ďťż

- Mów - powiedział Key, dopijając drugą filiżankę kawy...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Umrze. - Rozumiem. Kiedy i na co? - W ciągu tygodnia. Nie chodzi o tortury, ma porażony szpik kostny. Zdaje się, że ktoś postawił sobie za cel całkowitą steryliza- cję jego krwi. - Żadnych szans? Andriej pokręcił głową. - Coś cię martwi? - spytał Key. W spojrzeniu cyborga mignęło zdumienie. - Oczywiście. Operacja zakończyła się fiaskiem. Zginął Me- klończyk. Bracia szeregowcy nie zasługiwali na wspomnienie. - Chłopiec ma aTan. Cyborg zastanawiał się przez sekundę. - W takim razie po co ciągnęliśmy go na statek? Key nachylił się do groteskowej głowy cyborga i w zaufaniu wyszeptał: - Żeby umarł w odpowiednim miejscu. Andriej podniósł się płynnie. - Przejmę sterowanie. Dokąd prowadzić kuter? - Na Ursę. - Do Bullratów? - Tak. Oczywiście, do imperialnej enklawy. O ile wiem, tamtej- sza SB1 ma wystarczająco dużo wewnętrznych problemów, by jesz- cze kontrolować statki tranzytowe. Przesiądziesz się na jakiś linio- wiec na Gorrę, a my polecimy dalej. - Dobrze. - Andriej - odezwał się nieoczekiwanie dla samego siebie Key. -Naprawdę wykonaliśmy zadanie. Wszystko jest w porządku. Prze- każ Lice, że się z nią połączę... w miarę możliwości. Cyborg skinął głową. - Nie potrzebujesz pomocy lekarskiej? Key nie był pewien, czy to nieoczekiwana ironia, czy oznaka sympatii. - Nie, dziękuję. Gdy Andriej zniknął na mostku, Key wstał i ostrożnie wszedł do kajuty Artura. - Witaj - powiedział cicho chłopiec. Dutch był przekonany, że przed wyjściem Andriej zaaplikował Arturowi środek nasenny, więc zaskoczyło go to. - Witaj - odparł tak samo cicho. - Lepiej się czujesz? Prawie całe ciało Artura pokryte było warstwą różowej galare- towatej papki. Na lewej ręce połyskiwała autostrzykawka, na piersi, wbijając w skórę rozcapierzone pajęcze łapki, zastygł dysk wzmac- niacza serca. - Aha. Wkrótce będę się czuł jeszcze lepiej. Key ostrożnie przysiadł na brzeżku łóżka i musnął głowę chłop- ca lekką, jakby przypadkową pieszczotą. - Kim jest ten chłopiec? - zapytał Artur. - To ty. - Jasne. Po niego rwałeś się na Cailis? - Tak. - Mogę z nim porozmawiać? - Jutro. Wszystko jutro. Chcesz spać? - Nic innego nie robiłem... w przerwach pomiędzy przesłucha- niami. - Wybacz, że tak zwlekałem. - Odliczymy ci z nieśmiertelności sto lat... za karę. Key, szyb- ko umrę? - Za tydzień - powiedział bez wahania Key. - Odejdziesz ze mną? Wszystko ojcu wyjaśnię, zobaczysz. - Za tydzień będziemy na Graalu. Artur uśmiechnął się i papka na jego twarzy zatrzęsła się jak galareta. - Key, jestem prawie trupem. - Okłamałem cię kiedyś? Chłopiec milczał. - Wszystko będzie w porządku. - Jesteś pewien? - Mamy pięćdziesiąt szans na sto. Dokładnie. - To dużo - powiedział poważnie Artur. - Oczywiście. A teraz śpij. Potrzebujesz sił. Jeśli nie wytrzy- masz tygodnia, trzeba będzie zaczynać wszystko od początku. - Postaram się - obiecał Artur. - Postaraj. Posiedzę, dopóki nie zaśniesz. Rzeczywiście siedział przy łóżku Artura jeszcze godzinę. Po- tem wrócił do swojej kajuty, posępnie popatrzył na Tommy'ego, który zajął łóżko, i sam usiadł w fotelu. Zresztą, po dwóch godzinach, gdy działanie analgetyków koktajlu bojowego się skończyło, i tak by się obudził. Rozdział 5 Oni naprawdę idą do Bullratów - powiedział w zadumie Le- mak. Hiperprzestrzenne współrzędne były dość niepewne, ale kurs kutra dało się wyliczyć. - Zdążymy na Ursę przed nimi? - Kał denerwowała się. Na mostku niszczyciela czuła się niezbyt pewnie. Tu królowała techni- ka, a ona wolała pracować z ludźmi. Ekrany radarów, krótkie mel- dunki operatorów, przesiąknięte zawodowym slangiem - wszystko to mówiło jej znacznie mniej niż admirałowi. - Nie - Lemak pokręcił głową. - Maj ą dodatkowy silnik. Leci- my tylko minimalnie szybciej od nich. Spóźnimy się pięć, sześć go- dzin. - Jeśli Curtis ma układy z obcymi... niechby nawet z członka- mi Aliansu... - Kał przełknęła gulę, która nagle pojawiła się w jej gardle. - Muszę uprzedzić SBI enklawy. W przeciwnym razie bę- dzie to zdrada. - Uspokój się. Twoja planeta, Incedios, prowadzi interesy z Bull- ratami? - Oczywiście, to jeden ze stałych partnerów. Nasze umowne współrzędne są bardzo bliskie... - Często chodzą liniowce na Ursę? - Prawie codziennie. - W takim razie po co Curtis i Altos mieliby lecieć na Yolantis? Kał wzruszyła ramionami. - Mają inny cel. - Lemak przełączył coś na pulpicie i na ekra- nie zapłonęła schematyczna mapa. Maleńkie flagi oznaczały kolo- nie tej czy innej rasy. W pewnej mierze prymitywny schemat od- zwierciedlał również odległości pomiędzy gwiazdami, ale nie te ab- solutne, nic nie znaczące w praktyce, tylko umowne, hiperprzestrzen- ne. - Nowe RubieżeŤ- Lemak dotknął ekranu i ta część mapy, na której gwiazdy lśniły imperialnym biokolorem, niemal nieodcinają- cym się od fioletowego tła, powiększyła się. - Dwadzieścia na wpół oswojonych planet. Jeśli Artur van Curtis kieruje się tutaj, to wybór Ursy jako punktu przejściowego jest usprawiedliwiony. - Co ma tam zrobić? - Przeceniasz mnie. Gdybym się domyślał, nie pozwoliłbym tor- turować dziecka. Lemak po kolei dotykał palcem flag, które wyświetlały małe fisz- ki - ogólną informację o planetach. - Kita, Reion, Selia, Graal... Każda z nich. Jeśli nie zdążymy przejąć kutra, a oni wystartują z Ursy, będziemy wiedzieli dokładniej. - l co? — Powitamy ich na orbicie. To wszystko. Po prostu nasza roz- mowa z chłopcem i jego wiernym ochroniarzem odbędzie się tuż przy celu ich podróży. - Jeśli nie odejdą w aTan. Lemak położył rękę na ramieniu Kał gestem właściciela, ale nie zaprotestowała. - Nie odejdą. Nie wiem czemu, ale boją się aTanu. Dziwne jak na syna Curtisa, ale korzystne dla nas. Z wysokości stu kilometrów Ursa przypominała Terrę bardziej niż większość ludzkich koloni
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.