ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Wiele razy pościł i modlił się do swego ducha'opiekuńcze-
- Ahsamah (czyt. a-sa-ma) - tytoń
- Hakatonwan - słowo to w języku Dakotów oznaczało wszystkie ludy
należące do rodziny Odżybuejów. '
172
go. Nigdy nie uzyskał odpowiedzi. Wie jednak, że Uhnishenahbag
zawsze prowadzili między sobą wojny dla zdobycia sławy. Śmierć
w walce była dla nich zaszczytem. Walczyli o tereny łowieckie,
ale wielokroć tylko po to, by okazać odwagę i dzielność, przewyż-
szyć innych swą chytrością czy doświadczeniem. Czynili dalekie
wyprawy, by zdobyć święte leki innych narodów, ich rodowe zna-
ki, wojenne pióropusze i tarcze najdzielniejszych spośród swych
wrogów. Mogli się tym szczycić przed bliskimi i przyjaciółmi. Cie-
szyli się szacunkiem i uznaniem całego plemienia.
Idąc na wojenną wyprawę nie szli po to, by zabijać. I było tak
do czasu, aż zza Wielkiej Słonej Wody leżącej daleko na wscho-
dzie, daleko poza Ojcem Wód, na swych wielkich skrzydlatych
łodziach przypłynęły blade twarze. Przywieźli z sobą grzmiące
kije, które mogą zabijać z odległości dwa razy większej niż strzała
i przywieźli wodę ognistą, która zabija duszę wojownika. I jedno
i drugie podarowali Uhnishenahbag.
Nie przybyli jednak zza wielkiej wody, by zabrać dusze na-
szych braci. Przybyli, by zabrać ich tereny łowieckie, ich ziemię,
niszczyć lasy i zabijać zwierzęta. Grzmiące kije dawali Indianom,
by zabijali się wzajemnie - wodę ognistą po to, by zabrać na-
szym braciom ich ziemie - ziemie ich przodków.
Od czasu przybycia białych wiele narodów ze wschodnich puszcz
musiało opuścić groby swych praojców i odejść na zachód. Coraz
częściej Uhnishenahbag, żyjący dotąd po wschodniej stronie Ojca
Wód, przenoszą się na stronę zachodnią, by dla swych kobiet
i dzieci zdobyć pożywienie. Niektórzy doszli już do łowieckich
terenów naszych braci Mdewkant-on, Sisseton, Santee i Yankton.
Na wschód od Czerwonej Rzeki nasi bracia coraz częściej mu-
szą chwytać za tomahawki przeciwko swym braciom, którzy zos-
tali wyrzuceni przez białych z ziemi nad Wielką Słoną Wodą.
I w taki sposób bracia chwycili za topory wojenne przeciwko
braciom.
Gdy Kenewh był jeszcze małym chłopcem, jego dziad, który
po raz pierwszy ujrzał białych,, a byli to jeszcze Wametegooshewug,
opowiadał, że tamci biali *, chociaż posiadali także grzmiące kije,
* Chodzi o wyprawę kupca francuskiego La Verendrye'a, który pod ko-
niec 1738 r. wraz ze swymi dwoma synami jako pierwszy biały człowiek
dotarł do ziem Mandanów i Dakotów.
173
nie byli tak zuchwali i butni, jak dzisiejsi. Nie dawali naszym
braciom wtedy wody ognistej, nie walczyli z nimi i nie kradli
ich ziemi. Byli grzeczni i z szacunkiem odnosili się do Uhnishe-
nahbag. Lecz w niedługi czas potem za futra i skóry zaczęli sprze-
dawać ludom Hakatonwan swe grzmiące kije i kazali im zabierać
skóry i futra od Dakotów. Od tego czasu Hakatonwan ciągle na-
padają na Yanktonai i na inne ludy, chociaż powinni żyć z nimi ..
w pokoju i przyjaźni lub, jak kiedyś, walczyć dla zdobycia sza-
cunku i sławy. Dakota też kochają taką walkę. Wtedy ich śmierć
jest zaszczytna i chociaż nikt już nie wymienia ich imienia, śmierć
ta dodaje zabitemu jeszcze więcej sławy i poważania.
Pojawienie się białych - mówił dalej wódz - przyniosło z so-
bą wiele zmian na ziemiach haszych praojców. Zmieniło wiele
praw i zwyczajów, jakimi kierowali się dotychczas Uhnishenahbag.
Nasi bracia, którzy przywykli do różnych rzeczy przywiezionych
przez białych, zapragnęli posiadać ich coraz więcej. Wielu z nich,
szczególnie młodych, pragnących nie drogą wielkich czynów,
a drogą bogactwa osiągnąć szacunek i sławę, coraz częściej ulega-
ło namowom białych twarzy i dawało się nakłaniać do czynów
złych. Teraz za ishkoota-wahboo lub grzmiący kij zdradzają
|
WÄ
tki
|