ďťż

— Żeby to spotkanie miało jakiś sens, musicie odpowiadać na moje pytania — powiedział spokojnie — albo nie mam po co tam iść...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Sydney spojrzał na niego spode łba. — Ja nie jestem od gadania, poczekaj na Pierwszego, już on ci przyszykował gadułę jak trzeba — powiedział. Wstał, rzucając niedopalonego papierosa. — Nie zawiążecie mi oczu? —- zapytał Eroll z przekąsem. — Nie trzeba — odparł Sydney, ruszając w górę. — Zanim zejdziesz na dół, nas już tu dawno nie będzie. Pomarańczowy parmonides czekał na niego tam, gdzie go pozostawił przed wjazdem na Montanvert, jakieś sto metrów od stacji kolejki zębatej w Chamonix. Eroll wrzucił nissana na tylne siedzenie, wsiadł, zatrzasnął drzwi i wsunął kasetę do odtwarzacza. Cofnął ostatnie minuty nagrania. — ...aż do zwycięstwa! Mamy w swoich planach więcej takich akcji! Ci, którzy rządzą dzisiejszą Europą, muszą zrozumieć, że czas już przywrócić temu kontynentowi dawne, narodowe ramy. Precz ze Zjednoczoną Federacją Europy! Każdy wraca tam, skąd przyszedł! Wtedy dla każdego prawdziwego Szwajcara znajdzie się praca i miejsce do życia! Powrót do dawnych państwowych granic — oto cel walki organizacji bojowej Brown Helvetia! 16 Na ekranie widział wykrzywioną w dziwnym grymasie, metalową maskę na twarzy terrorysty, który stojąc na tle ośnieżonych szczytów, recytował swoje credo. Boże, co za gówno! — pomyślał i zatrzymał taśmę. Kiedy jechał na spotkanie z tymi, którzy dziesięć dni temu wysadzili w powietrze połowę Place de 1'Opera, powodując śmierć kilkudziesięciu ludzi i dalsze tyle raniąc, miał nadzieję na świetny re-' portaż, na coś ekstra, czego jeszcze nie było. Zobaczył tę idiotyczną maskę, usłyszał, co ma do powiedzenia Numer Jeden Helvetii, i wiedział już — rewelacji nie będzie. Za tę kasetę, którą przed chwilą nakręcił, żadne stacja nie zapłaci mu więcej niż za reportaż z parlamentarnych obrad, po prostu jeszcze jedna grupa separatystycznych obłąkańców. Chętnie dałby w pysk facetowi w masce, ale musiał swoją rolę grać do końca. Żaden reporter, a już szczególnie jeśli jest wolnym strzelcem, nie może sobie pozwolić na takie spontaniczne reakcje, tym bardziej wobec ludzi, którzy jednym ruchem kciuka wysyłają do nieba kilkaset osób. Zapuścił silnik i podjechał do bramki przy wjeździe na superszybką. Automat wyświetlił numer toru, przypisaną prędkość i otworzył bramkę. O tej porze tłok na trasach nie był jeszcze tak duży, po południu można było czekać przy bramce nawet i czterdzieści minut. Parmonides wjechał na tor. Kiedy osiągnął przepisane przez elektronicznego cerbera 252 km na godzinę, Brand włączył automatpilota i ułożył się wygodniej, opuszczając oparcie fotela. Był zmęczony, rześkie górskie powietrze rozłożyło go trochę. Dużo jeździł ostatnio. Szukał tego jednego, jedynego tematu, który pozwoliłby mu rozmawiać z tv z pozycji dyktującego stawkę. Nie było to proste. Miał trzydzieści pięć lat, od dziewięciu lat w branży i jeszcze nigdy mu się to nie udało. Takich jak on było w Europie kilkadziesiąt tysięcy. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy z wszelkiego rodzaju kamerami, urządzeniami holo i innymi zabawk|iitii,do zapisu dźwięku i obrazu przemierzali co/jeizień kontyn^rjt wzdłuż i wszerz w nadziei trafienia na tęibpmbę.CfBa tę fśoną sprawę, która poruszy 2 — Koniec.. 17 serca pięciu miliardów telewidzów, a reportera wyniesie na szczyt sławy i uznania w jeden wieczór, dając pieniądze, olbrzymie pieniądze. O tej forsie śni każdy z tych ludzi, gdy bierze do ręki kamerę. Kiedy dziewięć lat temu Brand kupował swój pierwszy sprzęt profesjonalny, marzył o karierze Holdiego, który właśnie wtedy wpadł na trop afery z „lewymi dziećmi", a jego rewelacyjne kasety telewizja rzymska zakupiła za sumę przyprawiającą o zawrót głowy. Marzył o karierze Richnera czy van Proofa, których reportaże z pierwszego i jak dotąd ostatniego orbitalnego miasta spowodowały odwołanie, a potem wstrzymanie projektu Orbita, ponieważ udowodniły, jak wielu ludzi tam zamieszkałych straciło życie z powodu wadliwej konstrukcji stacji. Do tego jednak, żeby powtórzyć ich sukcesy, trzeba było mieć nie tylko dobry sprzęt, ale dużo sprytu i jeszcze więcej szczęścia. W profesji wolnego strzelca wielu widziało szansę dla siebie, ale nielicznym była ona dana. Brand nie był wyjątkiem. Po godzinnej jeździe opuścił superszybką i wjechał w o-bręb miasta, które nazywało się Zurychem, chociaż powierzchnia dwóch tysięcy kilometrów kwadratowych, którą kiedyś zajmowało to miasto, stanowiła teraz ledwie jedną dziesiątą całości. Na Uto Quai zatrzymał go kolorowy tłum, idący całą szerokością bulwaru. Stulecie Zjednoczenia — zupełnie zapomniał o tej fecie. Włączył tv. Na niewielkim samochodowym ekranie ukazała się twarz van Liina, szefa federacyjnego rządu, jego modulowany głos zabrzmiał w kabinie pa-rmonidesa. — ...zanim sto lat temu połączyliśmy się w wielką europejską rodzinę. Za nami poszli inni, świat postawił na jedność, na pokój! Ale to my byliśmy pierwsi! Właśnie my, stojąc u progu nowej straszliwej wojny, zdobyliśmy się na to, by ją odrzucić, rozsądek zatriumfował i jedynie słuszna alternatywa stała się faktem — mówił van Liin, patrząc co jakiś czas prosto w kamerę. — Zjednoczenie się Europy i utworzenie Rządu Federacyjnego pozwoliło skuteczniej zająć się naszym najważniejszym problemem, jakim jest 18 l problem demograficzny, problem przeludnienia
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.