ďťż

Ale wyjść za niego? Znowu wyjść za mąż? — Nie wiem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
To zbyt szybko. Tylko westchnął. Patrzył na nią z nieszczęśliwą miną. — Rozumiem. Zdawało mu się, że odpływa gdzieś daleko. 28 Następnego ranka w drodze do galerii Bettina znowu zastanawiała się nad propozycją Johna. Czegóż więcej mogła sobie życzyć? Dlaczego nie posiadała się z radości? Dlatego, odpowiadała sama sobie, że jeszcze bardziej niż dzieci i małżeństwa pragnęła czasu. Czasu na odnalezienie samej siebie, Bettiny, osoby, która zagubiła się gdzieś po drodze, zmieniając w pośpiechu nazwiska. Czuła, że powinna ją odnaleźć, zanim będzie za późno. 163 DANIELLE STEEL Zatrzymała samochód na światłach, jeszcze raz wsłuchując się w echo jego słów i przywołując wyraz jego twarzy w chwili, gdy powiedziała mu, że dla niej jest za wcześnie. Bo było za wcześnie. A co z jej sztuką? Jeśli teraz wyjdzie za niego, nigdy jej nie napisze, zostanie schwytana w pułapkę jego życia, stając się panią Fields. Nie tego pragnęła teraz... Teraz chciała... Nagle wściekły dźwięk klaksonu przywołał ją do rzeczywistości i ruszyła naprzód. Nie mogła się jednak skupić na prowadzeniu. Z trudem utrzymywała wzrok na jezdni. Cały czas myślała o tym, jaki wyraz twarzy miał John, gdy mu o tym powiedziała. I nagle coś dziwnie uderzyło o maskę samochodu i usłyszała krzyk kobiety. Zaskoczona, mocno przycisnęła hamulec i znalazła się na pasie bezpieczeństwa. Rozejrzała się dokoła. Wokół stali ludzie i gapili się... gapili się na nią... na... Na co oni się gapią?... O Boże! Dwóch mężczyzn pochyliło się nad czymś przed jej samochodem. Nie mogła dojrzeć. O Boże! To nie może być... ona nie... Ale po chwili już wiedziała. Gdy roztrzęsiona wybiegła z samochodu, zobaczyła mężczyznę około czterdziestki leżącego twarzą do ulicy. Poczuła, że ogarnia ją panika. Przyklękła obok leżącego, starając się powstrzymać płacz. Mężczyzna ubrany był w ciemny garnitur biznesmena, obok walała się zawartość jego dyplomatki. — Przepraszam... tak mi przykro... czy mogę jakoś pomóc? Przybyli chwilę potem policjanci zachowywali się spokojnie i uprzejmie. Karetka przyjechała zaledwie pięć minut później. Zabrano poszkodowanego. Zapisano imię, nazwisko i numer prawa jazdy Bettiny. Policjanci zebrali dane świadków, które w małym notatniku starannie spisał leworęczny gliniarz o wyglądzie chłopca. — Czy brała pani dziś rano jakieś lekarstwa? — Policjant poważnie spojrzał jej w oczy, lecz Bettina potrząsnęła głową i wytarła nos chusteczką, którą wydobyła z torebki. — Nie. Nie brałam. — Jeden ze świadków widział, jak pani zatrzymywała samochód parę minut wcześniej. Wyglądała pani... — spojrzał na nią przepraszająco. — No, powiedział, jak zamroczona. 164 KOCHANIE — Ja nie byłam... byłam... po prostu zamyślona. — Czy była pani zdenerwowana? — Tak... nie... och, nie pamiętam. Nie wiem. — Trudno było orzec, czy jest przy zdrowych zmysłach, tak bardzo wypadek wytrącił ją z równowagi. — Czy nic mu nie będzie? — Dowiemy się czegoś więcej w szpitalu. Może pani zadzwonić później, jak będzie gotowy raport. — A co ze mną? — Jest pani ranna? — spytał. — Nie, chodzi mi o to — patrzyła na niego niepewnie — czy mnie aresztujecie? Uśmiechnął się łagodnie. — Nie. Nie aresztujemy. To był wypadek. Otrzyma pani wezwanie do sądu. — Do sądu? — Była przerażona, gdy policjant przytaknął. — Pani towarzystwo ubezpieczeniowe prawdopodobnie pokryje większą część odszkodowania. Czy jest pani ubezpieczona? — Oczywiście. — Więc proszę jeszcze dziś zatelefonować do agenta ubezpieczeniowego i do swego adwokata i mieć nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Mieć nadzieję... że dobrze się skończy... O Boże, jakie to straszne. Co ona narobiła? Gdy wreszcie odjechali i Bettina zasiadła za kierownicą swego samochodu, jej ręce gwałtownie dygotały, a w głowie aż wirowało od myśli o mężczyźnie, którego przed chwilą załadowano do karetki. Wydawało jej się, że do galerii dotarła po wielu godzinach, i gdy wreszcie się tam znalazła, nie zatroszczyła się o to, by otworzyć drzwi i pozapalać światła
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.