ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Jakie status
quo, stary?! Po co?! Żeby na całym świecie dogryzały nam różne kreatury?!
Żeby nasi ludzie zostawali zakładnikami fanatycznych ajatollahów, histery
ków i durniów, którzy żyją ciągle w średniowieczu i chętnie poderżnęliby nam
gardło podczas targów o cenę baryłki ropy?! Żeby przy byle okazji manipulo
wali nami Sowieci?! Nie, Peter, naprawdę istnieje lepsza droga. Środki mogą
się wydawać odrażające, ale cel ostateczny jest nie tylko pożądany, lecz także
godny szacunku.
- Kto tak twierdzi? George Marcus Delavane? Erich Leifhelm? Chaim Abrahms?
- Pozbędziemy się ich! - przerwał gniewnie Bellamy.
- To niemożliwe! - krzyknął Stone. - Kiedy puścicie wszystko w ruch,
nikt nie zdoła ich powstrzymać! Twoi generałowie staną się zbawcami świata.
Będą podziwiani, uwielbiani! Ktokolwiek ośmieli się im sprzeciwić, zostanie
uznany za parszywą owcę! Wszyscy zmienią się w roboty i dobrze o tym wiesz.
do cholery!
Zadzwonił telefon.
- Nie podnoś słuchawki - rozkazał szef MI-6.
554
- Już nie potrzebuję. To ty byłeś Anglikiem w rezydencji Leifhelma Bonn. Potwierdziłby to nawet pobieżny opis.
Telefon zadzwonił znowu.
- To Converse?!
- Chciałbyś z nim porozmawiać? Jest wyśmienitym prawnikiem, choć złamał podstawową zasadę: reprezentuje samego siebie jako adwokat. Ujawnił się, Derek, i chce was zniszczyć. Niedługo to zrobimy.
- Nie uda wam się! - zawołał Bellamy. - To niemożliwe! Sam przed chwilą przyznałeś, że kiedy wszystko się zacznie, nic nas już nie powstrzyma!
Anglik rzucił się znienacka na Stone'a, wysunąwszy do przodu trzy wyprostowane palce prawej ręki. Były agent CIA, trafiony prosto w gardło niby trzema stalowymi trzpieniami, poczuł straszliwy ból i rozpaczliwie usiłował chwycić ustami powietrze; pokój zawirował mu nagle przed oczyma i rozpłynął się w oślepiającym fajerwerku tysiąca świetlistych igieł. Na natarczywy dzwonek telefonu nałożył się odgłos otwieranych i zamykanych drzwi. Jednakże Peter niczego nie widział; fajerwerk białych świateł pochłonęła ciemność. Zaczął tłuc się po omacku na wszystkie strony w poszukiwaniu aparatu, który tymczasem umilkł; kilka minut odbijał się szaleńczo od ścian, a w pewnej chwili przekoziołkował przez biurko. Wreszcie rozległ się trzask wyważanych drzwi i do pokoju wpadł pułkownik Alan Metcalf.
- Co się stało, Stone?! - krzyknął, podbiegł do Petera i natychmiast zo
rientował się, że byłego agenta CIA uderzono ciosem karate. Zaczął masować
mu gardło i ugniatać kolanem brzuch, aby zmusić go do zaczerpnięcia powie
trza. - Dzwoniono z centrali, że zamówiłeś szyfrówkę z czternastki, ale nie
podnosisz słuchawki! Kto to zrobił, na Boga?!
Przed oczyma Stone'a znów pojawiły się mgliste obrazy, lecz w dalszym ciągu nie był w stanie wydobyć z siebie głosu i tylko kasłał spazmatycznie. Wijąc się pod mocnymi dłońmi Metcalfa, wskazał notatnik, który spadł z biurka na podłogę. Pułkownik zrozumiał: sięgnął po niego i wyjął z kieszeni długopis. Przewrócił Stone'a na bok, włożył mu pióro do ręki i przesunął ją ku kartce.
Belmy to Akwita... - nagryzmolił z trudem Peter.
- O Boże...! - wyszeptał Metcalf, podniósł słuchawkę i wcisnął klawisz
z cyfrą zero.
