ďťż

Na nieszczęście pułkownik Lunz, niezależnie od zawodowej manii utajniania wszystkiego co możliwe, podzielał również powszechną, chociaż niesprawiedliwą opinię...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Tymczasem właściciel gospody sprawiał zupełnie odmienne wrażenie: bez wiary w siebie, zdenerwowany, demonstrował co najmniej zastanawiający, jak na górskiego oberżystę, rys charakteru. Wyraźnie niezręczny kelner, na swój sposób grzeczny i pomocny, zechciał zdradzić jedynie tyle, że ma na imię Luigi; poza tym okazał się absolutnie niekomunikatywny. Sam zajazd nie wyglądał najgorzej; ogrzewały go i oświetlały zarazem sosnowe kłody palące się w nie osłoniętym kominku, które wydzielały tyle samo ciepła co iskier. Jedzenie serwowano niewyszukane, lecz obfite, a wino i piwo pochłaniane w olbrzymich ilościach przez George'a - zjawiało się na stole regularnie jak spod ziemi. Z towarzyskiego punktu widzenia jednak obiad wypadł katastrofalnie. Milczenie nie jest najlepszym kompanem biesiady. Przy małym stoliku w oddalonym rogu sali kierowca ciężarówki i jego kumpel - w rzeczywistości uzbrojony strażnik podróżujący ze schmeisserem pod siedzeniem fotela i ukrytym przy sobie lugerem - ściszywszy głosy, nieustająco o czymś rozprawiali. Z pięciu zaś osób siedzących przy stole Petersena trzy zdawały się cierpieć na nieuleczalny paraliż języka: Alex, nieobecny duchem i zamknięty w sobie, sprawiał nieodmienne wrażenie, iż rozmyśla nad beznadziejnie ponurą przyszłością; von Karajanowie, którzy z własnego wyboru zrezygnowali ze śniadania, teraz ledwie skubali jedzenie i chociaż dzięki temu mieli co prawda czas i sposobność konwersować przy obiedzie, rozmowę ograniczali wyłącznie do odpowiedzi na zadawane im pytania. Petersen, jak zwykle na luzie, rzucił kilka uprzejmych zdań, bo tego wymagała grzeczność, poza tym jednak nie wykazywał chęci, żeby przerwać niezręczną ciszę; wątpliwe, czy ją w ogóle raczył zauważyć. Natomiast George był jej aż nadto świadom i robił wszystko, aby milczenie zagłuszyć - wręcz rozpływał się w gadulstwie. Jego konwersacyjne wysiłki przyjęły formę quizu stu pytań wymierzonego wyłącznie w młodzież. Niewiele czasu zajęło mu ustalenie, że - jak słusznie zakładał Petersen - są Słoweńcami austriackiego pochodzenia. Szkołę podstawową skończyli w Lubljanie, średnią w Zagrzebiu, aż wreszcie trafili na uniwersytet w Kairze. - W Kairze! - wykrzyknął George i nawet udało mu się unieść brwi tak wysoko, że jeszcze trochę, a skryłyby się pod włosami. - W Kairze! Cóż was pchnęło w ten staw ze stojącą wodą?! - Tego życzyli sobie rodzice odparł Michael. Starał się, żeby odpowiedź wypadła chłodno i z rezerwą, tymczasem słychać w niej było jedynie próbę niezgrabnej obrony. - W Kairze... sapnął George i wolno pokręcił głową w niedowierzaniu. - A co tam studiowaliście. jeśli wolno spytać? - Zadaje pan wiele pytań... - Ciekawość - wyjaśnił.-George - ojcowska ciekawość. No i, rzecz jasna, troska o nieszczęsną młodzież naszego biednego, skłóconego kraju. Tu Sarina uśmiechnęła się pierwszy raz. Trzeba stwierdzić, że uśmiechnęła się ledwie cieniem uśmiechu, ale to wystarczyło, by sobie wyobrazić, do czego byłaby zdolna, gdyby się tylko postarała. - Nie sądzę, żeby takie sprawy naprawdę pana interesowały, panie... - Mów mi George. Skąd wiesz, co mnie interesuje? Interesuje mnie wszystko. - Studiowaliśmy ekonomię i nauki polityczne. - Dobry Boże! - George dramatycznie chwycił się za głowę. Jako aktor teatru klasycznego umarłby z głodu, ale na mniej ambitnych deskach zrobiłby furorę. - Wielkie nieba! To ty, dziewczyno, wyjechałaś do Egiptu, żeby studiować sprawy tej wagi?! Czy nie zdobyliście tam choć tyle wiedzy,'by zorientować się, że to najbiedniejszy kraj na całym Bliskim Wschodzie, a ich gospodarka nie tyle mocno kuleje, co leży na obu łopatkach?! Że są zadłużeni po uszy, na miliony funtów szterlingów, dolarów i w ogóle każdej waluty, jaka ci tylko przychodzi do głowy? Tyle o egipskiej gospodarce. Jeśli zaś idzie o politykę, to, moja droga, Egipt stanowi jedynie piłkę do kopania dla wszystkich, którzy zechcą zagrać w "nogę" na jałowych i bezużytecznych piaskach pustyni, ot co
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.