ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Kiedy radca to mówił, cyrulik nacierał jego twarz jedną maścią po drugiej; gość,
rozsiadłszy się wygodnie w krześle, palił fajkę i przyglądał się balwierskim
zabiegom.
To prawda powiedział wreszcie głosem spokojnym, bardzo wolno że w
dawnych czasach nie zawsze patrzano na Islandii z równym ukontentowaniem na ceny
hamburczyków. Wszelako ci, co się na tym znają, twierdzą, że później było z
cenami
coraz gorzej, zarówno za czasów bogobojnych kupców z Helsingor, jak i za czasów
kompanii. A co się tyczy waszych, mon-sieur, kolegów i udziałowców handlu z
Islandią, nie sposób odmówić ich poczynaniom zręczności, dopóki mają wśród
siebie
tych Islandczyków, którzy wydają im się najcenniejsi.
Nie dajemy między sobą czy też między naszą służbą pierwszeństwa jednym
Islandczykom przed innymi, lecz. staramy się być wiernymi sługami i rzeczywistą
pomocą dla całej wyspy.
Hm mruknął Arnas Arnaeus Jonowi Mar-teinssonowi wiedzie się jak dotąd
nieźle.
Joen Martensen? Nigdy nie słyszałem tego nazwiska.
Duńczycy nie przyznają się doń, kiedy wymienić jego nazwisko. A jednak jest on
dla nich jedyny, jeśli kogoś z Islandczyków potrzebują. Pewne inne narody także
umieją zresztą z jego sprawek korzystać.
To nie w duńskich księgach czytamy, że Island-czycy pochodzą od zdrajców swej
ojczyzny i piratów, jeśli nawet (co podobno wynika z ich własnych ksiąg) nie
wywodzą się od irlandzkich niewolników mówiąc te słowa radca stanu coraz
leniwiej poddawał się namaszczaniu. Co macie jeszcze na sercu, jaśnie
wielmożny
panie?
Proszono mnie, abym objął namiestnictwo nad Islandią powiedział Arnas
Arnaeus.
Perukarz! radca stanu z jękiem wyprostował się w krześle. Dość już! Niech
zabierze swoje śmierdzące smarowidła. Niech się wynosi! Na co czeka? Dla kogo
szpieguje?
Cyrulik, przerażony, spiesznie osuszył twarz radcy, wepchnął puszki do torby,
bez
przerwy kłaniał się przy tym mówiąc, że jest prostym człowiekiem i niczego nie
słyszy
i nic nie widzi, a gdyby nawet coś posłyszał czy zobaczył, na niczym się nie
rozumie.
Cofając się tyłem opuścił pokój; wtedy radca wstał i zwrócił się ku siedzącemu
spokojnie profesorowi pradawnych dziejów duńskich, aby dowiedzieć się w końcu,
co
za nowiny gość przynosi:
Co to monsieur właśnie powiedział?
Nie sądzę, abym powiedział coś szczególnego . odrzekł Arnas Arnaeus.
Mówiliśmy o Jonie Mar-teinssonie, adwokacie, islandzkiej kompanii, wielkim
zwycięzcy.
A co to wasza dostojność powiedział o namiestnictwie? Któż ma być
namiestnikiem, w czyim imieniu, gdzie?
To wszystko wasza dostojność -wie lepiej ode mnie.
Nic nie wiem! krzyknął radca stanu, stojący wciąż na środku pokoju.
Ponieważ zaś Arnas Arnaeus nie przejawiał najmniejszej chęci powiedzenia czegoś
więcej, wielki pan zaciekawił się jeszcze bardziej i wywijał bezradnie rękoma
pełen
współczucia dla samego siebie.
Nic nie wiem powtórzył. Nam tu w kancelarii nigdy nic nie powiedzą.
Wszystko rozgrywa się między Niemcami, w radzie państwa lub w radzie wojennej,
albo też w sypialni królowej. My nie dostajemy nawet naszego uposażenia. Ja
płacę
co roku z własnej sakiewki piętnaście albo szesnaście setek talarów na własne
utrzymanie i od trzech lat nie widziałem od króla dziurawego szylinga. Mają nas
za
durniów, nie mówią z nami, spiskują na mieście za naszymi plecami i nie
^dziwiłoby
mnie wcale, gdybym wstając pewnego pięknego ranka usłyszał, że nas ten
huncwot król sprzedał.
Jak waszej dostojności wiadomo, nasz pan i władca próbował wielokrotnie
sprzedać lub oddać w zastaw wspomnianą wyspę. Dwa razy w ciągu ledwie dziesięciu
lat posyłał na przykład posłów do angielskiego króla z tą misją, o czym można
wyczytać w archiwach. Bo-.
gaty hamburczyk Uffelen opowiadał mi wczoraj, że naszemu najmiłościwszemu panu
podobało się w łaskawości serca znowu wystawić na sprzedaż ten nieszczęsny kraj.
Na tę wiadomość radca stanu opadł na krzesło i po- . bladły patrzał
nieprzytomnie
przed siebie. Wreszcie jęknął z dna swej udręki:
To przekroczenie władzy, zdrada, czartowskie dzieło!
Arnas Arnaeus palił spokojnie dalej.
Radca zebrawszy wszystkie siły podniósł się wreszcie, wyjął z szafy wino i
napełnił
kielich sobie i gościowi. Kiedy wino zwilżyło mu gardło, mówił dalej:
Pozwalam sobie podać w wątpliwość, czy król ma prawo sprzedać kraj nie pytając
się nas w kancelarii. Byłaby to kradzież nie tylko posiadłości kancelarii, ale
również
majątku kompanii
|
WÄ
tki
|