ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Z pierwszych zaprosin Jaworka myślałem, że dostał biegunki i mnie na
podobną zaprasza, alem się później przekonał, gdy mi owego lax wyniesiono i pokazano,
jak dużo go jest i ile osób go zjeść może, że to jest łosoś, po niemiecku Lachs, który mu z
Gdańska przysłali. Było tam wiele osób, a między innymi JPan Czapek, niejaki Czech,
fortepianista, co przyjechał z Wiednia z Panią Rzewuską, o którego grze mało Ci pisać
mogę, i niejaki Pan Żak, ale nie żak polski, ale czeski, z konserwatorium praskiego, który
tak gra na klarnecie, jakem jeszcze nie słyszał, dosyć Ci będzie na tym, gdy Ci napiszę, że
dwa tony razem jednym wydaje tchem.
Daj mi więc buzi, Moje Życie. Nie życzę Ci, jak tylko wyzdrowienia. Spodziewam się, że
Ci co dzień lepiej, czego Ci wszyscy, cały nasz dom życzy, a szczególniej
Ja Twój najszczerszy przyjaciel.
Wszyscy, cały dom nasz kłaniałby Ci się, gdyby był wiedział, że ja do Ciebie napiszę.
Spodziewam się listu. Nb. we czwartek już będę w Warszawie.
24. DO JANA BIAŁOBŁOCKIEGO W BISKUPCU
Warszawa, 12 lutego 1826 r.
Kochany Jasiu!
Przykro mi nadzwyczajnie, że tak dawno od Ciebie nie mam wiadomości. Jeszcze 1825
roku pisałem do Ciebie, a to już 1826-ty, a ja żadnego nie odbieram listu! Panna
Konstancja, alias Kostusia, czasem tylko w listach do Ludwiki, które jednak częstsze
bywają aniżeli nasze, o Twoim przebąkiwa zdrowiu, o zdrowiu, które wiesz, ile cały nasz
dom interesuje. Każdy Brieftrager (notabene, nie Pani Wyszyńska) wzbudza radość, gdy
wchodzi na ów dziedziniec niebieski, ale jakże drażni jego osoba, gdy butów jego na
schodach nie dychać albo gdy na liście nie Dobrzyń, ale jaki tam Lublin albo i Radom
czerwonymi stoi literami! Lecz wprawdzie nie jest to wina Brieftragera, ale raczej
Brefschreibera, który to zapewne tylko dla tej przyczyny listu nie pisze, aby biednego
tłusciocha, który pomimowolnie tak wysoko łazić musi, kiedy trzeba, nie fatygował. Ale na
to taką by uwagę uczynić można: wszakże to teraz dość chłodno, nikt na gorąco nie
narzeka; słychać ludzi na zimno użalających się; a zatem nic nie szkodzi, choćbyś mu,
Kochany Jasiu, ze dwa razy jeszcze przed Wielkanocą kazał się rozruchać. Po takiej uwadze
spodziewam się, żem sobie już odpis na ten list zabezpieczył. Chciałbym ja to i na tamten,
przed tym listem pisany, odpowiedź wyrobić, ale tu już do łaski się udaję; znając bowiem
wspaniałomyślność Króla (niegdyś), o skutku próśb moich nie wątpię. Nie piszę Ci o
Staszycu, bo wiem, że [z] wszelkimi szczegółami o jego suto-ubogim pogrzebie z gazet i
kurierów dostateczne masz wiadomości. To tylko Ci wspomnę, że akademicy nieśli go od
S-go Krzyża aż do samych Bielan, gdzie chciał być pochowanym, że Skarbek miał mowę
przy grobie, że trumnę jego obdarli z miłości i entuzjazmu i że na pamiątkę i ja mam
kawałek kiru, którym były pokryte mary, na koniec, że 20 tysięcy ludzi aż do miejsca ciało
odprowadzało. Kilka walnych przez drogę odbyło się pyskowych potyczek, już to z
kupcami, którzy się dobijali nieść zwłoki Szanownego Męża, już to z innymi cywilnymi
osobami, które również mężnie opierającym się Akademikom trumnę odebrać chciały. Nie
mogę przepomnieć, żebym Ci nie doniósł też o śmierci Dybka; mówią, iż Niemcewicz
słabieje. Wszyscy się rozchorowywują i ja też. Spodziewasz się może, żem to wszystko,
com dotąd nabazgrał, ze stołka napisał; nieprawda, jest to spod kołdry, z głowy czepkiem
ściśniętej, bo mię, nie wiem skąd, boli już 4-ty dzień temu. Pijawki mi stawiali na gardło, bo
mi gruczoły popuchły, a nasz Roemer powiada, że to jest katarowa afekcja. Prawda, żem też
od soboty do czwartku w ostatki co wieczór do 2 nie był w domu, ale to nie z tego, bom się
za to zawsze nazajutrz wyspał. Znudziłbym Cię, gdybym Ci, choremu, i gorzej choremu, o
takiej chorobie miał pisać coś więcej, zatem wolę czym innym zapisać tę resztę papieru
|
WÄ
tki
|