ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Zaraz po dziesiątej Lebel znowu telefonował do Thomasa w Londynie. Ten omal nie jęknął usłyszawszy nową prośbę kolegi, ale zdobył się na uprzejmość i obiecał, że zrobi, co tylko będzie mógł. Zawołał ponownie inspektora, który już przedtem zajmował się tą sprawą.
- Siadaj pan - powiedział - znowu mamy Francuzów na głowie. Zgubili tego faceta. Siedzi gdzieś w środku Paryża i ma na pewno nowe dokumenty. Musimy skontaktować się telefonicznie z wszystkimi konsulatami w Londynie i prosić o spisy paszportów zagubionych albo skradzionych od pierwszego lipca. Skreślajcie Azjatów i Czarnych i notujcie przede wszystkim wzrost każdego z tych mężczyzn. Kto ma więcej niż metr siedemdziesiąt, jest podejrzany. Do roboty.
Wieczorne zebranie w paryskim ministerstwie przesunięte zostało na drugą po południu.
Lebel złożył jak zwykle sucho swój raport i znów spotkał się z zimnym przyjęciem.
- A niech to wszyscy diabli! - zawołał w pewnym momencie minister. - Ten człowiek ma piekielne szczęście!
- Nie, panie ministrze, to nie jest sprawa szczęścia. W każdym razie nie tylko szczęścia. Był on stale, w każdej fazie śledztwa, informowany o naszych posunięciach. Dlatego właśnie opuścił Gap w takim pośpiechu, dlatego zabił tę kobietę w La Chalonniure i uciekł, zanim pułapka się zamknęła. Co wieczór składałem tutaj sprawozdanie z naszych postępów. Trzykrotnie już tylko godziny dzieliły nas od schwytania Szakala. Dziś rano zdołał zbiec i ukryć się pod innym nazwiskiem już po aresztowaniu Valmy'ego przez to, że nie zdołałem naśladować jego głosu. W pierwszych dwóch przypadkach Szakal wymknął się, ponieważ został wczesnym rankiem poinformowany o tym, co mówiłem tutaj na wieczornym zebraniu.
Dokoła stołu zapanowało lodowate milczenie.
- Wydaje mi się, panie komisarzu, że już słyszałem od pana taką sugestię - powiedział zimno minister. - Mam nadzieję, że jest pan w stanie ją udowodnić.
Zamiast odpowiedzi Lebel położył na stole mały, przenośny magnetofon i nacisnął guzik. W ciszy sali konferencyjnej zapis telefonicznej rozmowy brzmiał metalicznie i nieco chrypliwie. Kiedy taśma się skończyła, zebrani patrzyli dalej w magnetofon. Twarz pułkownika Saint-Claira poszarzała jak popiół, a ręce mu drżały, kiedy wkładał do teczki papiery.
- Czyj to był głos? - spytał wreszcie minister.
Lebel milczał. Saint-Clair wstał powoli z miejsca, a oczy zebranych skierowały się na niego.
- Muszę pana poinformować... panie ministrze... że jest to głos... mojej... przyjaciółki. Mieszka obecnie ze mną... Przepraszam.
Wyszedł z pokoju i pojechał do Pałacu, żeby podać się do dymisji. Pozostali członkowie konferencji siedzieli przy stole z opuszczonymi głowami.
- No cóż, panie komisarzu - powiedział wreszcie cicho minister. - Niech pan mówi dalej.
Lebel poinformował zebranych, że zwrócił się do inspektora Thomasa w Londynie z prośbą o spis wszystkich zagubionych paszportów za okres ostatnich pięćdziesięciu dni.
- Mam nadzieję - zakończył - że jeszcze dziś wieczorem otrzymam krótką listę, z której prawdopodobnie tylko dwie czy trzy osoby będą wchodziły w rachubę. Wtedy zwrócę się do krajów, których są obywatelami, o dostarczenie ich fotografii. Jesteśmy pewni, że Szakal nie wygląda już teraz jak Calthrop, Duggan czy Jensen, lecz przedzierzgnął się w nową postać. Jeżeli wszystko pójdzie gładko, powinienem mieć te zdjęcia jutro w południe.
