ďťż

Mówił tak cicho, że Mason kilkakrotnie zwracał mu uwagę, żeby mówił głośniej i w stronę sędziów...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zastosował się do życzenia, ale czuł coraz większą odrazę do tego człowieka, który uwziął się, żeby wyciągnąć z niego każdą tajemnicę. Teraz napiera, żeby wydał Sandrę, ale Clyde ma ją jeszcze tak głęboko w swym sercu, że nie zgodzi się na żadne wyjaśnienie. Patrzył więc na sędziów wyzywająco prawie i milczał. Mason wziął do ręki fotografię. - Czy oskarżony przypomina to sobie? - odezwał się, pokazując parę zamglonych i zmytych fotografii Roberty. Miał w ręku także fotografię Clyde'a i kilku innych osób, nie było jednak żadnego zdjęcia Sandry, którą Clyde fotografował podczas pierwszej wizyty u Cranstonów. Ostatnie fotografie były z Bear Lake i na jednej z nich stał Clyde z banjo w ręku, z palcami na strunach instrumentu. - Czy oskarżony przypomina sobie, gdzie to było robione? - pytał Mason pokazując zdjęcie Roberty. - Pamiętam. - Gdzie? - Na południowym brzegu Big Bittern, gdyśmy tam byli. Clyde pamiętał, że w aparacie były fotografie i powiedział o tym Jephsonowi, nie był więc wcale tym zaskoczony. - Czy oskarżony wie - pytał Mason - że jego obrońcy ciągle a bezskutecznie szukali tego aparatu, którego wyparł się oskarżony przede mną? Czy powiedzieli o tym? - Nie mówili mi o niczym podobnym. - To źle. Mógłbym im oszczędzić wiele kłopotu. Oto są fotografie, które znaleziono w aparacie, a robione przez oskarżonego podczas tego słynnego odrodzenia się uczuć. Czy przypomina sobie oskarżony, kiedy były robione? - Pamiętam. - Tak, były robione, zanim ostatni raz weszliście do łódki, zanim oskarżony powiedział jej, co miał powiedzieć, zanim została zamordowana... Wtedy według słów oskarżonego była bardzo smutna. - Nie! to było dzień przedtem. - Aha! właśnie fotografie przedstawiają twarz nieco weselszą, niż to słyszeliśmy. - Tak. Tego dnia nie była tak przygnębiona jak poprzedniego - szybko odpowiedział Clyde. Była to prawda, więc pamiętał dobrze. - Teraz niech oskarżony spojrzy na inne fotografie. Te trzy na przykład. Gdzie były robione? - U państwa Cranstonów w Twelfth Lake, zdaje się. - Zgadza się. Było to osiemnastego czy dziewiętnastego czerwca, prawda? - Zdaje się, że dziewiętnastego. - Czy oskarżony pamięta list, który Roberta pisała do niego właśnie dziewiętnastego czerwca? - Nie, nie pamiętam. - Nie przypomina sobie w nim nic szczególnego? - Nie. - Pamięta jednak, że wszystkie były bardzo smutne, prawda? - Tak, rzeczywiście były smutne. - Otóż list ten był pisany tego dnia, kiedy była robiona ta fotografia. Pragnąłbym, żeby sąd obejrzał te zdjęcia - tu Mason zwrócił się do sędziów - i wysłuchał jednego ustępu z listu panny Alden, pisanego tego samego dnia do oskarżonego, który przyznał się, że nie chciał do niej pisywać ani telefonować, jakkolwiek bardzo się o nią troszczył. Wziął list do ręki i zaczął czytać długą, żałosną skargę Roberty. - Są jeszcze z innego źródła cztery fotografie pana Griffithsa - i podał Clyde'owi zdjęcia, robione ostatniego dnia w Bear Lake. - Bardzo miłe, prawda? Wcale nie przedstawiają człowieka, który doświadczał właśnie tak wielkiej zmiany uczuć i przeżył ciężkie chwile zwątpień i trosk oraz dopiero co opuścił skrzywdzoną przez siebie kobietę. No, tak, miał jej krzywdę wynagrodzić, lecz tak się nieszczęśliwie złożyło, że utonęła przypadkiem... Nie widać na fotografiach wcale, żeby oskarżony tak zbytnio tym wszystkim się przejmował... - To fotografia grupy... nie mogłem nie należeć do niej. - Ta jednak jest na jeziorze. Czy nie przykro było oskarżonemu wchodzić do wody na drugi czy trzeci dzień zaledwie po śmierci Roberty Alden, zwłaszcza po owym słynnym odrodzeniu się uczuć? Musiałeś mieć chyba jeszcze przed oczyma chwilę, gdy ona zapadała w głąb jeziora. - Nie chciałem, żeby się ktoś domyślił, że tam z nią byłem. - Wiemy już o tym. Ale na przykład ta fotografia z banjo. Spójrz na nią, Griffiths! Bardzo wesoło na niej wyglądasz, prawda? - Cóż z tego? Sam jednak nie byłem wcale wesoły... - odrzekł Clyde zaniepokojony. - Nawet wtedy, gdyś grał na banjo? Nawet wtedy, gdyś grał w golfa czy tenisa ze swymi przyjaciółmi nazajutrz po śmierci Roberty Alden? Nawet wtedy, gdyś jadł i płacił za lunch trzynaście dolarów? Nawet wtedy gdyś miał pannę X przy sobie i cieszył się bytnością u znajomych, u których zawsze tak chętnie przebywałeś? - mówił Mason z gorzką ironią, ze złowieszczym szyderstwem. - Tak, panie prokuratorze, nawet wtedy nie byłem wesoły. - Jak to? Co znaczy "nawet wtedy"? Czyś nie był zadowolony, że znajdujesz się między przyjaciółmi? - Byłem z pewnością zadowolony - mówił Clyde myśląc, że Sandra czytać będzie to wszystko, niewątpliwie czytać będzie. Każde jego słowo jest codziennie podane w gazetach. Nie może więc przeczytać, że był z nią i że pragnął być z nią. A jednak nie był wtedy szczęśliwy, czując cały haniebny, brutalny splot dziwnych okoliczności. Teraz tu musi wytłumaczyć się przed Sandrą. - Bardzo byłem przygnębiony śmiercią panny Alden - mówił oblizując spękane wargi i łykając ślinę aby pozbyć się nieznośnej suchości gardła. - Nie mogłem czuć się szczęśliwy i zadowolony... nie mogłem. Chciałem tylko wszystkich przekonać, że nie mam nic wspólnego z tym wypadkiem... I tylko dlatego... Myślałem, że jest to najlepszy sposób uniknięcia podejrzeń... Nie chciałem zostać aresztowany za to, czegom nie uczynił. - Czy oskarżony nie czuje, że to brzmi fałszywie? że wszyscy wiemy, że to kłamstwo! - krzyczał Mason z taką furią, z taką wzgardą w głosie i niewiarą, że nikt już nie miał najmniejszej wątpliwości co do bezczelności kłamstw Clyde'a. - Czy oskarżony słyszał zeznanie Rufusa Martina, kucharza z Bear Lake? - Słyszałem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.