ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Kto wie, gdzie je zbierano, skąd przywieziono do miasta może z daleka, czyli że wiosna też jest jeszcze bardzo daleko, -ale gdyby udało się znaleźć kwiatek gdzieś tutaj, żeby wyrósł pod ręką, żeby spod twojej dłoni wyjrzał na świat, na słońce.
Wiosna przychodzi do miasta bardzo ostrożnie i mimo to ruszyliśmy na jej poszukiwanie. Chodniki wysychają, jakby dyszą i oczyszczają się to również oznaka wiosny w mieście. Stare, zgniłe liście zgarnia się w parkach w duże stosy i pali dym jest żrący i przesycony wilgocią, ściele się nisko nad czarnymi ścieżkami parku, a z rana zawisa wraz z mgłą na małych uliczkach w pobliżu parku i pierwsze, co od-ważniejsze promienie słońca przeszywają tę mgłę. Wróble podskakują wesoło, już nie nastroszone i nie okrągłe jak kulki, piórka jakby się wyprostowały, są przygładzone i równe nic innego, tylko odwiedziły ptasiego fryzjera; prawda, że to także wiosna, pytają dzieci zimą wróble są inne, a teraz takie czu-purne, biją się ze sobą, takie zacietrzewione i ucieszone, jakby im rzeczywiście przyjemnie było ćwierkać możliwie najgłośniej.
Dzieci rozgarniają stare liście i oto pod liśćmi blady pęd jakiejś roślinki, ledwie się przebił, jeszcze nie zdążył odzwyczaić się od mroku i mruży oczy przed światłem, kuli się, trochę się boi, ale trochę już nabrał śmiałości, żeby się wyprostować.
Pączki zauważyć je nietrudno, gotowe już rozwinąć się lada moment, byle tylko nie było więcej mrozu martwią się dzieci bo wszystko przepadnie, wszystko zamarznie, więc żal, prawda?
Co tam pączki niby świąteczny podarunek ukazuje się nagle za ogrodzeniem duży krzew, cały w jasnożółtym opierzeniu to już prawie liście, to już
115
prawdziwa wiosna, bo nawet ogrodzenie wydaje się tu cieplejsze i chodnik jest aż biały, a nad tym wszystkim słońce, i ktoś się śmieje:
A Zuzanna ma piegi to także wiosna, prawda? Patrzymy na dziewczynkę ma rzeczywiście piegi na nosku, takie wesolutkie i drobne, potem rozpłyną się w całe plamy, ale na razie są drobniutkie, a Zuzanna wprost jaśnieje, jej śmieszne nierówne zęby takie są białe, że jeszcze bardziej rozjaśniają dziecięcą twarzyczkę, dziewczynka przyciągnęła, zda się te pierwsze i najcieplejsze promienie słoneczne, pławi się w nich cała, połyskują czysto umyte rude włosy, a Zuzanna mówi, szczebioce w zachwycie: Och, mamciu moja, jak dobrze! Och, mamciu!"
To do nikogo właściwie nie adresowane słowo, bo dziewczynka od dawna nikogo już nie może tak nazywać i wołać, rani mnie boleśnie, chętnie bym uścisnęła to rude dziecko, chciałabym, żeby zawsze mogła mówić z takim przejęciem jak dobrze!"
Nastolatki, ci młodsi i trochę starsi, zostawili już w domu czapki, chustki i kapelusiki, wszyscy chcą się czuć nieskrępowani, tak wesoło wyglądają te głowy jasne, czarne, naturalne, farbowane wszystko jedno, najważniejsze, że wyglądają tak wesoło i wprawdzie nie bardzo jest ciepło, kiedy wiatr wieje, ale kiedyż się wreszcie doczekamy... I tak przyjemnie jest na tym wietrze wiosennym, nawet dość chłodnym, bo czasami aż łamie od niego w skroniach, ale oczekujesz jego powiewu jak radości, co musi przyjść z całą pewnością w ściśle oznaczonym czasie.
Jestem niemal pewna, że jest gdzieś tutaj mój syn, nie wiem z kim, ale gdzieś tu jest, jednocześnie chcę i nie chcę się z nim spotkać, boję się, że jakoś wpłynę na jego nastrój, bo jeżeli się nawet ucieszy ze spotka-
116
nia ze mną, mimo wszystko jego nastrój zabarwi się trochę inaczej, a nie chcę tego.
Dobrze się czuję z moimi czwartoklasistami. Nie ma między nami dzisiaj ani cienia obcości i dystansu: nauczyciel uczeń. Po prostu szukamy razem wiosny. Na drzewach, w ludziach, w domach, w starych murach, na wesołych słupach z afiszami oklejonych dokoła taką pstrokacizną nawiasem mówiąc niewiele już zostało tych okrągłych słupów na afisze, pojawia się teraz coraz więcej tablic i gablot, ale te stare beczkowate słupy ze spiczastymi daszkami mają mimo wszystko ciekawszy wygląd i jakiś czar, a czasem budzi się we mnie chęć, żeby spróbować bo co, jeżeli poodklejamy warstwa po warstwie wszystkie afisze, wyobraźmy sobie, że nigdy ich nie zdejmowano i co tam będzie pod nimi? Podobnie chciałabym, wysłuchawszy kilkudziesięciu czyichś zdań, zrozumieć wreszcie: co się za nimi kryje?
Wtem do poszukiwań wiosny wkrada się coś zupełnie innego, obcego, niespodziewanego, coś, co jest dla mnie kroplą takiej goryczy... Moje dzieci nie zwróciły uwagi i skąd mogą wiedzieć, że prosto w naszą stronę idzie chłopak, którego poznałam od razu, mimo że widziałam go tylko raz to Jurko Bereziuk, odłożyłam odwiedziny u niego na jutro, a trzeba było pójść dzisiaj nie, wczoraj, wczoraj trzeba było pójść, od razu, kiedy się dowiedziałam o zajściu, o tym kamieniu i o nowej nieuniknionej rozmowie w owej izbie, gdzie odbyło się nasze pierwsze spotkanie. Nie wiem, czy mnie Jurko poznał, czy nie, nie wita się jednak, tylko patrzy mi prosto w oczy zuchwale i badawczo no więc to ja, taki, jakiego mnie widzisz i co na to powiesz? Ręce trzyma w kieszeni, pewniej się wtedy czują tacy chłopcy, więc włożył ręce do kieszeni i idzie lekko nachylony. Podpowiada
117
mi jakiś dziesiąty zmysł, że ta zuchwałość to tylko maska, że chłopak nie uważa się wcale za bohatera.
Zatrzymuję go, dotykam jego ramienia
|
WÄ
tki
|