ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Strupy na obu ranach otworzyły się pod wpływem wysiłku i sączyła się z nich wodnista limfa, zabarwiona krwią.
Ned utykał ciężko, chodząc po rusztowaniu. Rana od cięcia szpadą opasywała niczym czerwona winorośl jego udo. Po głodowym wikcie na pokładzie Guli ofMoray na ich ciałach nie zostało ani jednej uncji tłuszczu. Byli smukli niczym charty. Pod opaloną skórą widać było każdą kość i ścięgno.
Chociaż wciąż świeciło jasne słońce, wiejący od północnego zachodu zimowy wiatr szlifował ich ciała, jakby byli taflą szkła. Razem chwycili gruby konopny sznur i krążki zaskrzypiały cienko w blokach, kiedy wielki żółty głaz uniósł się z wozu i zaczął niebezpieczną wędrówkę na szczyt muru.
Poprzedniego dnia rusztowanie przy południowym bastionie zawaliło się pod ciężarem kamieni i trzej pracujący tam więźniowie zginęli, spadając na dziedziniec.
269
- Trzy ptaszki za jednym zamachem - mruknął nadzorca Hugo Barnard, stojąc nad ich zmiażdżonymi ciałami. - Następnego nieostrożnego sukinsyna, który da się zabić, każę zasiekać - oznajmił i roześmiał się z własnego wisielczego dowcipu.
Daniel owinął sznur wokół zdrowego ramienia, a pozostali więźniowie złapali kołyszący się głaz, wciągnęli go na kozioł i słuchając poleceń odzianego w skórzany fartuch holenderskiego kamieniarza, z największym trudem umieścili go w luce na szczycie muru.
Przez chwilę stali ciężko dysząc, z obolałymi i drżącymi z wysiłku mięśniami, ale nie było czasu na odpoczynek.
- Spuszczajcie z powrotem linę! - wrzeszczał z dziedzińca Hugo Barnard. - Szybciej albo wejdę tam i przemówię wam do rozsądku - dodał potrząsając związanymi w supły rzemieniami bata.
Daniel wyjrzał za skraj rusztowania. Nagle zesztywniał i zerknął przez ramię na Hala.
- Widzę Abolego i innych chłopaków - oznajmił.
Hal stanął obok niego i spojrzał w dół. Z lochów wyszła właśnie mała procesja. Czterech czarnych mężczyzn wyprowadzono w łańcuchach na zalany słońcem dziedziniec.
- Popatrzcie na tych szczęściarzy - mruknął Ned Tyler.
Murzynów nie włączono do drużyn roboczych. Pozostali w lochach i otrzymywali jeden dodatkowy posiłek dziennie, żeby odpocząć i podtuczyć się przed wysłaniem na targ niewolników. Tego ranka Manseer kazał całej czwórce rozebrać się do naga, a chirurg Kompanii, doktor Saar, zszedł do celi i zbadał ich, zaglądając do uszu i ust, by upewnić się co do stanu ich zdrowia. Po wyjściu lekarza Manseer kazał im namaścić się oliwą przyniesioną w kamiennej wazie i ich ciała lśniły w słońcu niczym heban. Choć byli jeszcze wymizerowani i chudzi po podróży na pokładzie Guli ofMo-ray, warstwa oliwy sprawiła, że każdy z nich wyglądał jak okaz zdrowia. Maszerowali teraz przez bramę na plac apelowy, gdzie zebrał się już tłum gapiów.
Zanim wyszli z zamku, Aboli odwrócił swoją wielką głowę i spojrzał na Hala stojącego wysoko na rusztowaniu. Ich oczy spotkały się na krótki moment. Żaden z nich nie musiał nic mówić, ryzykując, że oberwie trzciną od nadzorcy. Aboli wyszedł na zewnątrz, nie oglądając się za siebie.
Licytacja miała się odbyć na skleconym z desek podwyższeniu, na którym przy innych okazjach wystawiano na publiczny widok ciała straconych przestępców. Czterem mężczyznom kazano wejść na platformę i po chwili wspiął się do nich doktor Saar.
270
LI,
- Zbadałem czterech niewolników oferowanych dzisiaj na sprzedaż - oświadczył, łypiąc na zgromadzonych znad drucianych okularów - i mogę, zapewnić, że wszyscy są w dobrym stanie. Mają zdrowe oczy i zęby i nie stwierdziłem u żadnego z nich ubytków na ciele.
Tłum był w świątecznym nastroju. Ludzie klaskali podczas oświadczenia doktora i pokpiwali z niego, kiedy zlazł z podwyższenia i pośpiesznie oddalił się. w stronę zamku. Jacobus Hop, który zajął jego miejsce, podniósł rękę, żeby ich uciszyć, po czym odczytał ogłoszenie o sprzedaży. Zgromadzeni śmieli się i przedrzeźniali go za każdym razem, kiedy się zająknął
|
WÄ
tki
|