- Chciałbym teraz - zabrał głos minister - poinformować zebranych o mojej rozmowie z prezydentem de Gaulle'em. Odmówił on kategorycznie dokonania najmniejszej zmiany w swoim rozkładzie zajęć. Oczekiwałem tego zresztą. Ale uzyskałem jedno ustępstwo, a mianowicie zgodę na poinformowanie prasy o niektórych aspektach tej sprawy. Szakal jest obecnie pospolitym przestępcą. Zamordował baronową de la Chalonniure w jej własnym domu, starając się ukraść jej biżuterię. Taka jest wersja oficjalna. Podejrzewa się, że zbiegł do Paryża i tu się ukrywa. Jeżeli panowie się zgadzają, to podamy tę informację prasie, tak by mogła ukazać się w ostatnich wydaniach popołudniowych. Skoro tylko uzyska pan, panie komisarzu, nowe nazwisko czy nazwiska, pod którymi ukrywa się obecnie morderca, można je również przekazać dziennikarzom. To umożliwi gazetom porannym podanie najświeższych informacji. A potem, jeżeli jutro je dostaniemy, będzie pan mógł dać prasie i telewizji fotografie niefortunnych turystów, którzy zgubili swoje paszporty w Londynie. Niezależnie od tego, z chwilą gdy poznamy te nazwiska, zmobilizujemy całą paryską służbę bezpieczeństwa do legitymowania wszystkich absolutnie przechodniów.
Prefekt policji i szef wywiadu robili pospiesznie notatki. Minister ciągnął dalej:
- Tajna policja zajmie się sprawdzeniem wszystkich sympatyków OAS, figurujących w aktach Archiwów Centralnych.
Szefowie tajnej policji i Archiwów Centralnych skinęli głowami na znak zgody.
- Policja kryminalna zmobilizuje wszystkich detektywów i także skieruje ich do tej akcji.
Max Fernet, dyrektor policji kryminalnej, skinął teraz głową.
- Jeżeli chodzi o Pałac, to muszę oczywiście otrzymać dokładny rozkład zajęć prezydenta na najbliższe dni, ale on sam nie musi być wcale poinformowany o specjalnych środkach ostrożności, jakie zamierzamy przedsięwziąć. Jest to jeden z tych wypadków, kiedy musimy ryzykować, że się narazimy na jego gniew. Poza tym polegam na panu, komisarzu Ducret, że wzmocni pan maksymalnie ochronę prezydenta. Prawda?
Jean Ducret, szef korpusu ochrony de Gaulle'a, pochylił głowę. Minister zwrócił się teraz do komisarza Bouvier:
- Brygada Kryminalna ma niewątpliwie licznych konfidentów w świecie przestępczym. Proszę dostarczyć im rysopis i nowe nazwisko Szakala. Niech się włączą do akcji. Zgoda?
Komisarz Bouvier zgodził się z ministrem, ale nie pozbył się niepokoju. Widział już w życiu niejedną obławę, ale to, co teraz robiono, było nie do pojęcia. Z chwilą gdy Lebel dostarczy nowe nazwisko, numer paszportu i rysopis - blisko sto tysięcy policjantów, agentów bezpieczeństwa i konfidentów zacznie przetrząsać ulice, hotele, bary i restauracje Paryża w poszukiwaniu jednego człowieka!
- Czy są jeszcze jakieś możliwości, o których zapomniałem? - spytał minister.
Pułkownik Rolland spojrzał ukradkiem na generała Guibaud, a potem na komisarza Bouvier i bąknął:
- Jest jeszcze Unia Korsykańska...
Generał Guibaud przyglądał się uważnie swoim paznokciom. Bouvier nie ukrywał oburzenia. Większość obecnych była wyraźnie zaambarasowana
|
WÄ
tki
|