- Centrala? Alarm! Połączcie mnie z ochroną...! Ochrona? Tu pułkownik
Alan Metcalf z czternastki w kompleksie strategicznym. Ogłaszam alarm! Z Bia
łego Domu może próbować wyjść Brytyjczyk o nazwisku Bellamy. Proszę go
zatrzymać i osadzić w areszcie! Jest niebezpieczny! A poza tym skontaktujcie
Się ze szpitalem! Niech przyślą do czternastki lekarza. Szybko!
Etatowy lekarz Białego Domu zdjął z twarzy Stone'a maskę tlenową i położył jąna biurku koło butli. Odchylił łagodnie głowę Petera, włożył mu do ust szpatułkę i obejrzał gardło w świetle punktowej latarki.
555
- Bardzo niebezpieczny cios, ale za kilka godzin poczuje się pan lepjej -
zawyrokował. - Dam panu tabletki przeciwbólowe.
- Co zawierają? - spytał ochryple Stone.
- To łagodny środek. Kodeina z niewielkimi dodatkami.
- Nie, dziękuję, panie doktorze - odparł Peter i spojrzał przez ramię na
Metcalfa. - Coś mi się zdaje, że nie przynosisz dobrych wiadomości.
- To prawda. Bellamy uciekł. Miał specjalną przepustkę i powiedział straż
nikom przy Wschodniej Bramie, że wezwano go w pilnej sprawie do ambasa
dy brytyjskiej.
- Kurwa mać!
- Niech pan nie podnosi głosu - odezwał się lekarz.
- Tak, oczywiście - odparł Stone. - Serdecznie panu dziękuję. Czy mógł-
by pan zostawić nas samych? - Wstał z fotela, a doktor skinął głową, wziął
swoją lekarską torbę i ruszył w stronę drzwi. - Jestem panu naprawdę wdzięczny,
panie doktorze. Jeszcze raz dziękuję.
- Drobnostka. Przyślę kogoś po butlę.
Kiedy lekarz zamknął za sobą drzwi, rozległ się dzwonek telefonu. Słuchawkę podniósł Metcalf.
- Tak? Owszem, jest tutaj. - Pułkownik słuchał przez chwilę i zwrócił się
do Stone'a: - To prawdziwy przełom! Wszyscy zidentyfikowani oficerowie
mają pewną wspólną cechę. Przebywają co najmniej na miesięcznych waka
cjach i złożyli wnioski urlopowe dokładnie pięć miesięcy temu; różnica wyno
si zaledwie kilka dni.
-Zagwarantowali sobie w ten sposób otrzymanie urlopu jako pierwsi w kolejce - dodał z wysiłkiem agent CIA. - A plan demonstracji przeciwko wojnie jądrowej ogłoszono w Szwecji pół roku wcześniej.
- Wszystko jak w zegarku - stwierdził Metcalf. - Aby unieszkodliwić
pozostałych, musimy zawiadomić instytucje wojskowe. Wszyscy oficerowie
kilkunastu różnych armii wracający z urlopów powinni się znaleźć w areszcie
koszarowym. Spotka to wielu Bogu ducha winnych ludzi, ale nie ma rady.
Zwolnią ich po rozesłaniu fotografii.
- Pora na wyspę Scharhórn. - Stone wstał z fotela, rozcierając sobie gar
dło. - I nie wstydzę się przyznać, że śmiertelnie się jej boję. Wystarczy drobna
pomyłka i zniszczymy listę Akwitańczyków. Co gorsza, jeden fałszywy krok
i baza wyleci w powietrze. Podszedł do telefonu.
- Chcesz zadzwonić do Johnny'ego? - spytał pułkownik.
- Najpierw do Converse'a. Usiłuje zdobyć hasła.
Trzej wstrząśnięci generałowie Akwitanii, którzy siedzieli na krzesłach, wpatrywali się prosto przed siebie, unikając swojego wzroku. Zapalono światło i wyłączono wielki telewizor. Za każdym generałem stał uzbrojony męż' czyzna, któremu wydano zwięzły rozkaz: "Jeśli wstanie, masz go zastrzelić
556
- Zapewne domyślacie się już, panowie, czego chcę się od was dowiedzieć
- rzekł Converse, spacerując tam i z powrotem przed generałami
|
WÄ
tki
|