Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Budziło to w dziewczynce przerażenie. Ta czarodziejska mgła i
ziemia, która sama powstała przeciwko intruzom i chciała ich zepchn±ć na Moczary Toru!
Myszka wiedziała, że kiedy znajd± się znów bezpieczni w Estcarpie, tata i Weldyn
rozstrzygn± spór raz na zawsze. O tym także nie chciała my¶leć.
— Tato?
— Tak? — zapytał z roztargnieniem.
To mogło poczekać.
— Nic, kocham cię
— I ja cię kocham.
Weldyn dogonił towarzyszy.
— Mamy kłopoty — powiedział.
— Wiedzieli¶my o tym — odparł tata.
— Większe niż my¶lałe¶. — Ostry Szpon zaskwirzył i usiadł na specjalnie dla niego
przygotowanej grzędzie w kształcie widełek. — Maj± dobre konie. Ale jest jeszcze co¶
bardziej niepokoj±cego. Psy, które nas ¶cigaj±, maj± ze sob± kogo¶, kogo przywi±zały do
siodła i zmuszaj± go do jazdy na przedzie. Wydaje mi się, że jest to nasz przyjaciel Talgar.
Trudno powiedzieć, gdyż strasznie wygl±da. Od czasu do czasu który¶ z Psów zbliżał się do
niego i smagał go batem. My¶lę, że bardzo się zirytowali, kiedy odkryli, że to on ich zdradził.
Tata zacisn±ł szczęki.
— Istotnie to złe wie¶ci, ale przecież się tego spodziewali¶my. Próbowali¶my go ostrzec.
Czy to już wszystko?
— Chciałbym, żeby tak było. — Weldyn otarł czoło. — Dowiedziałem się, dlaczego nas
dot±d nie dogonili. Wysłali przodem oddział Psów jak±¶ nie znan± nam okrężn± drog± przez
żywopłoty. Będ± czekali na nas przy Alizońskiej Przełęczy.
— Maj± zatem nadzieję wzi±ć nas w kleszcze. — Tata spojrzał na południe, w stronę
niebieskawej smugi Gór Alizońskich. — I rozsiać ku przestrodze naszych przyjaciół nasze
ko¶ci. Girvan chyba mówił szczerze, kiedy ostrzegał nas przed niebezpieczeństwami, jakie
czekaj± próbuj±cych przejechać przez te góry. Teraz jednak wygl±da na to, że jest to jedyny
sposób uniknięcia spotkania z Psami i losu, jaki nam szykuj±.
— Ja tam nie miałbym nic przeciwko temu — powiedział Hirl. — Przyjemnie jest walczyć
z Psami.
— I naraziłby¶ życie dzieci, które mieli¶my ocalić. — Tata potrz±sn±ł przecz±co głow±. —
Sam osobi¶cie wolałbym skrzyżować miecz z Psami, a nie unikać ich. A to musimy zrobić.
Walka w zamku tylko pobudziła mój apetyt na krew Alizończyków, którzy paktowali z
Kolderem… — urwał z okrzykiem oburzenia.
— Muszę się w tym zgodzić z bratem Sokolnikiem — o¶wiadczył Weldyn — chociaż nie
z tych samych powodów. W innych okoliczno¶ciach mogliby¶my spróbować walczyć z obu
oddziałami Psów naraz, nawet gdyby małe czarownice musiały biegiem szukać sobie
kryjówki. Ostatecznie jest nas sze¶ciu
— Siedmiu — mruknęła mama, ale Weldyn nawet nie zwrócił uwagi na jej słowa.
— Razem przewyższaj± nas liczebnie. Wypada czterech na jednego. I s± uzbrojeni w
miecze i pistolety strzałkowe. Nawet je¶li pistolety s± tak zaniedbane jak ten, który zabrałem
tamtemu strażnikowi, zd±ż± ustrzelić kilku z nas, zanim stan± się bezużyteczne. Nawet dla
mnie maj± za duż± przewagę. Dlatego zgadzam się z tob±. Jedziemy przez góry.
— W takim razie skorzystamy z propozycji Lorica, opu¶cimy tę drogę i ruszymy na przełaj
— odrzekł tata. — Teraz.
