ďťż

Na rządy i organizacje, które mają zamiar przyjąć Wei Jingshenga, Wuera Kaixi czy Dalajlamę, wywierane są naciski - wystarczą groźby anulowania kontraktów handlowych albo...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Prezydent Jacąues Chirac nigdy nie zgodził się na spotkanie z Dalajlamą czy Wei Jingshengiem, kiedy przebywali oni we Francji. A przecież Jacąues Chirac jako mer Paryża wygłosił pochwałę tego samego Dalajlamy! Partia komunistyczna pilnuje też, by dysydentów nie wspierały chińskie media ukazujące się w Stanach Zjednoczonych. Chińska prasa z Nowego Jorku, posiadająca wpływy w chińskiej wspólnocie w USA, została dyskretnie przejęta w 2004 roku przez partię komunistyczną i w konsekwencji zmieniła linię polityczną. Jednak partia nic nie może poradzić na to, że Wei Jingsheng i Wuer Kaixi — chociaż izolowani - mówią prawdę, podczas gdy ona kłamie. Ci dysydenci, o których dotąd opowiadałem, żyją na emigracji, choć jej nie wybrali. Przedstawię teraz innych, mieszkających w Chinach. Opozycjoniści LlpF 27 Feng Lanrui — weteranka demokracji Pekin, styczeń. Trzydzieści dań obraca się na ustawionym pośrodku stołu talerzu; ich zawartość nie przypomina niczego znanego. Sosy zakrzepły, a higieny przestrzega się tu niezbyt skrupulatnie. Grzebiemy plastikowymi pałeczkami we wspólnych miseczkach. Tak jak nasi gospodarze głośno siorbiemy i rozlewamy sos po obrusie, który służył wcześniej innym klientom. W tej pekińskiej knajpce -jakich wiele powstało od czasu, gdy Chińczycy poświęcili się bez reszty prywatnym interesom — przychodzą mi na myśl inne, bardziej uroczyste bankiety. Panował wtedy Mao Zedong, a nielicznym zachodnim przybyszom okazywano względy, które miały wryć nam się w pamięć. Wielu Chińczyków umierało z głodu, ale delegacje — wtedy podróżowało się wyłącznie w grupach — goszczono po królewsku. Daniom słodkim, słonym, łagodnym i gorzkim towarzyszyła zawsze ta sama, identyczna w całych Chinach przemowa, wygłaszana z udawaną szczerością przez jakiegoś dyżurnego aparatczyka: „Kuchnia chińska i kuchnia francuska — mówił — to dwie najlepsze kuchnie świata". Te banały, tłumaczone słowo w słowo przez naszych tłumaczy, wprawiały w osłupienie uczestników bankietów. Należało powtórzyć je po francusku, wysłuchać ich następnie po chińsku, a potem wypić toast. Etykieta wymagała, by pić do dna i pokazać wszystkim dookoła, że kieliszek jest pusty. Jeśli ktoś tego nie zrobił, musiał wypić trzy kar-niaki (ten zwyczaj nie zanikł). Trzeba umieć wykonaćpasse-partout, czyli napić się z każdym gościem przy wszystkich stołach, za każdym razem improwizując inny toast... Dla chińskich współbiesiadników wizyta obcokrajowców była jedyną okazją, żeby się najeść, co wprawiało ich w entuzjastyczny nastrój. A Francuzi? Byli oczarowani, bo serwowano im komplementy razem z jaskółczymi gniazdami. Byliśmy skłonni wszystko przełknąć — zawartość czarek i propagandowe garnie. Stawianie naszych kuchni nad wszystkimi innymi wynosiło Francję i Chiny na piedestał, dzięki czemu nasze kultury mogły podzielać swoje poczucie wyższości. Jak tu nie zostać wspólnikami, jak tu nie kochać w Chinach wszystkiego, skoro Chińczycy kochali nas tak bardzo? W tamtych czasach delegacje przyjaciół Chin -organicznych intelektualistów, zwolenników partii komunistycznej i innych naiwniaków — dogadzały sobie gastronomiczną i intelektualną dietą, a masakra paru dziesiątków milionów Chińczyków nie zakłócała im trawienia. Powinniśmy byli zastanowić się nad tym, co się dzieje w kuchni, i lepiej nadzorować kucharza. Polityczni gapie ustąpili miejsca biznes- 28 Mtf- Rok Koguta menom i turystom, ale czy kucharz się zmienił? Pozornie tak, lecz w gruncie rzeczy kuchcikowie partii komunistycznej wciąż trzymają wszystko w garści. Pani Feng, nasza gospodyni, rozprasza resztki naszych złudzeń. Ona sama mogłaby być symbolem długiego, niedokończonego marszu chińskiego intelektualisty w poszukiwaniu wolności. „Demokracja — mówi Feng Lanrui — jest wartością wspólną dla wszystkich kultur, niepodzielną spuścizną całej ludzkości". Jej słowa zabrzmiałyby banalnie, gdyby nie padły w tym miejscu. Pierwszy powód do zdziwienia: pani Feng głośno i stanowczo przemawia w miejscu publicznym. Zatem pochwała demokracji jest tolerowana w tym komunistycznym reżimie? „Dyktatura - kontynuuje pani Feng — nie stała się bardziej miękka, jest tylko bardziej inteligentna. Komuniści zrezygnowali już z prania mózgów, jak za czasów Mao, i tolerują heretyków, pod warunkiem jednak że ci się nie organizują". W partii komunistycznej domyślają się, że pani Feng nie wywoła narodowego buntu, choć setki milionów Chińczyków podzielają jej dążenie do wolności. Poza tym trudno byłoby uciszyć panią Feng, która ma osiemdziesiąt pięć lat. W latach sześćdziesiątych, przypomina, partia posłałaby paru piętnasto- i szesnastoletnich hunwejbinów, którzy torturowaliby ją z radością i zmusili do wyznania win. Bito-by ją, aż by się przyznała, że nie dość kochała partię, i musiałaby wyznać, że jest wrogiem Postępu, Historii oraz Chin; niewątpliwie powiedziałaby także, iż jest amerykańską agentką. Ale komuniści nie atakują już starców, a wczorajsi kaci stali się dziś biznesmenami. Niepamięć wciąż jednak obowiązuje. Pamięć, mówi pani Feng, oto, czego najbardziej brakuje Chińczykom. Ludzie przed czterdziestką nie wiedzą o przeszłości właściwie nic — chyba że sami zaangażują się w skomplikowane poszukiwania prawdy
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.