ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
- Jeśli nie znajdziemy brodu, może umrzeć - powiedział Oksyartes. - Pójdę przodem, żeby go poszukać. Wy podążajcie moim śladem. Jeśli upolujecie dziczyznę, jedzcie surowe mięso. Niech jednak nikt nie pije wody, której nie piją Scytowie: oni wiedzą.
Zniknął za zachodnim horyzontem wraz z grupą jeźdźców sogdiańskich, najbardziej odpornych na upał i prag-
306
nienie, tymczasem kolumna wojska posuwała się stępa pod bezlitośnie palącym słońcem. Wrócił dopiero późną nocą i natychmiast zapytał o króla:
- Jak się czuje?
Hefajstion potrząsnął głową, nic nie mówiąc. Aleksander leżał na ziemi w fetorze swoich odchodów, z popękanymi i wysuszonymi wargami, rzężącym oddechem.
- Znalazłem bród - powiedział Pers. - I przywiozłem wodę do picia, do mycia jednak nie wystarczy.
Napojono Aleksandra i tych, którzy najbliżsi byli śmierci z pragnienia, potem wszyscy podjęli nocny marsz, żeby dotrzeć do Jaksartesu - pojawił się dopiero w pierwszych promieniach świtu. Króla zanurzono w zimnej wodzie i pozostawiono w niej, dopóki nie obniżyła się temperatura ciała. Wtedy odzyskał powoli przytomność i zapytał:
- Gdzie jestem?
- Przy brodzie - wyjaśnił Oksyartes. - Są tu świeże ryby i drewno na podpałkę.
- Twój grecki się poprawia - odparł z wysiłkiem Aleksander.
Połączyli się z resztą armii w pobliżu Marakandy, gdzie oczekiwała ich gorzka niespodzianka. Dowódcy pezetaj-rów przypuścili nierozważny atak na oddziały Spitame-nesa nad rzeką Polytimeton i ponieśli dotkliwą klęskę. Poległo prawie tysiąc żołnierzy, a kilkuset odniosło rany; stosy pogrzebowe płonęły przez wiele dni na tle pochmurnego i zamglonego nieba. Leptine zaczęła rozpaczliwie płakać, widząc króla w tak żałosnym stanie. Umyła go, przebrała w czyste odzienie i wezwała ludzi z wielkimi wachlarzami z piór, żeby chłodzili go dzień i noc. Filip, który natychmiast zjawił się u jego wezgłowia, zdał sobie sprawę, że gorączka jest wciąż bardzo wysoka i że co
307
wieczór, o zachodzie słońca, król zaczyna majaczyć. Pomny nauk swego mistrza Nikomachosa, posłał jeńców hyrkańskich, aby zebrali w górach śnieg, i okładał nim ciało Aleksandra za każdym razem, kiedy podnosiła się jego temperatura, a Leptine przez całą noc zmieniała mu na czole zimny kompres. Potem zaczęła go karmić suchym chlebem i kwaśnymi jabłkami, dopóki nie ustała biegunka.
- Może i tym razem ci się uda - powiedział lekarz, kiedy zobaczył, że król odzyskuje powoli kolory i znikła gorączka. - Ale jeśli nadal będziesz postępował w tak nierozsądny sposób, nawet sam Asklepios, który, jak mówią, wskrzesza zmarłych, nie pomoże ci.
- Myślę, że jesteś lepszy od Asklepiosa, iatre - zdołał odpowiedzieć królewski pacjent, zanim znów zapadł w sen.
Kiedy tylko na tyle doszedł do siebie, by wydawać rozkazy, zabronił ocalałym z bitwy nad rzeką Polytimeton rozmawiać o tym z kimkolwiek, żeby nie wywołać zniechęcenia. Potem wysłał Perdikkasa, Kraterosa i Hefaj-stiona, aby przypuścili kontratak na siły Spitamenesa i zepchnęli buntowników w stronę gór. Ponieważ jednak jesień miała się już ku końcowi, szaleństwem by było ścigać ich dalej po górskich drogach. Postanowił zatem wrócić do Baktrii, gdzie uwięziony był Bessos, i skierował się na zachód wzdłuż północnej granicy imperium, aby także tam utwierdzić swoje panowanie i sprawdzić, czy ziemie Scytów rozciągają się również w tamtym kierunku na tak ogromnej przestrzeni.
Przeprawił się ponownie przez Oksos po moście z bukłaków i zagłębił się w obszar w znacznym jeszcze stopniu pustynny, rozległy i zupełnie płaski, który rozciągał się na północ, rozpływając się w zamglonym horyzoncie. Czasami spotykali długie karawany wielbłądów z Baktrii, kierujące się na zachód, innym razem tropiły ich z odda-
308
li mniej lub bardziej liczne grupy jeźdźców, których można było rozpoznać po jaskrawych strojach, ozdobnych spodniach i charakterystycznych, łuskowatych zbrojach. Pewnego dnia, tuż przed zachodem słońca, kiedy przygotowywali się do rozbicia obozu, jedna z przednich straży powróciła z zadziwiającą wiadomością:
- Amazonki!
Seleukos zaśmiał się szyderczo:
- Przy tej małej ilości wody, jaką mamy do dyspozycji, nie myślałem, że podają wojsku czyste wino.
- Nie jestem pijany, panie - odparł poważnie żołnierz. -Na tym wzniesieniu terenu, dokładnie naprzeciw nas, ustawione są w szyku uzbrojone kobiety.
- Ja nie biję się z kobietami - stwierdził uroczyście Le-onnatos. - Chyba że...
- Ale one nie mają agresywnych zamiarów - sprecyzował żołnierz. - Uśmiechały się do nas, a ta, która zdawała się ich przywódczynią, była bardzo piękna i... - Odwrócił się, żeby pokazać królowi miejsce, gdzie doszło do spotkania, i zobaczył ją w odległości mniejszej od stadionu, eskortowaną przez cztery towarzyszki.
- Pozwólcie im podjechać - rozkazał Aleksander i instynktownie przeciągnął dłonią przez włosy, jakby chciał je poprawić. - Być może rzeczywiście jesteśmy na ziemi amazonek.
Piękna wojowniczka zbliżyła się tymczasem jeszcze bardziej i zsiadła z konia, a w ślad za nią poszły jej towarzyszki. W pewnej odległości widać było inne, które rozbijały namiot. Jeden jedyny na tym ogromnym terytorium.
Król wyszedł jej na spotkanie z Hefajstionem i Krate-rosem u boku, a tymczasem za ich plecami dał się słyszeć szmer zdziwienia przebiegający przez szeregi żołnierzy i osoby z orszaku. Poznawszy nowinę, Kallistenes przepychał się naprzód niemal łokciami i również Leptine
309
przybliżyła się, zaciekawiona tym dziwnym wydarzeniem
|
WÄ
tki
|