Weldyn skin±ł głow±. Posłał Ostrego Szpona w górę,, żeby znalazł drogę.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
I
Odkryli boczn± drogę odgałęziaj±c± się od głównego traktu. Zjechali na ni± w nadziei, że
Alizończycy spodziewaj± się, iż uciekinierzy opuszcz± ich kraj najkrótszym i najprostszym
szlakiem. Ta znacznie węższa droga najpierw lekko skręciła we wschodnim kierunku, a
potem powiodła już prosto na wschód. Ani Yareth, ani Weldyn nie zdradzali najmniejszego
zaniepokojenia. Ich ostatecznym celem były góry Alizońskie. Czy to ważne, w jakim miejscu
do nich dotr±, skoro t± dróżk± mogli omin±ć zasadzki ¶cigaj±cych ich Psów?
Podczas jazdy Eirran obrzucała zdziwionymi spojrzeniami Myszkę — nie, Jenys — która
tego dnia podróżowała z ojcem. W ¶wietle poranka wisz±cy na jej szyi Klejnot Czarownicy
l¶nił mlecznobiałym blaskiem. Nie chciała wierzyć własnym oczom widz±c przemianę, która
dokonała się w córce. Nie spowodował tego strój — chociaż brudna i podarta, jej sukienka i
sukienki pozostałych dziewczynek miały ten sam krój co szaty Czarownic — ani blado¶ć czy
osłabienie Myszki…
Nie, nie Myszki. Jenys. Przecież to imię wybrała dla niej z Yarethem. A mimo to
niezwykle łatwo przychodziło Eirran nazywać córkę Myszk±. To na pewno nie zaszkodzi,
przynajmniej dopóty, dopóki nie wróc± do domu…
My¶lała, że Yareth i Weldyn pobij± się ostatniej nocy. Bała się o Yaretha. Spodziewała się
tej scysji. To Yareth rzucił wyzwanie. Zdawała sobie sprawę, że gdyby nawet Weldyn się
wycofał, jej małżonek nigdy tego nie uczyni. Weldyn był starszy, jednocze¶nie cięższy i nieco
wyższy od Yaretha. Jego upór i bezwzględno¶ć przerażały Eirran, gdy pomy¶lała o czekaj±cej
ich ostatecznej ¶miertelnej walce. Tylko taka była możliwa, gdy w grę wchodził honor
Sokolników.
— Jeste¶ zmartwiona, Eirran — powiedziała Gwiazdka. — Wyczuwam to po sposobie, w
jaki się poruszasz i dosiadasz konia.
— Tak — odrzekła — jestem. Boję się, że nie zdołam powstrzymać ich od walki. On
zabije Weldyna. Albo, co gorzej, Weldyn jego zabije. I co się wtedy ze mn± stanie?
Gwiazdka nie musiała pytać, kim był ten „on”.
— Nie mogę ci poradzić, żeby¶ się nie martwiła, gdyż masz prawo się niepokoić —
odrzekła. — Mogę ci tylko powiedzieć, że niedobrze jest się zamartwiać na zapas. Wiele
może się zmienić, zanim obaj skrzyżuj± miecze.
Eirran odwróciła ku sobie twarz dziewczynki i spojrzała jej w oczy.
— Jeszcze jedna sze¶ciolatka, która zbliża się do czterdziestki! Czy wy wszystkie jeste¶cie
takie?
— Tak, Eirran. No, prócz Seplenisi — dodała uczciwie Gwiazdka. — Pod pewnymi
względami ona jest bardzo niedojrzała.
Eirran, słysz±c te słowa z ust dziecka, nie potrafiła powstrzymać ¶miechu.
— O tak. Już dawno powinna wyrosn±ć z ssania palca, ale przecież…
— To nie tylko to. Ssanie palca to nie wszystko. W drodze do Alizonu, gdy nas porwano,
okazała się bardzo słaba. Bały¶my się o jej los, gdyby trafiła do kolderskiej maszyny. Jednak
jest jedn± z nas. Nasz± siostr±.
Zimny dreszcz przebiegł Eirran po plecach. Nie chciała się nad tym zastanawiać i zmieniła
temat rozmowy:
— Opowiedz mi o tym Klejnocie.
— No cóż, kiedy pozostawili¶my was w zamku, zaczęły¶my go wypróbowywać.
Chciały¶my sprawdzić, czy będzie działał
|
WÄ…tki
|