Wasz� Wysoko�� w zdrowiu, i g��boko poruszeni zwyci�stwem na P�nocy! - - Moi p�aszcz�cy si� s�udzy nie wygl�dali na specjalnie wzruszonych. - Elias si�gn�� po sw�j puchar. Zawsze czujny Pryrates poda� mu go natychmiast, uwa�aj�c, aby nie rozla� ciemnego p�ynu. Kr�l poci�gn�� d�ugi �yk i skrzywi� twarz od jego goryczy. - Guthwulf, czy powiedzia�by�, �e moi poddani z�o�yli mi odpowiedni ho�d? Hrabia wzi�� g��boki oddech, zanim odpowiedzia� wolno: - Mo�e... mo�e s�yszeli wcze�niej jakie� pog�oski... - - Pog�oski? O czym? Czy pokonali�my twierdz� mojego zdradzieckiego brata w Naglimund, czy te� nie? - - Ale� tak, m�j Kr�lu - Guthwulf czu�, �e znajduje si� w niezr�cznej sytuacji. Elias wpatrywa� si� w niego swymi zielonymi oczami niczym sowa. - Ale� tak - powt�rzy� hrabia. - Tylko �e nasi... sprzymierze�cy... mogli da� pow�d do jakich� plotek. Elias zwr�ci� si� do Pryratesa. Patrzy� na niego ze zmarszczonymi brwiami, jakby rzeczywi�cie si� dziwi�. - - Zyskali�my pot�nych przyjaci�, prawda, Pryratesie? Duchowny skin�� g�ow� nieznacznie. - - Tak, Wasza Wysoko��, pot�nych przyjaci�. - - I w ko�cu spe�nili nasz� wol�, prawda? Zrobili to, czego�my ��dali? - - Zrobili dok�adnie to, czego za��da�e�, Kr�lu Eliasie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.