ďťż

Były tam nocne ptaki, które uwielbiały stada ciem, jakie Shana wabiła do siebie, tak że krążyły dookoła niej, nawołując się i chwytając ćmy w locie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Był również rodzaj długonogiego ptaka — biegusa, który bawił się w aportowanie, pod warunkiem, że nie ruszała się. Roześmiała się i wywijała kamyczkiem pętle i korkociągi. Tak przechytrzyła wydrę, że ścigała kamyk, który ścigał jej ogon. Wydra podwoiła wysiłki w pogoni za błyszczącym kawałkiem i oboje bawili się wspaniale, nie zwracając uwagi na resztę świata. Alara uniosła głowę znad przednich łap, słysząc w myślach dźwięk przypominający trel jayee, który na krótko przerwał jej przegląd stanu pogody w promieniu wielu kilometrów od leża. Dźwięk znów się rozległ. Spojrzała ze szczytu urwiska na leże, poświeciła chwilę na to, by się skupić i zidentyfikować źródło, po czym uznała, że nie warto poświęcać mu uwagi. To dziecko bawi się z wydrą. Dopóki sprawia jej to przyjemność i już tak się nie smuci tym, że nie jest jedną z rodu, cóż może być w tym złego? Ponownie spuściła więc łeb na skrzyżowane przednie łapy, zamknęła oczy i wróciła do zadań związanych z wzywaniem pogody. Równiny, po których wędrowały stada tego leża, były wyschnięte i bardzo spragnione dobrego, ulewnego deszczu. Lato przyniosło nie więcej niż połowę oczekiwanych opadów deszczu, a teraz, kiedy nastała jesień, deszcze ustały zupełnie. Zazwyczaj Alara nie ingerowałaby w stan pogody o tej porze roku, poza wzywaniem burz do tańca gromów, lecz nie miała wyboru i musiała zadziałać, jeśli sytuacja miała wrócić do stanu normalnego. Musi wtrącić się do pogody, ponieważ elfi władcy już to uczynili, wypaczając przepływy burz tak, że nie przypominały ani trochę normalnych jesiennych systemów. Musi teraz przywrócić ich funkcjonowanie, bo inaczej stada będą głodować i padnie wiele zwierząt, zwierząt niezbędnych, jeśli leże ma przetrwać zimę. Kto wie, jakie jeszcze problemy mogły zostać spowodowane tymi zakłóceniami? Obserwowała tylko terytorium leża, gdzie indziej mogą wystąpić kolejne susze lub powodzie, a nie wszyscy szamani zajmowali się pogodą. Przynajmniej mogła działać wiedząc, że ci, którzy wywołali owe zmiany, będą przeświadczeni, że zlikwidowanie skutków ich ingerencji jest dziełem któregoś z rywali. Oczywiście, w tym celu będzie zmuszona ponownie opuścić leże, przybrawszy postać młodego elfiego posłańca i dostarczyć przemyślnie ułożoną, anonimową wiadomość władcy odpowiedzialnemu za to idiotyczne i nieostrożne manipulowanie pogodą. To również należało do jej obowiązków, mimo iż odrywało ją od dzieci. A Myre ostatnio sprawia tyle kłopotów... Będzie martwić się tym, kiedy nadejdzie właściwa pora. Na razie wystarczy naprawić szkody. Znów pogrążyła się w transie, wysyłając umysł w nieboskłon i jednocząc się ze światem wokół niej. Wzniosła się znad ziemi, na której spoczywała, w niebiosa i wzniosła ręce ku wiatrom i chmurom, wołając je łagodnie do powrotu na ścieżki, jakimi powinny krążyć. Rozpraszała również wszelkie czary, które posłały je i zatrzymywały w nieodpowiednich miejscach. Kolejny trel musnął powierzchnię jej umysłu, lecz teraz, gdy wiedziała, że to czary Shany, łatwo było go zignorować. Niemal całkowicie. Zawsze po części czuła się najpierw matką, a dopiero potem szamanką. Mimo to wolałaby, aby dziecko zachowywało się nieco ciszej. Wolny od zajęć kącik jej umysłu niepokoił się siłą tych zakłóceń. Nie mogła powstrzymać się od zastanowienia, kto jeszcze może usłyszeć dziecko i czy wiedzą, kto tak hałasuje. Odpędziła tę myśl, ponieważ zaczęła przeszkadzać jej w pracy. Nic się nie stanie Shanie w tej chwili. Każdy smok będący w stanie usłyszeć ją, jest jednocześnie jednym z seniorów leża, a ci zwrócą się do szamanki przed zadziałaniem. Naprawianie tego, co wypaczyli elfowie, przypominało rozplątywanie kilku motków obłąkańczo poplątanej wełny. Alara wpadła w dość poważną złość, zanim zakończyła. Niejedno zaklęcie tam się znalazło, nawet liczne ich warstwy, a wszystkie oddziaływały na siebie, niektóre w dość osobliwy sposób. Czyżby nigdy nie zważali na konsekwencje przed podjęciem się czegoś, pomyślała z urazą. A może po prostu czekali na katastrofę, a potem wpychali wszystko na miejsce brutalną siłą? Zaczynała mieć wrażenie, że prawdą jest to ostatnie, przynajmniej w przypadku potężniejszych władców. Pomniejsi raczej zdawali się tworzyć nieład podobny do tego. Układali zaklęcia jedno na drugim, aż cała konstrukcja waliła się, lub wypaczała w coś, czego nikt nie zamierzał tworzyć, wywołując całkowicie nieprzewidywalne skutki uboczne. A wtedy, oczywiście, musieli wkraczać potężni magowie. Pod warunkiem, że ród nie uczynił tego wcześniej, pomyślała nieco zarozumiale. Zabrała się do rozplątywania i rozwijania, chcąc wykonać robotę właściwie, co wymagało czasu i energii. Naprawienie wszystkich szkód zajęło jej większą część popołudnia, a zanim deszcz spadł (tak jak powinien był) na wyschnięty step, Alara była głodna i w złym humorze. Siedziała w swojej pustelni przez cały dzień, a przed rozpoczęciem pracy pościła, więc w tej chwili miała ochotę tylko na ładnego, tłustego trzyroga, albo nawet dwa. Zawsze łatwo wpadała w złość, kiedy była głodna, a humoru nie poprawił jej fakt ujrzenia po zejściu na dół trojga spośród najstarszych smoków leża, czekających na nią w kamiennej altance
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.